41-letnia kobieta w 17. tygodniu ciąży została przywieziona do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego z podejrzeniem śmierci mózgu. Okazało się, że guz o średnicy ok. 4 cm uciskał pień mózgu w taki sposób, że spowodował jego niedokrwienie. Pacjentka wiedziała o guzie, żyła z nim ok. 10 lat. Nie zdecydowała się wcześniej na jego usunięcie, bo mogłoby to spowodować poważne powikłania. 

Lekarze z USK stwierdzili nieodwracalne uszkodzenie mózgu, ale ze względu na to, że kobieta była w ciąży, postanowili nie wszczynać procedury orzeczenia śmierci mózgowej. Funkcje życiowe podtrzymywała aparatura i specjalne leki. Chodziło o to, by dziecko w jej ciele urosło na tyle, żeby mogło przyjść na świat. Poród odbył się przez cesarskie cięcie - po 55 dniach od śmierci kobiety. 

To pierwszy taki przypadek na świecie. Dziecko urodziło się w 26 tygodniu ciąży. Przez kilka miesięcy przebywało w szpitalu. Teraz jest już w domu z tatą.

MT/wyborcza.wroclaw.pl