- Barok trwał w Meksyku przez wieki, bo wpisał się w tamtejszy gust i mentalność. Trudno chyba znaleźć drugi taki kraj na świecie.


Istotnie, w odniesieniu do dawnej architektury można powiedzieć, że Meksyk jest barokowy. Ten styl przylgnął do duszy i mentalności ludu meksykańskiego. W okresie nieco ponad dwustu lat wszystko, co wznoszono monumentalnego w tym kraju, miało postać barokową. Styl ten ma to do siebie, że może mieć wiele postaci, wykracza poza sztywne ramy, jest bardzo kreatywny, stąd odmiana meksykańskiego baroku jest jedyna w swoim rodzaju. Porównywałem ten barok do jego odmian w innych krajach, w Gwatemali, w Peru, Boliwii, Argentynie i Brazylii. Jest niepowtarzalny. Mówiąc o baroku, należy pamiętać, że nie tylko o architekturę chodzi, ale i o malarstwo, muzykę, literaturę, mentalność. Meksykański barok jest rzeczywiście piękny. Przeszczepili go do Nowego Świata jezuici, którzy pojawili się po raz pierwszy w Brazylii, zakładając w dzień nawrócenia św. Pawła miasto – São Paulo. Było to jeszcze za życia św. Ignacego Loyoli. Do Meksyku weszli w 1572 roku. I tę datę można uznać za początek rewolucji w architekturze Ameryki.


- Przypomina Pan w swojej książce „Meksyk”, że Indianie byli świetnymi rzeźbiarzami. Widać to było już w sztuce prekolumbijskiej. Wydaje się, że im więcej zdobień, tym gorzej. Ale kiedy zobaczyłem, np. kościół św. Franciszka Ksawerego w Tepotzotlan, zmieniłem zdanie.

 

Miasto San Miguel de Allende


To prawda, nie wszystkim barok się podoba. Kiedy pojawił się po okresie renesansu, przechodząc przez etap pośredni – manieryzm – już wtedy pojawiło się wielu, którzy bardzo krytykowali ten styl, wręcz wyśmiewali go, znajdując na jego określenie  sarkastyczne nawet epitety. Ale każda wielkość sama się obroni. Co do Tepotzotlan: ten główny ośrodek działalności jezuitów we wszystkich ich przedsięwzięciach w Meksyku rzeczywiście poraża wspaniałością barokowych ołtarzy w tamtejszym głównym kościele. To, co się tam ogląda, wprawia człowieka w zachwyt.


- Cholula, położona niedaleko od Mexico City, to obowiązkowe miejsce postoju podczas podróży do Meksyku. Jest tam podobno 150 kościołów i kaplic na 100 tysięcy mieszkańców! Jak to się stało, że tyle kościołów zbudowano w stosunkowo niewielkim mieście?


Cholulę postrzegam w zespole trzech innych jeszcze miast położonych w niedalekim sąsiedztwie: Puebli, Atlixco i Tlaxcali. Tworzą one, jak to nazwałem, zagłębie baroku meksykańskiego. Nie będę daleki od prawdy, gdy powiem, że jest w tym trójkącie wyznaczonym położeniem tych miast ponad 300 historycznych kościołów, w absolutnej większości barokowych. Co do Choluli to w różnej literaturze podają różną liczbę kościołów. Z tarasu widokowego przy kościele Santa María de los Remedios na szczycie największej w Ameryce piramidy naliczyłem 78 kościołów. Bez lornetki. Niektóre sąsiadują ze sobą dosłownie przez ulicę. I wcale nie są to małe budowle. Wygląda na to, jakby grupka sąsiadów chciała mieć swój własny kościół, albo poświęcony czczonemu we własnym zakresie świętemu. Trudno powiedzieć, skąd się to wzięło. Być może stąd, że kiedy Cortés zdobył to miasto w drodze do azteckiej stolicy, powiadano, że było tam 365 świątyń pogańskich, po jednej na każdy dzień roku. Ambicją Cortésa miało być wzniesienie na miejscu każdej z tych świątyń po jednym kościele, względnie kaplicy. Ale czy tak było, nie mamy na to dowodów.

