Nikt z nas zapewne nie chciałby się pokazywać publicznie w sytuacjach skrajnych : ośmieszenia, bólu , nagości - Jezus wszystkiego tego doświadczył, a jednak nawet prze z chwilę nie ulegało wątpliwości, że jest moralnym zwycięzcą . Publicznie poniżony i upokorzony, obalił mit mężczyzny jako istoty, której takie sytuacje się nie imają . Pokazał, że żadna zniewaga nie jest w stanie odebrać człowiekowi godności, gdyż źródłem tej godności jest Bóg, a nie drug i człowiek.

Mężczyzna został stworzony na podobieństwo Boga. Został więc stworzony do rzeczy wielkich. Do wielkich czynów zdolni są tylko ci, którzy są do nich dobrze przygotowani. Męskość wymaga zatem dobrego przygotowania, to zaś wymaga dobrego wzorca. I takiego wzorca męskości każdy z nas poszukuje. Poszukujemy przeważnie na własną rękę takiego wzorca uniwersalnego, który łączyłby w sobie przymioty charakteru, ciała i umysłu. Najpierw widzimy go w ojcu, potem w kolegach z podwórka, bohaterach literackich i filmowych, w końcu w profesorach, sportowcach czy intelektualistach. Często jednak kolejne postacie nas rozczarowują. Niektóre są całkowitymi pomyłkami, u niektórych zauważamy jeden słaby element, który powoduje, że cały nasz podziw i fascynacja znikają szybciej niż się pojawiły. Wcześniej czy później orientujemy się, że próżno szukać na ziemi mężczyzny, który skupiałby w sobie te wszystkie cechy, które - jak nam podpowiada intuicja - skupiać w sobie powinien mityczny „prawdziwy mężczyzna". Sam doszedłem do takiego przekonania całkiem niedawno. Ale na krótko.

Męskość nigdy nie była dla mnie autonomicznym tematem rozważań. Okazją, by się nad nią zastanowić, były przykłady bohaterów książek i napotkanych ludzi. Zawsze towarzyszyła temu jednak pewna intuicja. Tak, rozliczałem innych z podobieństwa do wzorca, który głęboko tkwił w mojej pamięci. I pewnie nadal nie wiedziałbym, skąd ta intuicja pochodzi, gdybym nie przeczytał słów Czesława Miłosza z Ziemi Ulro: „Gdyby mnie zapytano, skąd pochodzi moja poezja, odpowiedziałbym, że z dzieciństwa". Moja intuicja dotycząca istoty męskości także pochodziła z dzieciństwa, a powstała w trakcie długich wieczorów, kiedy moja babcia czytała mi Biblię. Otóż prawdziwy mężczyzna powinien być jak Jezus Chrystus.

Było to odkrycie o tyle dziwne, że - jeśli wierzyć dość nachalnie dzisiaj promowanemu wizerunkowi Nazarejczyka - był On sympatycznym facetem, który dawno temu spacerował po Palestynie, uzdrawiał ludzi, wszystkim przebaczał i, poza drobnymi incydentami, uśmiechał się szczerze od ucha do ucha. Czy to jednak prawdziwy obraz? Pamiętałem przecież czytane mi przez babcię słowa Jezusa, który przestrzegał przed takim właśnie pobłażliwym traktowaniem Jego osoby i misji: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz!".

Na rolę Chrystusa jako odnowiciela męskości zwracał uwagę już św. Augustyn, kiedy pisał, że biorąc swoje męskie ciało z kobiety, Chrystus ,jednej i drugiej płci przyniósł nadzieję odnowy i naprawy - mężczyznom, bo w tej płci się narodził, kobietom, bo postanowił narodzić się przez kobietę". Kiedy czytamy Ewangelię, trudno nie przyznać racji Doktorowi Kościoła z Hippony. Dzisiaj, gdy nowoczesna kultura ogłasza koniec męskości i jednocześnie bierze aktywny udział w jej dożynaniu, warto cofnąć się o dwa tysiące lat i posłuchać, co ma nam do powiedzenia Ten, który był nie tylko - jak głosi dogmat chalcedoński - prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem, ale także prawdziwym mężczyzną.

