W pierwszej części artykułu pokazaliśmy, jak Trybunał K., który od zawsze musiał procedować w oparciu o uchwaloną przez parlament ustawę o TK, 9 marca obłudnie "zdumiał się" i "zafrasował" paradoksem, który istniał od początku jego istnienia, to jest tym, że zmuszony jest orzekać na podstawie ustawy, której konstytucyjność jest nieznana i może zostać obalona jego własnym wyrokiem. Zdumiał się obłudnie, ponieważ taka sytuacja była wbudowana w funkcjonowanie TK i jako taka miała miejsce od początku jego istnienia: Trybunał musiał rozpocząć pracę na podstawie ustawy której konstytucyjności nie sprawdził, bo jeszcze nie istniał, co umożliwiła mu zasada domniemania konstytucyjności ustaw, bez której nie mógłby w ogóle rozpocząć pracy sparaliżowany wspomnianym paradoksem. Dlatego ów paradoks nigdy Trybunałowi nie przeszkadzał orzekać na  podstawie aktualnej, właśnie uchwalonej  ustawy o TK. Dopiero gdy TK   uznał większość parlamentarną za politycznego przeciwnika, paradoks ów stał się dla niego oszukańczym pretekstem do odstąpienia od fundamentalnej zasady domniemania konstytucyjności, która nagle zaczęła mu zawadzać, mimo, że to właśnie ona od zawsze stanowiła rozwiązanie owego paradoksu i jest podstawą orzekania przez TK, bo jak stwierdza jego orzecznictwo domniemanie zgodności ustawy z konstytucją może być obalone jedynie wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, a związanie sędziego ustawą obowiązuje dopóty, dopóki ustawie tej przysługuje moc obowiązująca.[całość tekstu dostępna TUTAJ]

 

Bazując na tym pretekście 12-osobowy skład TK odmówił orzekania w 13-osobowym składzie, którego wymagała od niego ustawa z 22 grudnia2015 r. Żeby znaleźć inną podstawę orzekania sklecił konsultowaną z posłami PO (sic!) istną układankę z różnych przepisów i własnych pozaustawowych domniemań np. w kwestii definicji wymaganego do orzekania pełnego składu TK (dokument dostępny TUTAJ). Stwierdził w nim między innymi, że orzeka na podstawie Konstytucji, choć według zasad jego własnego orzecznictwa "w żadnym wypadku podstawą odmowy zastosowania przez sąd przepisów ustawowych (...) nie może być zasada bezpośredniego stosowania konstytucji" [cytat z dokumentu dostępnego TUTAJ]. Oparłszy się na Konstytucji uchylił się od jedynego przewidzianego przez nią składu, tj. 15 sędziów TK. Wszystko po to, by nie zastosować się do PiS-owskiej ustawy choć w analogicznych warunkach stosował się do ustawy PO. Ta stronniczość nie dziwi, jeśli pamiętamy dobrze znane i udokumentowane sympatie, związki i działania prezesa TK z PO.

 

To łamiące prawo i politycznie stronnicze stanowisko TK zyskało jednoznaczne poparcie Sądu N. Naczelnego Sąd A. Krajowej Rady S. i Naczelnej Rady A., które bez śladu zdystansowania i pozorów bezstronności solidarnie z opozycją widzą każde źdźbło w oku rządu i większości parlamentarnej, nie dostrzegając żadnej belki w oczach TK i "totalnej" opozycji. Ten sojusz najwyższych organów sądowych z opozycją w imię poparcia za wszelką cenę przekrętu TK ma jeden oczywisty cel: zdyskredytować za wszelką cenę rząd i większość parlamentarną,  zniechęcić do niej wyborców by odebrać jej władzę na rzecz PO i Nowoczesnej przy najbliższej nadarzającej się okazji. Najlepiej byłoby tę okazję stworzyć, np. kreując w oparciu o to oszustwo rzekomy dualizmu prawny i postępującą anarchię. 

 

Zmiana władzy ma jeden cel: przywrócenie "normalnych" porządków III RP - państwa istniejącego wyłącznie teoretycznie, jak to celnie określił jeden z jego zarządców. W państwie tym bezprawie forsowane przez najważniejsze instytucje wymiaru sprawiedliwości w sprawie TK jest tylko przejawem raka toczącego wymiar sprawiedliwości. Inny przykład to niemożność - przez ponad ćwierć wieku - rzetelnego wyjaśnienia i rozliczenia największych zbrodni komunistycznych, choć łatwo przychodziło karać tych którzy przeciw temu protestowali. Podobnie rzecz się ma z pozornie zwalczaną korupcją, czyli faktyczną niemożnością ukarania sprawców przy łatwości karania urzędników którzy ją zwalczają. To państwo bezprawia i niesprawiedliwości chcą  przywrócić najwyższe sądy RP w politycznym sojuszu z obecną opozycją. Co będzie oznaczał taki powrót?

 

Powrót do III RP oznacza rezygnację z podmiotowości Polski skutkujące prymatem interesów zagranicznych ze szkodą dla interesów polskich, w tym: ogromnym drenażem kapitału z Polski, różnymi formami uprzywilejowania firm zagranicznych ze szkodą dla polskich; wyprzedażą obcemu kapitałowi reszty polskich przedsiębiorstw, dokończeniem bądź podtrzymaniem stanu likwidacji i tłamszenia wielu gałęzi polskiego przemysłu z ewidentną korzyścią dla zagranicznej konkurencji, np. niemieckich stoczni i portów; zgodą na oszukańcze wykorzystywanie polskich obywateli przez zagraniczne banki z aprobatą polskiego państwa; zgodą  na energetyczne uzależnienie od Rosji i korzystne dla niej umowy importowe oraz na smoleńskie pseudośledztwo; niedoposażoną, choć kosztowną zbiurokratyzowaną armią, faktycznie niezdolną do obrony kraju; gorszym statusem bezpieczeństwa w NATO i rezygnacją z poszukiwania naturalnych sojuszników wśród krajów zagrożonych rosyjskim imperializmem; pokornym akceptowaniem kwot muzułmańskich imigrantów, kulturowej bomby z opóźnionym zapłonem. 