 

Część Kościoła San Francisco de Acatepec w Choluli

 

- W Guanajuato, dawnym bajecznie pięknym mieście górniczym, opowiadano mi sporo o budowniczych kościoła, którzy wznosili świątynie jako dziękczynne wotum po znalezieniu złota. Druga część pieniędzy szła do Madrytu na kupno tytułu hrabiego. Dla protestantów był to dowód, że katolicy to utracjusze. Te kościoły musiały kosztować fortunę w tamtych czasach.


Guanajuato jest istotnie niezwykle urodziwym miastem, kolorowym od domów malowanych w wykluczających się nawzajem, bardzo jaskrawych barwach. Złota tam raczej nie było, jeśli już, to w śladowych ilościach w rudzie srebra. Meksyk miał bardzo mało złota. To, które wpadło w wyrobach w ręce Hiszpanów w Tenochtitlanie, pochodziło prawdopodobnie z rejonu dzisiejszej Kostaryki, ale może też z Ameryki Południowej, np. z Peru. Meksyk był i jest bogaty w srebro. Istotnie, wielu prostych górników z dnia na dzień stawało się bogaczami, gdy trafili na złoże srebra. Tak było w wielu miejscach: w San Luis Potosi, w Taxco – przypadek José de la Borda – tak było w wielu kopalniach stanu Hidalgo, czy wreszcie  w Guanajuato. Różne motywy stały za potrzebą dzielenia się tym bogactwem z innymi. W Taxco José de la Borda wzniósł wspaniały kościół, bo trzymał się zasady: Bóg dał Bordzie, Borda oddaje Bogu. W Guanajuato prosty górnik, Antonio de Obregón, który po latach nędzy stał się z dnia na dzień bogaczem, wzniósł wspaniały kościół Valenciana, położony na wzgórzu nad miastem, opodal swej kopalni, tak właśnie nazwanej jak ten kościół. Nie miał co z pieniędzmi robić, więc kupił ten tytuł hrabiowski w Madrycie, kazał sobie wymalować na drzwiach karocy nadany mu herb, i tak uwielbiał paradować po ulicach miasta. Trzeba pamiętać, że Hiszpania w XVIII wieku – a to wtedy się działo, w połowie stulecia – to kraj już ubogi, zrujnowany wojną o sukcesję, poszukujący gotówki gdzie tylko się dało. To wtedy sprzedawano te tytuły hrabiowskie, zresztą jak i u nas, w Galicji przez cały XIX wiek. Co do tego górnika: jego pieniądze, jego wola. Nie wiem, czy jest zasadne czyn tegoż Antonia przenosić na postawę wszystkich katolików. Może to był akt odosobniony? Błąd w myśleniu – pars pro toto. Protestanci od XVI wieku, głównie zaś anglikanie, konsekwentnie budowali czarną legendę Hiszpanom. I to z zamierzonym skutkiem. Coś, czego jesteśmy świadkami obecnie w sferze mediów, kiedy ich decydenci błotem obrzucają przeciwników politycznych.


- Pisze Pan dużo o churrigueresco, stylu rodem z Hiszpanii, który przyjął się niebywale dobrze w Meksyku.


Kościół Landa de Matamoros w Queretaro

 

Jak już wspomniałem, barok ma wiele odmian, u nas np. późny barok to rococo, ten rodem z Francji, względnie z Austrii, który w Meksyku prawie nie występuje. Jego miejsce zajął o pół wieku wcześniejszy churrigueresco, styl bardzo bogaty w ozdoby, ale bardziej męski aniżeli rococo, ten drugi styl jawi się jakby bardziej zniewieściały (te wszystkie lustereczka, podwiązki, pantofelki, koronki, peruki, boazerie, sztukaterie). Nazwa churrigueresco pochodzi od nazwiska José Churriguera (1665-1725), hiszpańskiego architekta, który w młodym wieku wygrał konkurs na zbudowanie katafalku – castrum doloris – dla zmarłej królowej. Na teren Meksyku przeszczepił go z Hiszpanii Jerónimo de Balbas, budowniczy wspaniałego retabulum w stołecznej katedrze, nad którym pracował 19 lat od 1718 roku. Wszystkim podobał się bardzo, więc artyści przychodzili do katedry podglądać, jak się to robi, by podobne dzieła budować u siebie, w różnych miastach. Rozpoznawalną na pierwszy rzut oka cechą tego stylu jest jego jakby trójwymiarowość, czyli oderwanie figur i ozdób od płaszczyzny ściany lub ołtarza nastawowego, ale głównie kolumn, które mają kształt kwadratowy i rozszerzają się ku górze - estipite.


