Nie brakuje głosów, że rynek transplantologii to wielki biznes. Dlatego wzmaga się presja na poszukiwanie dawców, bowiem biorców z grubym portfelem nigdy nie brakowało. Cały rynek wspomagany też jest przez firmy farmaceutyczne, bowiem chory po przeszczepie do końca życia będzie zażywał leki. Tak jest na Zachodzie, bowiem w Polsce, za transplantologie odpowiada państwo. Natomiast warto wiedzieć, że właśnie nad Wisłą funkcjonuje dość liberalne prawo regulujące ten niezwykle ważny problem.

Legalne cierpienie

„Uznanie śpiączki połączonej z bezdechem za śmierć pacjenta z bijącym sercem ma jeszcze wątlejsze podstawy naukowe niż koncepcja stanu wegetatywnego. W tzw. Raporcie harwardzkim przyjęto po prostu taką definicję śmierci mózgowej bez uzasadnienia i bez badań na grupach pacjentów. Co ciekawe, koncepcja śmierci mózgowej została powszechnie zaakceptowana na świecie i jest rzadko krytykowana, chociaż ciągle są opisywane w mediach, często spektakularne, przypadki błędnych diagnoz” – pisze O. dr Jacek Maria Norkowski OP w książce „Człowiek umiera tylko raz”.

A bulwersujące przypadki można mnożyć. Kate Adamson. Stan wegetatywny. Poddano ją operacji brzusznej… bez znieczulenia. Następnie lekarze zdecydowali o zaprzestaniu pojenia i karmienia. Skazali ją na wielki ból i powolne umieranie. Gdyby nie mąż, który zorientował się, że jego żona czuje, zapewne umarłaby z odwodnienia. Nawiązał kontakt z chorą, czując, że go słyszy. Swoje fizyczne i psychiczne cierpienia, dokładnie opisała potem sama chora. Wynika z nich, że nie były to tylko cierpienia dotyczące ciała, ale także cierpienia moralne, ponieważ nie czuła się traktowana jak osoba ludzka.

Podobna pomyłka, co do rzeczywistego stanu pacjenta, zdarzyła się, gdy 30-letni mężczyzna został przyjęty z bardzo poważnym urazem głowy. Zdiagnozowano śmierć mózgową. Jednak, gdy anestezjolog zauważył, że pacjent oddycha samodzielnie odmówił przygotowania pacjenta do pobrania narządów. Niemniej lekarz odpowiedzialny powiedział, że pacjent nie ma szans na wyzdrowienie i można postawić diagnozę śmierci, zwłaszcza, że obok czeka pacjent na przeszczep wątroby. Anestezjolog musiał podać leki zwiotczające mięśnie, bo chory cały czas dawał oznaki życia. Gdy wycięto mu narządy… zmarł potencjalny biorca.

Więcej szczęście miała młoda matka, która miała obrzęk mózgu po naturalnym porodzie i nie można ją było wybudzić. Rodzina zgodziła się na to, aby została dawcą, lecz w dniu, gdy miało rozpocząć się pobieranie narządów, anestezjolog stwierdził, że źrenice reagują, a chora ma odruchy wymiotne. Po podaniu leków, pacjentka nagle zaczęła kaszleć i poruszać kończynami. Chora obudziła się i zabieg odwołano.

Powyższe, bulwersujące przypadki medyczne każą zastanowić się, czy stosowane we współczesnej medycynie kryteria śmierci, a przede wszystkim takiej śmierci mózgowej, która nie obejmuje całego mózgu, nie są w świetle współczesnej wiedzy naukowej fałszywą hipotezą, wprowadzającą niejako podwójne kryteria zgonu, następującego raz gdy umiera mózg, a dwa, gdy przestaje bić serce.

Słaba hipoteza

Komisja Harwardzka w latach 60. ubiegłego wieku zdefiniowała bardzo luźne kryteria śmierci na podstawie nieodwracalności uszkodzeń układu nerwowego. Doprowadziło to do powstania alternatywnych definicji śmierci – rozumianej tradycyjnie jako ustanie krążenia i oddechu oraz alternatywnej – ustanie czynności mózgu. „W nowej definicji jest wielki potencjał dla ratowania życia, ponieważ jeśli będzie ona zaakceptowana, doprowadzi do większej niż wcześniej dostępności istotnych narządów zdatnych do przeszczepu (…). Który poziom zdecydujemy się nazwać śmiercią, jest dowolną decyzją” – uzasadniał jeden z twórców nowej definicji śmierci.

W jednym z najbardziej liberalnych krajów odnośnie stwierdzania zgonów – Wielkiej Brytanii, za śmierć mózgową, nie uznaje się zaprzestanie funkcjonowania całego mózgu, lecz trwałą dysfunkcję pnia mózgowego. Z kolei w Stanach Zjednoczonych śmierć musi dotyczyć ustania stałych funkcji całego mózgu, a nie tylko jego części. Można jednak sprzeciwić się narzucaniu takiej definicji np., z powodów moralnych czy religijnych.

