Fronda.pl: Dziennik „El Mundo” opublikował wywiad z premierem Mateuszem Morawieckim, w którym ten zwraca uwagę, że obecnie Unii Europejskiej zagraża: „sytuacja, w której zyski są wspólne, a niektórzy korzystają z funkcjonowania jednolitego rynku nawet bardziej niż inni, straty natomiast dotyczą każdego z osobna”. Jak skomentowałby Pan te słowa premiera?

Ryszard Czarnecki, europoseł PiS: To jest fotografia obecnej rzeczywistości w Unii Europejskiej. Mamy bowiem w ostatnich latach do czynienia ze znaczącym, również formalnym, ograniczaniem jednego z fundamentów UE, jakim jest swoboda przepływu usług. Na naszych oczach dochodzi do pewnej cichej konfrontacji, jaką tzw. państwom „nowej Unii” wypowiedziały kraje dawnej „Piętnastki”. Kraje te poczuły oddech konkurencyjności ze strony Polski, krajów Grupy Wyszehradzkiej i innych państw naszego regionu Europy. I czując ten oddech na plecach, próbują regulacjami europejskimi tę konkurencyjność ograniczyć. Dlatego też premier nazywa tutaj rzeczy po imieniu.

Należy do tego podkreślić fakt niezgody „starej Unii” na plan reformy UE, dotyczącej zwiększenia budżetu unijnego, m.in. poprzez skasowanie rabatów do kasy w Brukseli, które są udziałem państw dawnej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, a największym beneficjentem jest tu Holandia.

 

       Czy w takim razie epidemia koronawirusa jeszcze bardziej pogłębi różnice finansowe i społeczne pomiędzy bogatą Północą a biednym Południem?

     O tym na razie nie przesądzajmy . Natomiast jest prawdopodobne, że kraje Europy Południowej będą znacznie dłużej dochodzić do względnej równowagi, mając olbrzymie straty osobowe i ekonomiczne, niż np. Niemcy czy kraje skandynawskie. Musimy jednak pamiętać, że w kontekście koronawirusa należy myśleć nie w perspektywie kilku miesięcy, ale w perspektywie roku czy nawet dwóch lat. Skoro dziś brytyjski rząd ocenia, że upora się z pandemią dopiero wiosną przyszłego roku, a Biały Dom, o czym informuje „New York Times”, uważa, iż USA opanują pandemię jesienią 2021 roku, to widzimy, że chodzi o sytuację, na którą musimy patrzeć w perspektywie długiego okresu czasu. I tutaj uwaga. Większe szanse będą miały -z jednej strony - kraje, które teraz są silne gospodarczo. To są takie państwa , jak właśnie Niemcy, Austria, kraje Beneluksu czy Skandynawia- a nie Europa Południowa. Ale z drugiej strony szanse mają też gospodarki wznoszące. A więc to jest nasz region, ze szczególnym uwzględnieniem Polski, która rozwija się bardzo dynamicznie i już od półtora roku jest liderem, gdy chodzi o wzrost PKB „per capita” w całej Unii Europejskiej. Zatem , jeżeli patrzymy nie na moment po pandemii, bo takiego momentu nie będzie, ale proces wychodzenia z pandemii, to tutaj w tej windzie gospodarczej, która pojedzie do góry, mogą być nie tylko kraje Europy Północnej i Zachodniej, ale może być też np. Polska czy Czechy,  wiec kraje które dobrze radzą sobie z koronawirusem.

 

       Szefowa Komisji Europejskiej przepraszała wczoraj na forum europarlamentu za brak właściwej reakcji Unii na początku epidemii. Czy jej wystąpienie stanie się przełomem w podejściu wspólnoty europejskiej do kryzysu?

     Przepraszała po raz kolejny, bo przypomnę, że raz już to czyniła wobec Włoch. Zdaje się jednak, że te pierwsze przeprosiny nie zmieniły eurosceptycznych nastrojów w Italii, skoro tylko 30 proc. społeczeństwa w tym kraju wypowiada się za obecnością Włoch w Unii. Ten włoski eurosceptycyzm jest ewidentnie efektem braku właściwej reakcji Brukseli na pandemię. Spektakularnie ujął to socjalistyczny polityk, przez lata lider SPD w Niemczech, przez cztery lata wicekanclerz tego kraju, a później przez rok szef MSZ, Sigmar Gabriel. Powiedział on, cytuje: „UE kompletnie nie zdała egzaminu” w czasie pandemii. Warto byłoby, aby tę wypowiedz zapamiętali także w Polsce różni politycy, dziennikarze, często anonimowi internauci, którzy reagują jak „pies Pawłowa” na wszelkie krytyczne opinie o reakcjach czy też ich braku ze strony Unii na pandemię, uważając, że jest to przejaw antyeuropejskości. Nie, to jest nazywanie rzeczy po imieniu. Skoro nawet liderzy Unii, jak pani Ursula von der Leyen, to mówią, to pokazuje, że UE ma się za co bić w piersi.

 

         W Wielki Czwartek za to Eurogrupa, obradująca razem z ministrami finansów państw spoza obszaru wspólnej waluty, zgodziła się przeznaczyć 100 mld euro na pomoc w utrzymaniu miejsc pracy. Zgodziła się też na fundusz gwarancyjny Europejskiego Banku Inwestycyjnego o wartości 200 mld euro, oraz na wsparcie kosztów zdrowotnych z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Jak ocenia Pan ten wypracowany przez Unię pakiet?

