Czy można wybuchnąć globalny konflikt zbrojny? Przed I wojną światową nie brakowało takich, którzy starcie między państwami na szeroką skalę uważali za całkowicie niemożliwe. Srodze się przeliczyli, pisze na łamach ,,Bloomberga'' dziennikarz Hal Brands.

,,Brytyjski pisarz Norman Angell zapisał się w historii tym, że zaledwie kilka lat przed nastaniem I wojny światowej stwierdził, że to, co dziś nazywamy globalizacją, sprawiło, że konflikty pomiędzy wielkimi potęgami przeszły do historii. Twierdził, że wojna stała się bezcelowa, ponieważ pokój i rosnące więzi ekonomiczne i finansowe pomiędzy największymi państwami Europy tworzą dobrobyt'' - pisze Hal Brands.

,,Jeśli założymy dziś, że nie może dojść do wojny pomiędzy wielkimi potęgami – że współzależności gospodarcze będą automatycznie hamować rosnące napięcie pomiędzy USA a Chinami, że postępujące oświecenie ludzkości spowoduje odrzucenie nacjonalizmu i agresji na margines historii – to my również możemy odkryć, że nasz pokój jest dużo mniej bezpieczny, niż nam się wydaje'' - dodaje.

Zdaniem autora wiele zależy od postawy Stanów Zjednoczonych. ,,Jeśli USA oddalą się od świata, późniejszy powrót do niego może być dużo bardziej kosztowny. Ameryka odegrała kluczową rolę w odbudowie gospodarczej powojennej Europy w latach 20. Odrzuciła jednak długoterminowe zobowiązania strategiczne i militarne podobne do tych, które podjęła po II wojnie światowej'' - pisze.

Jak dodaje Brands, amerykańscy urzędnicy zrozumieli, że ,,w geopolityce, tak jak i w medycynie, prewencja jest mniej kosztowna niż leczenie''. I to najważniejsza dla nas dziś lekcja.

bb/Forsal.pl