Wczoraj premier Mateusz Morawiecki zaapelował, aby ze względu na sytuację epidemiczną, powstrzymać się w tym roku od udziału w Marszu Niepodległości. Na słowa premiera odpowiedzieli organizatorzy wydarzenia, którzy zaznaczają, że chcą, aby marsz przeszedł przynajmniej symbolicznie.

Mimo obowiązujących obostrzeń sanitarnych Stowarzyszenie Marsz Niepodległości zdecydowało, że jak co roku, odbędzie się 11. listopada marsz w Warszawie. Argumentują to tym, że skoro na ulicę tłumnie wychodzą manifestować swoje poglądy środowiska skrajnie lewicowe, również konserwatyści mają prawo do zorganizowania swojego wydarzenia.

Do sprawy odniósł się wczoraj premier Mateusz Morawiecki, który wieczorem odpowiadał na Facebooku na pytania internautów. Szef rządu zaapelował, aby zrezygnować z udziału w Marszu Niepodległości. Zaznaczył przy tym, że jeśli sytuacja zostanie opanowana, w przyszłym roku sam chętnie weźmie w nim udział.

- „Szeroko analizujemy to, co powiedział premier Mateusz Morawiecki. Szykujemy się na 11 listopada, oczywiście nie tak, jak w każdym roku, bo czas jest wyjątkowy” – skomentował słowa premiera wiceszef Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Tomasz Kalinowski, goszcząc na antenie Radia Maryja.

Zaznaczył, że organizatorzy będą apelować do uczestników o noszenie maseczek i zachowywanie dystansu. Odstępy będzie wydzielać specjalnie przygotowana do tego Straż Marszu Niepodległości.

- „Na pewno w tym roku nie będzie takiej frekwencji, ale chcemy, żeby marsz przeszedł chociaż symbolicznie” – podkreślił Kalinowski.

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który kilka dni temu sam uczestniczył w agresywnym proteście lewicowych ekstremistów, zwrócił się tymczasem o opinię ws. organizacji marszu do wojewody. Sam nie może go zakazać, ponieważ Marsz Niepodległości jest zgromadzeniem cyklicznym.

kak/PAP, Radio Maryja