        Ja się przede wszystkim cieszę, że ostatnio wiceprezesem EBI został przedstawiciel Polski, była minister finansów, pani Teresa Czerwińska. To sukces naszego państwa i naszej dyplomacji. Jest to też zaprzeczenie niemądrych, surrealistycznych wręcz tez opozycji, jakoby Polska była izolowana na arenie międzynarodowej . Osoba pani minister Czerwińskiej i jej nowe stanowisko pomoże w tym, aby Polska mogła korzystać z tych środków.

     Cóż , UE reaguje bardzo, bardzo . Można powiedzieć tytułem amerykańskiego filmu: „Lepiej późno niż później”. Natomiast bardzo bym chciał, żeby również elity unijne, sama Komisja Europejska wewnątrz, porozumiały się co do priorytetów. W zeszły wtorek pani Ursula von der Leyen, w artykule opublikowanym w europejskich gazetach, pisała o „planie Marshalla” dla krajów UE a to, o czym Pan mówi, ma być jego elementem. Tymczasem z drugiej strony jej zastępca, Wysoki Przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, Josep Borrell, mówi, że „plan Marshalla” ma dotyczyć ... Afryki. To pokazuje znaczące rozbieżności i fundamentalne spory w ramach KE. Szczerze mówiąc, na takie spory, na takie konflikty i na takie różnice zdań nie ma teraz czasu.

 

         A czy nadzieja premiera Morawieckiego może się spełnić i kryzys wywołany epidemią koronawirusa stanie się dla Unii Europejskiej impulsem do przeprowadzenia reform w jej funkcjonowaniu? 

        Chciałbym, żeby premier Morawiecki miał rację. Wiem doskonale, jako polityk, że on musi tak mówić. Od szefa rządu piątego co do wielkości państwa UE oczekuje się nadziei i optymizmu. Prezes Rady Ministrów RP nie może siedzieć z nosem zwieszonym na kwintę. Natomiast mam wrażenie, że właśnie czasy kryzysu nie sprzyjają reformie UE. W mojej ocenie są one kolejnym pretekstem, aby tę reformę odwlekać na różne sposoby.

Przypomnę również, Panu Premierowi i nam wszystkim, że Unia w styczniu 2017 roku zadecydowała, iż jesienią 2017 roku, po wyborach w Niemczech, rozpocznie się debata  na temat przyszłości UE i jej reformy. Minęły od tego czasu przeszło trzy lata i nic w tej kwestii nie zrobiono. Bo cały czas były ważniejsze sprawy. A to w Niemczech przez poł roku nie mógł powstać rząd, a bez Niemiec nie można przeprowadzać reform. A to trzeba było poświęcić siły i środki na zwalczanie tej „okropnej” i „populistycznej” narodowej prawicy w krajach UE. Potem był Brexit, a teraz jest koronawirus. A więc  każdy pretekst jest dobry, aby sprawy reformy UE odłożyć. I to się robi. Zatem trzymam kciuki za optymizm pana premiera Morawieckiego, ale osobiście jestem w tym względzie znacznie mniejszym optymistą.

 

           Kiedy UE w sposób opieszały odpowiada na kryzys spowodowany epidemią koronawirusa, jej przedstawiciele nie przestają ingerować w wewnętrzne sprawy Polski. Europejscy dygnitarze wyrażają swoje zaniepokojenie projektem przeprowadzenia w Polsce wyborów w formie korespondencyjnej. Do tego dochodzi konflikt związany z postanowieniem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotyczącym zawieszenia przepisów o Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego w sprawach dyscyplinarnych sędziów w Polsce. Jak te kwestie wpłyną na relacje Polski z Unią Europejską?

         Dwa miesiące temu mówiłem, że w moim przekonaniu UE niczego nie zrozumiała z Brexitu i niczego się na nim nie nauczyła. Dzisiaj stwierdzam, że UE niczego nie zrozumiała i niczego nie nauczyła się w związku z pandemią. Mamy do czynienia z takimi samymi rytualnymi zaklęciami i z czymś, co mówiąc słowami z polskiej komedii Stanisława Barei „Miś”, stało się „nową świecką tradycją”. Chodzi o stawianie pod pręgierzem niepokornych państw, które np. w sprawie relokacji imigrantów spoza Europy, głównie muzułmanów poszły własną drogą i pokazały reszcie Europy, że można tak zrobić i jest to droga słuszna. Stawianie do kąta Warszawy i Budapesztu stało się takim rytuałem tego liberalno-lewicowo-postkomunistyczno- zielonego establishmentu. Nie ważna jest pandemia, ważne, aby „obszczekać” Polskę i Węgry. I to się teraz dzieje. Ale to jedynie źle świadczy o inteligencji emocjonalnej i politycznej liderów unijnych, ponieważ tego typu postawy jedynie kreują jeszcze większe rzesze eurosceptyków uważających, że dla takiej Unii nie ma przyszłości. Przez takie działania, jak TSUE i PE, kolejni eurorealiści staną się eurosceptykami, a euroentuzjaści -eurorealistami.

Rozmawiał Karol Kubicki