Gdy w Austrii do władzy doszedł chadek Sebastian Kurz i utworzył rząd z prawicowo-narodową FDP, w Polsce nie brakowało nadziei na zacieśnienie współpracy, co podgrzewał sam nowy kanclerz. Mówiło się o przystąpieniu Wiedenia do Grupy Wyszehradziej, o wkładzie w budowę Trójmorza i o możliwym sprzeciwie wobec centralistycznych zapędów Unii Europejskiej.

Może coś z tych nadziei jeszcze się ziści, ale póki co Austriacy oblali pierwszy egzamin. Jak powiedział kanclerz Kurz w rozmowie z ,,Frankfurter Allgemeine Zeitung'', w sporze Polski z Komisją Europejską Wiedeń popiera tę ostatnią. ,,Jeśli to będzie konieczne, poprzemy Komisję'' - powiedział polityk, dodając, że ,,obojętnie o jaki kraj idzie'', to gdy ,,zagrożone są praworządność i demokracja'' lub powstaje takie wrażenie, trzeba interweniować.

Uwaga: ,,gdy powstaje takie wrażenie''... Kurz przyznaje więc, że do działań europejskich przeciwko Polsce wystarcza ,,wrażenie''. A to, jak wiadomo, wytwarzają już usłużne Brukseli polskie media i ,,totalna'' opozycja.

Wiedeń można zrozumieć. Nowy rząd sam ze względu na prawicowy kierunek reform jest na cenzurowanym. W roku 2000 wejście FDP w skład rządu skończyło się międzynarodowymi sankcjami dyplomatycznymi. Kurz musi uważać, by nie powtórzyć takiego fatalnego scenariusza. Jego priorytety to nie jakaś rewolucja, ale zwykłe spełnianie wyborczych obietnic: ograniczenia imigracji, obniżki podatków. Polskę Wiedeń może poświęcić, a przecież dla Austrii najważniejsze jest utrzymanie dobrych relacji z Niemcami.

Jeżeli z Berlina idzie sygnał nakazujący atakować i izolować Polskę, Wiedeń nie będzie oponował.

mod