Człowiek wolny

To nie przypadek, że Chrystus przyszedł na ziemię w ciele mężczyzny, obdarzony takimi a nie innymi przymiotami ducha i rozumu. Obraz Jezusa jako mężczyzny jest fascynujący i - mimo upływu dwóch tysiącleci - nadal aktualny jako wzorzec. Jego postać opisana przez ewangelistów przykuwa uwagę nie tylko ze względu na Jego niewątpliwą dobroć. Powiedzieć o Jezusie, że był dobry, to tak, jakby nic o Nim nie powiedzieć. Zdumiewa nas przede wszystkim bogactwo i jednocześnie nieprawdopodobna spójność wszystkich cech Jego osobowości. Znamy Go jako ostrego mówcę i dobrotliwego mędrca, jako dzielnego męża, stawiającego się szatanowi i zalanego krwią nieszczęśnika, z nadludzkim wysiłkiem ciągnącego za sobą krzyż. Przyjaciela dzieci i kobiet, surowego oponenta faryzeuszy i świątynnych handlarzy. We wszystkich tych, wydawałoby się skrajnych sytuacjach, widzimy jednak przede wszystkim człowieka wolnego. Człowieka, który nie daje sobie narzucić sposobu myślenia dominującego w otoczeniu, potrafiącego zakwestionować anachroniczne prawo i obyczaje. I nie ma w Nim sprzeczności. Ta spójność życia i nauczania Chrystusa, przejrzysta, wyrazista i szczera, imponowała nawet Jego wrogom.

Całym sobą Jezus pokazywał, byśmy stawiali sobie w życiu wielkie cele i z żelazną konsekwencją je realizowali. Już jako dwunastoletni chłopiec, odnaleziony przez Maryję i Józefa w świątyni, jawi się On jako ktoś świadomy celu swej egzystencji i oddany jego realizacji. Teologowie podkreślają niebywałą "intensywność Jego woli", która powodowała u stykających się z Nim ludzi uczucie swoistego lęku, jakie wiąże się ze spotkaniem człowieka wyjątkowego. Jego osobowość sprawiała wrażenie potęgi. Nic więc dziwnego, że porównywano go do Jana Chrzciciela czy proroków Eliasza i Jeremiasza.

Już jako dojrzały mężczyzna strofuje popadających w malkontenctwo apostołów: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do Królestwa Bożego". Trudno o bardziej sugestywne wezwanie do odwagi i męstwa. Zwróćmy uwagę, że w osławionej scenie, gdy Jezus przegania przekupniów ze świątyni, nikt Mu się nie sprzeciwia. Ludzie, którzy tracą swoje pieniądze, jednocześnie przyznają Mu rację i akceptują Jego siłowe metody. Niektórzy w scenie tej widzą słabość Jezusa. Dlatego że się uniósł gniewem i użył przemocy. Któż jednak powiedział, że prawdziwemu mężczyźnie nie wolno się unieść? A czemuż miałby tego nie robić, jeśli stoją za tym wyższe racje? Ta scena to ekspresja wolności Jezusa.

Wybuchy tej skondensowanej siły duchowej poraziły także szatana, który Go kusił na pustyni. Scena na pustyni ma jednak więcej znaczeń. Książę ciemności pokazuje w niej swoją strategię skłaniania nas do upadku poprzez przynęty bogactwa, sławy i władzy. Jezus daje do dziś aktualną odpowiedź, jak bronić się przed tymi pokusami: postępuj ze złem „po męsku", nie obawiaj się mocnych słów wobec tych, którzy cię kuszą, wolno ci być wobec zła bezwzględnym, jednak przede wszystkim zaufaj Bogu. To jest prawdziwy cios wymierzony w demona. "Jego argumentacja działa prawie zawsze jak błyskawiczna demonstracja ad oculos (między oczy), a tym samym zmusza przeciwników do milczenia" - pisze w swej książce Jezus Chrystus niemiecki teolog Karl Adam. Mając do czynienia z kimś gruntownie złym, Jezus nie dyskutuje z nim, ale go intelektualnie pacyfikuje. Biorąc odpowiedzialność za otoczenie, zarazem szczepi je na działanie zatrutych treści.