- Zachwyciwszy się barokiem, zaczął Pan „tropić” meksykański renesans. Co w nim takiego innego od tego, który znamy w Europie?


Renesans w Meksyku występuje raczej w stopniu znikomym. Ten wypracowany we Włoszech styl jakoś nie znalazł wzięcia w Hiszpanii, dlatego mało go też i w Ameryce. Jeśli już jest, pochodzi z pierwszych dekad XVI wieku i został przeszczepiony przez augustianów do zdobienia frontonów budowanych przez nich kościołów. Augustianie, po franciszkanach i dominikanach, byli trzecim zakonem misyjnym wysłanym do Meksyku w 1533 roku. Wielu z nich pochodziło właśnie z Italii. Budowali oni kościoły ogromne, prawdziwe zamczyska, a to dlatego, że jako ostatnim misjonarzom przypadł teren misyjny najmniej wdzięczny do pracy, najbardziej trudny, czyli rejony Indian Otomi graniczących z dzikimi, wojowniczymi Chichimekami, a tych udało się schrystianizować dopiero w połowie XVIII wieku. Tak zatem augustianie budowali te swoje kościoły jakby na cywilizacyjnych rubieżach, narażonych na nagłe, niespodziewane ataki Indian koczowniczych na tych osiadłych, żyjących z rolnictwa i hodowli bydła, a więc zamożnych. Tu należy mocno podkreślić, że kościoły-twierdze służyły bezpieczeństwu Indian, którzy mogli w ich  murach znaleźć ocalenie, a nie bezpieczeństwu zakonników, bo wielu z nich przybywało do Ameryki z nadzieją męczeństwa. Niestety, tylko niewielu udało się tym sposobem trafić prosto do nieba. Inni musieli je zdobywać latami ciężkiej pracy.

Katedra w Queretaro

To właśnie poszukiwanie augustiańskiego renesansu w odmianie plateresco stanowiło dla mnie prawdziwe wyzwanie. I wspaniałą podróż po ziemi Indian Otomi, kiedy na wrotach ich kościołów widać jeszcze dziś ślady ciosów zadanych ostrym narzędziem przez Chichimeków z zamiarem dostania się do środka. Plateresco to styl „posrebrzania”, czyli przytwierdzania ozdobnych renesansowych elementów kamiennych na prostą fasadę.


- Budowle kościelne i przykościelne pełniły ważną rolę w integracji i chrystianizacji Indian.


Dotykamy tu bardzo interesującego zjawiska. Otóż pierwsi zakonnicy, wysłani do Meksyku przez króla z zadaniem chrystianizowania i cywilizowania Indian, zastosowali bardzo prostą, a skuteczną, metodę chrystianizacji, zresztą sprawdzoną na ludach barbarzyńskich po upadku antycznego Rzymu (patrz: Santa Maria sopre Minerva w Rzymie, Santa María Tonanzintle w Meksyku). Zjawisko nazywam łagodnym przejściem od pogaństwa do chrześcijaństwa. Polegało ono na tym, że taki franciszkanin wchodził do indiańskiej wsi, zamieszkał wśród Indian, zdobył ich zaufanie i w sposób poglądowy – tłukąc młotem oblicze bóstwa – wykazywał, że nie jest ono żadnym bogiem, lecz uformowaną przez człowieka bryłą kamienną bez życia i czucia. Na miejscu pogańskiej świątyni stawiał kościół, początkowo z żerdzi i kryty strzechą z liści palmowych. I Indianie nie protestowali. Ten problem dotyczący chrystianizacji jest tak dla mnie fascynujący, iż chciałbym poświęcić mu więcej uwagi w przyszłości. Taka metoda chrystianizowania była powszechna w obu Amerykach. Przyglądałem się temu w wielu krajach, także u Indian Guarani, gdzie jezuici założyli redukcje paragwajskie – osobny, fascynujący temat. Poświęciłem temu zagadnieniu książkę-album „Raj utracony”. Tak więc co dla Indian było kiedyś ośrodkiem sakralno-ceremonialnym, po przyjęciu chrztu stało się zaczątkiem miasta w europejskim rozumieniu. Zresztą działo się to wedle woli króla, bo trzeba pamiętać, że Indianie byli poddanymi króla hiszpańskiego i to on był odpowiedzialny za ich los.