W Japonii zaś, społeczeństwo może… wybrać taką definicję śmierci, z którą się utożsamia, co jest jednak lepszym rozwiązaniem, niż odgórnie narzucany sposób jej rozumienia przez lekarzy, państwo oraz środki masowego przekazu. Pacjent może sam zdeklarować, czy zgadza się z koncepcją śmierci mózgowej, czy nie. W praktyce połowa społeczeństwa zgadza się na przeszczepy wg nowej definicji, a połowa ją odrzuca.

Według o. dra Norkowskiego, w Polsce istnieje dość liberalne prawo, któremu najbliżej do rozwiązań brytyjskich. Obowiązująca w naszym kraju definicja, radykalnie różni się od tradycyjnie rozumianej śmierci. Okazuje się, że w Polsce obowiązuje już kryterium śmierci mózgowej, czyli można orzec zgon w przypadku stwierdzenia nieodwracalnego uszkodzenia mózgu. Gdy według definicji ustało krążenie mózgowe, ale chory jest podłączony do respiratora jest mowa o „wentylowaniu zwłok” (!!!). Jest to bulwersujące określenie deprecjonujące osobę pacjenta, gdy on faktycznie oddycha.

Za śmierć jest uznane więc uszkodzenie pnia mózgu, co jest naprawdę niepokojącą i modernistyczną definicją. Ojciec Norkowski uważa, że stosowane u nas w kraju standardy badań chorych w stanach agonalnych są niewystarczające, aby kwalifikować pacjentów jako potencjalnych dawców i stwarzają tym samym niebezpieczeństwo prowadzenia eutanazji eugenicznej. 

Co Kościół mówi o śmierci?

Dla Kościoła Katolickiego śmierć w tradycyjnym rozumienia to ustanie bicia serca i oddechu oraz przekonanie, że współczesna medycyna może zrobić wiele dla leczenia chorych w śpiączce i rozmaitych stadiach stanu wegetatywnego. Badania naukowe dowodzą, że ci chorzy także rozumieją i czują, dlatego opieka nad nimi jest równie wartościowa jak potrzeby medyczne osób kwalifikujących się do przeszczepów organów wewnętrznych.

„Istotna wartość i osobowa godność każdego człowieka nie ulegają zmianie nigdy, niezależnie od konkretnych okoliczności jego życia. Człowiek, nawet ciężko chory lub niezdolny do wykonywania bardziej złożonych czynności, jest i zawsze pozostanie człowiekiem, nigdy zaś nie stanie się ‘rośliną’ czy ‘zwierzęciem’. Także i nasi bracia, którzy znajdują się w klinicznym stanie ‘wegetatywnym’ w pełni zachowują swą ludzką godność. Nadal spoczywa na nich miłujące spojrzenie Boga, który postrzega ich jako swoje dzieci potrzebujące szczególnej opieki” – uważał św. Jan Paweł II.

Dlatego przyspieszanie śmierci jednych dla ratowania zdrowia drugich jest wprowadzaniem eutanazji tylnymi drzwiami. Skoro chory, co wykazują nowoczesne techniki obrazowe i neurologiczne, wciąż jest zdolny do komunikacji z otoczeniem, myśli i czuje, nie można kwalifikować go w żadnym przypadku do uśmiercenia z powodu zabrania mu jego organów niezbędnych do podtrzymywania życia.

Z drugiej strony nie ma też żadnych moralnych przesłanek, aby chorych z zagrożeniem życia i czekających na przeszczep traktować jako bardziej wartościowych pacjentów, tylko dlatego, że życie dawców może mieć potencjalnie niższą jakość niż dobrze rokujących biorców. Niestety taki bardzo nośny komunikat nieustannie przekazują społeczeństwu media, ukazując problem transplantologii tylko z jednej strony – lekarza i czekającego na „nowe życie” biorcy.

Zabójstwo chorego jest sprzeczne z przysięgą Hipokratesa – zaznacza o. Norkowski. Natomiast dyskusyjne jest, czy zgoda na bycie dawcą może być traktowana jako przejaw miłości wobec drugiego człowieka, zgoda na oddanie naszego życia za cudze. Myślę, że wielu ludzi, którzy godzą się na ofiarę z siebie, kieruje się właśnie tym przykazaniem.

Tomasz Teluk

Pisząc artykuł korzystałem z książki: O. dr Jacek Maria Norkowski OP „Człowiek umiera tylko raz. Mało znane fakty dotyczące śpiączki, stanu wegetatywnego i śmierci mózgowej”, wydawnictwo Thaurus, Warszawa 2013