W rozmowie z portalem Dziennik.pl Maria Czubaszek zdecydowanie zarzeka się, że „absolutnie” nigdy nie zostanie feministką, choć zgadza się z większością postulatów tego środowiska. Tym, co   radzi Czubaszek u feministek, jest ich negatywny stosunek do mężczyzn.

„Nie podoba mi się, że każdy komplement z ich strony odbierany jest negatywnie. Chodzi mi o to, do czego ja byłam przyzwyczajona w czasach młodości czyli, że jakiś pan czasem powiedział jakiś komplement, był miły. Znam kilka feministek, bardzo je lubię, cenię, właściwie wszystkie które znam, to bardzo inteligentne panie i dziwi mnie, że tak je oburza, że jakiś mężczyzna im mówi, że są ładne. To mnie denerwuje u feministek, to przewrażliwienie na punkcie tego, że mężczyzna może zwrócić uwagę na to, że ona jest kobietą. Takie drobne flirty, komplementy, jakie ja pamiętam z czasów młodości, bardzo uprzyjemniały życie” - mówi Czubaszek.

Publicystka podkreśla, że choć „zdecydowanie  jest za gender”, to uważa, że „mężczyzna powinien dostrzegać, że kobieta jest kobietą, a kobieta powinna dostrzegać, że on jest mężczyzną, w tym dobrym sensie. Oczywiście nie mam na myśli wulgarności, nagabywania, czy molestowania. Ale taka przyjemna atmosferka między kobietą i mężczyzną, w której on daje do zrozumienia, że ona mu się podoba, a ona to widzi, jest przyjemna” - przekonuje Czubaszek. 

Maria Czubaszek, która szczyci się tym, że dokonała dwóch aborcji, autorytetem moralnym być nie może. Trudno jednak nie zgodzić się z tym, że trafnie zdiagnozowała problem, który często leży u podłoża ruchów feministycznych. Pozostaje mieć nadzieję, że może chociaż w tej kwestii „swój swojego” chętniej posłucha...

ed/Dziennik.pl