Katedra w Guadalajarze

 

- Na fasadach widać często motywy typowo indiańskie; jak zastępowano symbole chrześcijańskimi?


Pierwsi misjonarze – a była ich przecież garstka – nie byli w stanie własnymi siłami zbudować kościoła z kamienia, tym bardziej dużej osady misyjnej. To wszystko budowali Indianie. I kolejny bardzo ważny punkt w metodyce chrystianizacji – Indianie budowali dla siebie, nie dla Hiszpanów, bo ich przecież nie było w indiańskich wsiach, a miast w naszym rozumieniu Indianie nie znali przed przybyciem Białych. Tak więc zatrudniając Indian, z natury doskonałych budowniczych, misjonarze nauczyli ich technik stosowanych w budownictwie europejskim, głównie geometrii i mechaniki, zaś w zdobnictwie pozostawiali im wolną rękę. Pokazali im na modelu albo na rycinie w książce, jak mają odkuć w kamieniu tego a tego anioła, tego a tego świętego. Tak zatem, nie znając jeszcze istoty chrześcijaństwa, choć byli już ochrzczeni, wykuwali Indianie tego swojego anioła ale na sposób pogański. Jak się porówna motywy zdobnicze ze świątyń pogańskich i kościołów pierwszych dekad XVI wieku, widać to zjawisko gołym okiem, nie trzeba być historykiem sztuki. To przenikanie się motywów chrześcijańskich z pogańskimi nazwano w sztuce terminem tequitqui, pochodzącym z azteckiego języka nahuatl.


- W Choluli kościół stanął na miejscu piramidy, z której strącano niewolników na cześć krwawych bóstw, w Mieście Meksyku katedra stoi na miejscu świątyni Azteków. Czy można czynić zarzuty Kościołowi, że „niszczył zabytki”, jak to się dzisiaj robi?


Stawianie Kościołowi zarzutów w tym aspekcie jest w mojej opinii dowodem na brak znajomości epoki i historii, jest poznawczą ignorancją, względnie objawem złej woli. Przede wszystkim co to znaczy „zabytek”. Misjonarze przybywali do Ameryki ratować dusze ludzkie za wszelką cenę, a nie zajmować się zabytkami. Jeśli trzeba było rozebrać pogańską świątynię i z tego budulca wznieść na jej miejscu kościół, nie mieli żadnych oporów. Zresztą bóstwa pogańskie w swej stylistyce były szkaradne. Hiszpanie nazywali je bałwanami i idolami, niszczyli je jako symbol diabelstwa, a w pojęciu estetycznym - brzydoty. Trzeba pamiętać, bez względu na ich poziom wykształcenia, że pierwsi Hiszpanie byli ludźmi epoki renesansu, choć mogli nie zdawać sobie nawet z tego sprawy. Ale rozróżniali, co jest piękne, a co brzydkie. Otóż za piękne uznawali drobne przedmioty, jak figurki z gliny, rzeczywiście nie mające nigdzie indziej na świecie podobieństwa; są tak oryginalne, tak wspaniałe, odwzorowuję całe bogactwo duszy Indian. I misjonarze to rozumieli, szanowali ich estetyczne upodobania, rozwijali je, ale odsunęli od nich wszystko to, co wiązało się z pogaństwem. Jeden z kronikarzy pisze, że pod łóżkiem zmarłego zakonnika znaleziono worek glinianych figurek, które ten kolekcjonował ze względu na ich nadzwyczajną piękność.

 

Katedra w Taxco

 

A na marginesie zabytków. To epoki od rewolucji francuskiej, przez bolszewizm i jego pochodne, przez czyny Hiszpanów w okresie wojny domowej, a zatem w naszych najbardziej nowożytnych i rzekomo humanitarnych czasach, motywowani ideologią ludzie dopuszczali się celowego i metodycznego niszczenia wspaniałych dzieł dawnych epok, tylko dlatego że miały akcent chrześcijański. Pokażcie mi zabytkowe kościoły choćby w Barcelonie. Poza katedrą już ich nie ma. I to jest dla mnie szczyt wandalizmu ideologicznego, barbarzyństwa i głupoty.


- Obraz duchowieństwa w Meksyku utrwalono w wielu filmach i powieściach jako warstwy pasożytniczej na niewolniczej pracy Indian. Tymczasem księża i zakonnicy chrystianizowali przede wszystkim w pokojowy sposób. Wielokrotnie bronili miejscowych przed chciwymi gubernatorami i właścicielami latyfundiów.


