Większość krytykuje. Najmocniej obrywa się Smarzowskiemu za scenę święcenia kos i siekier. Wielu sugeruje, że w eskalacji sporów o Rzeź Wołyńską macza palce sam Putin. Najważniejsze jednak jest to, że na stanowisku „wołyńskich negacjonistów” stoi już tylko margines ukraińskich komentatorów. Droga do pojednania będzie jeszcze długa, zaś do ostatecznych rezultatów można żywić umiarkowany optymizm.

Zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie tematyka związana z Rzezią Wołyńską utrzymuje się w przestrzeni publicznej z większą bądź mniejszą intensywnością w zasadzie od tego lata, co ma związek nie tylko z przedpremierowymi pokazami filmu i rocznicą masakry, ale również uchwałą polskiego Sejmu uznającą Rzeź Wołyńską za ludobójstwo, a także listem Ukraińców do Polaków w formule „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Na Ukrainie oczekiwania wobec filmu, podsycane wyżej wymienionymi wydarzeniami natury politycznej, urozmaicone zostały nie tylko relacjonowaniem postępów w pracach, ale również szerszą analizą ukraińsko-polskich relacji i samej Rzezi Wołyńskiej. Tak samo jak w Polsce obecne były głosy, że film może negatywnie wpłynąć na relacje tych dwóch państw. Okazuje się jednak, że dotychczas, pomimo znacznej krytyki w ukraińskich mediach, film ten wpłynął przede wszystkim pozytywnie na stan wiedzy historycznej na Ukrainie. Obawy o jego destrukcyjnym wpływie okazały się mocno przesadzone, co trafnie oddają słowa ukraińskiego historyka, Jarosława Hrycaka: „Po Wołyniu, wszystko najgorsze co mogło się stać w stosunkach pomiędzy Ukrainą i Polską, już się stało i straty dla tych stosunków nie są krytyczne”.

Kto co komentował?

Należy rozwiać wszelkie wątpliwości, jeśli takowe Czytelnik posiadał – film Smarzowskiego nie cieszy się na Ukrainie dobrą sławą. A o „sławie” piszę celowo, ponieważ film nie jest wyświetlany na Ukrainie, w związku z czym większość głosów dotyczy atmosfery wokół filmu lub wyobrażeń na jego temat.

Dopiero w ostatnich dniach pojawił się szereg komentarzy pojedynczych osób publicznych, które film widziały – komentarzy opartych na relacjach widzów i przedruków debaty z polskiej prasy. Pojawiły się również wypowiedzi osób, które filmu nie obejrzały i oglądać go nie zamierzają. W temacie tym zabierali głos zarówno historycy, dziennikarze, jak i dyplomaci. Pisarze i artyści. Znamienna jest cisza w tym temacie na ukraińskiej scenie politycznej. Wyraźną nadreprezentacją w debacie cieszyła się jedna grupa – Polacy. Tak, właśnie Polacy. W ukraińskich mediach nie ma w zasadzie obecnie artykułów o Wołyniu, które nie powoływałyby się na kogoś z Polski, nie znajdowałyby się pod wpływem określonych polskich środowisk. Są to nie tylko przedruki z polskiej prasy, ale również wywiady, komentarze i artykuły polskich ekspertów, dziennikarzy i publicystów dla ukraińskich mediów.

Za co Wołyń krytykują?

Sam film nie znajduje na Ukrainie obrońców, choć niektóre oceny w wielu przypadkach opatrzone są pewnymi usprawiedliwieniami. Największy zarzut stawiany przez stronę ukraińską wobec filmu to jednostronność. Ukraińcy podkreślają, że nie został on skonsultowany z rodzimymi ekspertami. W opinii większości komentatorów jest on tendencyjny, a wręcz propagandowy. Większość recenzji wskazuje, że Smarzowski prezentuje świat w biało-czarnych barwach: dobry Polak i krwiożerczy Ukrainiec. Często są przytaczane opinie z Polski, wspierające tę tezę, jak np. prezesa Fundacji Solidarność Międzynarodowa Krzysztofa Stanowskiego, który pisze: „Film Wołyń podtrzymuje stereotyp, zgodnie z którym Polacy bywają dobrzy, neutralni i podli. Ukraińcy natomiast – tylko źli, bardzo źli i ci najstraszniejsi, krzyczący «Slawa Ukrajini! Herojam Slawa!»”.