 

Polskie firmy i polscy pracownicy są na tyle produktywni, mamy znaczący wzrost gospodarczy, jednak wymienione wyżej obciążenia sprawiają, że za pozorami prosperity "zielonej wyspy" mamy gigantyczny deficyt budżetowy (i tak pozornie pomniejszony "skokiem na OFE"), bezrobocie i pauperyzacją wielu polskich rodzin, zapaść demograficzną,  wyludnienie wsi i prowincji oraz wielomilionową emigrację młodych, twórczych i produktywnych obywateli. Jest to obraz zwijającego się, starzejącego, a nawet wymierającego kraju. a o tym wszystkim Polakom trudno się nawet dowiedzieć z polskojęzycznych niemieckich mediów, bo te pilnują niemieckich, a nie polskich interesów.

 

Polska jest jak Janów Podlaski. Jeśli przyjąć wyjaśnienia ministra rolnictwa,  finanse stadniny o światowej renomie podtrzymuje podczepione do niej stado krów. Potwierdza to raport NIK z 2014r. który mówił, że wszystkie stadniny koni przynoszą straty. Może owa "światowa renoma" u nabywców polega właśnie na tym, że to im przynosi zyski, a Polsce deficyt, dając przy okazji pretekst by w dogodnym momencie zhandlować stadninę za bezcen. Przy próbie naprawy zaczynają padać konie, co ma kompromitować reformatorów, choć aż prosi się zapytać, czy zmiana dyrekcji to rzeczywiście powód by konie zdychały - przecież chyba zajmują się nimi pracownicy, a nie sam dyrektor. Sprawa trudna do zweryfikowania - śledztwo też prowadzą ludzie, niekoniecznie bezstronni. W odbiorze publicznym wygra ten, kto ma przewagę w mediach. Cui prodest? - aż prosi się zapytać -  kto korzysta na zdychających koniach? Zwolennicy status quo ante, bo mogą mówić: za naszych czasów może i był deficyt, ale konie nie zdychały. W kranie była ciepła woda, a teraz? Widzicie na kogo zagłosowaliście? Psują państwo! No i słyszymy posłankę PO, byłą minister oświaty, jak grzmi: 

 

renoma polskich hodowli była budowana przez 200 lat, a przyszedł PiS i zniszczył ją w sześć tygodni

Jedyne, co można zrobić, to przyjąć na nowo starych prezesów. Członkowie międzynarodowych organizacji hodowców koni już zapowiedzieli, że dopóki nie powróci stary zarząd, to nie będą uczestniczyli w aukcjach. To są właśnie konsekwencje polityki PiS 

 

- podsumowuje Kluzik-Rostkowska i tak też głosi nagłówek na  niemieckim polskojęzycznym portalu. Ma być po staremu, czyli "z renomą" i deficytowo, bo przecież na zyski zasługują tylko zagraniczni nabywcy, a nie jakieś tam teoretycznie istniejące państwo.

 

Ze sporem o Trybunał jest podobnie, ale łatwiej dla sędziowskich oszustów. Kto się połapie w prawnych zawiłościach? Wszyscy oglądają się na fachowców. Więc największe autorytety - Sąd N., Naczelny Sąd A., Krajowa Rada S., Naczelna Rada Adwokacka grzmią: rząd łamie prawo! Psuje państwo! (W taki sam sposób złodziej krzyczy: łapaj złodzieja.) Widzicie kogo wybraliście? - pouczają "autorytety" - Trzeba wrócić do przeszłości! W ten sposób TK, SN, NSA, KRS forsując prawniczy przekręt chcą za wszelką cenę przywrócić III RP, państwo pozorów prawa, pozorów sprawiedliwości, pozorów ochrony polskich interesów i polskiej racji stanu; zarazem państwo, które na różne sposoby chroni ich prywatne interesy i osobistą pozycję, ale nie tylko.  Państwo istniejące tylko teoretycznie istnieje bowiem w interesie potężnych sąsiadów, a nie po to by dbało o interesy własne i własnych obywateli. 

 

Takim teoretycznie istniejącym państwem służącym do zaspokajania interesów sąsiadów była również osiemnastowieczna Polska. Próby jej naprawy wywołały furię zwolenników status quo ante. Oni także krzyczeli o zagrożonej wolności i prawach, że trzeba wrócić do (saskiej) przeszłości. W obronie tej wolności również wzywali na pomoc "sojuszników" zza granicy, jakże zatroskanych o polską wolność i demokrację. Na koniec zawiązali konfederację, która podarowała Polskę na tacy ościennym mocarstwom. 

Uczestniczyły w tym również najwyższe "autorytety", ponieważ do Konfederacji Targowickiej pod hasłami "obrony zagrożonej wolności przed despotyzmem" przystąpili: 

 

hetman wielki litewski Szymon Kossakowski, 

hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, 

marszałek Rady Nieustającej (ówczesny premier) Józef Ankwicz,

król Stanisław August Poniatowski 

i wiele innych "autorytetów".

 

Polacy muszą rozważnie wybrać autorytety i nie sądzić po propagandowych pozorach. Rozważyć co i komu naprawdę przynosi korzyść. Ich pomyłka może Polskę i ich samych drogo kosztować. O tym wszystkim warto pamiętać w 225. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja.

Grzegorz Strzemecki