Problem stosunków etnicznych, rasowych i społecznych w okresie wicekrólestwa, czyli panowania w Meksyku Hiszpanów przez 300 lat – od 1521 do 1821 roku – jest bardzo interesujący, ale i ogromnie złożony. Otóż po wprowadzeniu w XVI wieku encomiendy, czyli porządku ekonomicznego polegającego na przymuszaniu Indian do pracy w majątkach wielkich właścicieli ziemskich, tylko duchowieństwo zakonne, w mniejszym stopniu diecezjalne, stało murem w obronie Indian. Dochodziło do otwartych konfliktów między franciszkanami a księżmi diecezjalnymi, bo ci pierwsi trzymali stronę swych ukochanych Indian, a ci drudzy – często encomendera, czyli właściciela majątku.  Jest to problem bardzo obszerny i złożony. Niemniej trzeba pamiętać, że nie istniało zjawisko siłowej propagandy chrześcijaństwa. I jeszcze jedno, chrystianizacja a cywilizowanie w odniesieniu do Indian to jedno i to samo. Te dwa pola działalności nie były rozłączane, zawsze szły w parze. Czy w ogóle można sobie wyobrazić taka sytuację, żeby hiszpańscy żołnierze po zakończeniu konkwisty, czy później osadnicy hiszpańscy zajmowali się kształceniem Indian w sposób metodyczny? Niczego takiego nie było. Leżało to w gestii zakonników, po to właśnie wysłanych przez króla do Ameryki.

 

Katedra Zacatecas - wokół rzeźb świętych widać typowo indiańskie ozdoby.


- W Meksyku Polacy czują się świetnie, bo Meksykanie kojarzą Polskę z Janem Pawłem II. Czy religijność Meksykan także jest podobna do naszej?


Myślę, że Polacy czują się w Meksyku świetnie, bo jest to kraj piękny, a ludzie są wspaniali: przyjaźni, otwarci, radośni. Oczywiście, kraj ten trapiony jest problemem narkotykowym, ale nie dlatego, żeby Meksykanie mieli być narkomanami. Przez ich kraj przechodzą z Ameryki Centralnej szlaki narkotyczne na północ, stąd te wojny przy granicy ze Stanami Zjednoczonymi, których odgłosy niestety przesuwają się też do wnętrza kraju.

Podczas pięciu pielgrzymek do Meksyku Jan Paweł II przypomniał rządzącym przez dziesięciolecia z Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej, wywodzącym się ze środowisk liberalnych, ateistycznych i otwarcie walczących z Kościołem, kim są Meksykanie - że są katolikami. To, co zrobił błogosławiony papież dla Meksyku, nie da się porównać z niczym. Dlatego nazywają go tam papa mexicano, a nie papa polaco. Oczywiście, że kojarzą go z Polską, o której do czasów jego pontyfikatu niewiele wiedziano. Podróżując po Meksyku, możemy z postawy tych przyjaznych ludzi odcinać kupony, oby w sposób kulturalny i delikatny.

Co się tyczy ich religijności. Jest ona inna aniżeli nasza. Objawia się to na różne sposoby, chociażby poprzez stosunek do świętych, z którymi potrafią głośno rozmawiać, dotykać ich figur, wciskać im zwitki papieru z prośbami. Jest to religijność radosna, spontaniczna, żywiołowa i szczera. Meksykanin będzie tak samo zachowywał się w pojedynkę, jak i w grupie wiernych – szczerze, bez kompleksów, bez zawstydzenia, że jest wierzącym, jeśli naturalnie nim jest. No i mają swoją Matkę Boską z Guadalupe.

 

Rozmawiał Rafał Geremek


Jan Gać – historyk, fotografik, podróżnik, autor 14 książek z dziedziny historii, sztuki i religii. O kulturach prekolumbijskich napisał cztery książki: „W poszukiwaniu Majów” (1992), „Majowie” (2003), o Indianach Guarani i redukcjach jezuickich „Raj utracony” (2006), „W Ojczyźnie Majów” (2007). Dwa lata temu wyszła drukiem jego opowieść o kolonialnych cudach architektonicznych pt. „Meksyk”.


* Na pierwszym zdjęciu El Sanctuario de los Remedios w Choluli.