Drugi główny zarzut wobec filmu dotyczy nie trzymania się faktów historycznych. Spektrum opinii co do błędów Smarzowskiego jest bardzo duże. Najbardziej radykalna, ale na szczęście najmniej liczna część komentatorów na Ukrainie stawia siebie w roli de facto negacjonistów wołyńskich. Wśród nich, może przez niezrozumienie znalazł się Jurij Andruchowycz – wybitny ukraiński pisarz, który najwyraźniej w emocjach napisał, krytykowany również przez Ukraińców, artykuł Pojebane pojednanie – niszczycielska dzikość zła (sic). Odwołując się do wywiadu Grzegorza Motyki, który powiedział, że nie ma dowodów na święcenie kos w cerkwi greckokatolickiej, Andruchowycz komentuje: „A niby oni, historycy, znaleźli z sukcesem potwierdzenie dla innych «faktów», jakimi był wypełniony film.” Pozostając przy artykule Andruchowycza warto zacytować dalszą część jago wywodu, w którym sugeruje, że obecna polska władza chce odejść od pojednania z Ukrainą i, tu cytat: „polityki liberalnej żydokomuny (…) wszystkich tych dzieci Giedroycia – Michników, Kuroniów, Wałęsów i Kwaśniewskich, bo z nimi Polska nie doczekała się tego czego oczekiwała, a przez te wszystkie lata była jedynie wykorzystana przez Ukrainę”. Warto dodać, że pisarz wyraźnie zaznacza, że filmu nie oglądał, a na jego emocjonalną opinię mogły wpłynąć jego powiązania z określonymi środowiskami w Polsce, o czym będzie dalej. Co również ciekawe, Andruchowycz stał się negacjonistą wołyńskim nie z pozycji nacjonalistycznych, tylko liberalnych.

Pozostałe, mniej radykalne komentarze odnoszące się do treści filmu oparte są głównie na podważaniu historycznej prawdziwości scen dalece nie kluczowych dla filmu, np. święcenie kos, które również w Polsce kwestionuje Grzegorz Motyka. Wypowiedź ta jest jednocześnie szeroko cytowana. Innym obrazem, który budzi wątpliwości jest wyraźne pokazanie Cerkwi greckokatolickiej na Wołyniu, która wówczas niemal tam nie istniała, a i dzisiaj odgrywa marginalną rolę. Gros komentatorów krytykuje proporcje filmu – duża część poświęcona została mordom Ukraińców, które nawet na tle zbrodni niemieckich i sowieckich są okrutniejsze. Również bardziej przychylne komentarze, choć doceniające próby przedstawienia szerszego kontekstu, krytykują film za proporcje. Okazuje się bowiem, że widz wychodzący z sali kinowej po tak emocjonalnej projekcji zostaje pozostawiony sam na sam z obrazem krwiożerczego Ukraińca, wcielenia zła – ta emocjonalna końcówka przysłania długi wstęp będący obrazem uwarunkowań, które prowadziły do Rzezi Wołyńskiej.

Część komentarzy wykracza poza treść filmu. Zajmuje się analizą polskiej sceny politycznej i wiąże powstanie filmu oraz jego, w ich mniemaniu antyukraińską treść, z przejęciem władzy w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość oraz wzrostem popularności prawicowo-konserwatywnych poglądów i dojścia do głosu takich osób jak ks. Tadeusz Issakowicz-Zaleski i Michał Dworczyk.
Głosy te są częścią szerszego procesu, polegającego na negatywnym przedstawieniu prawicy w Polsce w ukraińskich mediach, na który ogromny wpływ mają również aktorzy polskiej sceny polityczno-medialnej. Po objęciu władzy przez PiS na Ukrainie ukazało się wiele artykułów cytujących dziennikarzy Gazety Wyborczej, lub nawet ich autorstwa, w których antypatie, fobie i polityczne tezy tego środowiska były suflowane jako obiektywny głos, a nie stanowisko jednej z stron trwającego w Polsce sporu. Oczywiście odbywa się to z dużą szkodą dla wzajemnych relacji i wizerunku Polski na Ukrainie. Jednocześnie druga strona polskiego sporu nie wypracowała kanałów komunikacji z ukraińskim społeczeństwem. Dotychczas o Wołyniu ukazał się tylko jeden artykuł w mainstreamowych ukraińskich mediach, który nie został napisany w oparciu o treści publikowane przez Gazetę Wyborczą, opinie Pawła Smoleńskiego bądź Adama Balcera. Chodzi o artykuł Wiktorii Żugan na portalu espreso.tv pod tytułem Po co Polsce film o wołyńskiej tragedii, który odwołuje się do słów publicysty Piotra Zaremby.

Paulina Lang/CZYTAJ DALEJ NA: Jagiellonski24.pl