Niemiecki minister zdrowia publicznie przyznał, że Berlin „pośredniczył” w staraniach o dopuszczenie rosyjskiej szczepionki anty-COVID-owej na rynek europejski. Jak widać, współpraca Niemcy – Rosja jest nad wyraz dobra. Trudno jednak się dziwić, skoro niemiecka przewodnicza Komisji Europejskiej z przerażeniem w oczach, za wszelką cenę, usiłuje załatać gigantyczną „dziurę szczepionkową”, która powstała w wyniku fatalnych negocjacji Brukseli z firmami farmaceutycznymi.

Te rokowania ciągnęły się długo i powinny trafić do książki pod tytułem: „Jak nie negocjować”. Szczepionki potraktowano tak, jak betoniarki, aluminium, czy pomidory, targując się o cenę, zamiast za wyższą cenę – jak np. Izrael – zagwarantować pewność dostawy na czas. Sytuacja, w której w krajach UE zaszczepiono do 3% obywateli, w USA 10%, w Wielkiej Brytanii 15%, a w Izraelu ponad 18% jest kompromitacją UE. Zaakceptowanie jednostronnych deklaracji producentów, że „nie biorą gwarancji za efekty szczepień” jest kuriozalne. Unia najpierw sponsorowała badania nad szczepionkami, ale jak zaczęły być produkowane, jest na końcu kolejki, gdy chodzi o ich dostępność, skoro w Serbii zaszczepiono procentowo więcej osób niż w każdym państwie UE. A z rosyjską szczepionką jest – w Rosji – jeden problem: nie wolno używać alkoholu 14 dni przed zaszczepieniem i 42 dni po nim… 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (06.02.2021)