Silny charakter

Nie znajdziemy w Ewangeliach ani jednego miejsca, w którym Jezus straciłby równowagę ducha. Choć nieraz znajdował się w wielkim niebezpieczeństwie, zawsze był Panem sytuacji. Ta duchowa równowaga powodowała, że nie musiał zajmować się zbędnymi kalkulacjami, bieżącymi rozgrywkami i małostkowymi sporami - wkraczał w nie dopiero w momentach kluczowych i w stopniu koniecznym do osiągnięcia założonego celu. Mimo tej swoistej ekonomii życiowej, nie był bynajmniej samolubny i wyrachowany. Nie zbywał ludzi, którzy prosili Go o pomoc. Zawsze traktował ich poważnie. Pomagał nie tylko w chorobach, ale sprawiał, że spotkania z Nim odmieniały życie na lepsze.

Nigdzie nie znajdziemy śladu niezdecydowania Jezusa. Gdy Jego uczniowie przeżywają rozterki co do sensu dalszej drogi, pyta ich: „Czyż i wy chcecie odejść?". Bije z tych słów niezwykła pewność siebie. Przekonanie, że to w interesie samych apostołów jest, by byli razem z Nim. Jezus potrafi zachować też równowagę w obcowaniu z ludźmi - z jednej strony ucieka w samotność, by się w duchu naradzić z Ojcem, z drugiej jednak nie izoluje się od otoczenia: ucztuje, przemawia, pracuje, uczestniczy w ślubach i pogrzebach. Ale nie daje się temu światu wciągnąć. Chrystus wydobywał to, co święte, spod - jak pisał Karl Adam - „balastu ludzkich naleciałości".

Jednym z takich balastów jest skłonność do usprawiedliwiania własnej słabości rozmaitymi czynnikami. Najjaskrawiej widzimy to, gdy mówi: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się dopuścił z nią cudzołóstwa". Jezus wie, że stawiając przed mężczyznami tak olbrzymią barierę moralną - znacznie większą niż robiło to ówczesne prawo żydowskie - może ich zrazić do swoich nauk. Wymaga jednak heroizmu. Jeśli chcesz być godnym miana mężczyzny, potraktuj to poważnie: szanuj kobiety i panuj nad swoimi myślami.

Genialna prostota Jezusowego rozumowania była odwrotnoś­ cią zawiłych, małostkowych i przewrotnych argumentów uczonych w piśmie - prawdziwy mężczyzna nie wdaje się w rozwlekłe dysputy z ludźmi złej woli, którzy nie mają najmniejszej ochoty na przyjęcie prawdy, a spotkanie z nim traktują wyłącznie jako pretekst, by go ośmieszyć lub zniszczyć. Prawdziwy mężczyzna, używając swojej mądrości i bystrości umysłu, winien pozostawić ich z prawdą. Gdy faryzeusze zarzucali Mu, że uzdrawia w szabat, bez ogródek zapytał: „Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu?" (Łk 14,5). Świeżość umysłu i inteligencja - czyż nie są to cechy mężczyźnie niezbędne?

Jezus wnosi razem ze swoim życiem nową jakość w skostniałe społeczeństwo Izraela. To jeden z powodów, dla których rozmaite nurty myślowe - religijne i niereligijne - widziały w Nim rewolucjonistę. Wydaje się to jednak wypaczeniem i spłyceniem Jego rzeczywistego posłannictwa. „Niezrównana konsekwencja w dążeniu do wyraźnego celu, energia i męski hart woli - wykluczają myśl o postawieniu Jezusa w rzędzie marzycieli - idealistów albo zapalonych fanatyków, należy Go raczej zaliczyć do ludzi o wysokim uzdolnieniu rozumowym. Swoją genialną intuicją Jezus ogarnia całokształt rzeczywistości i jej najgłębszy, ostateczny sens, jest chłodnym myślicielem, unikającym zwrotów poetyckich, gdy chodzi o uzasadnienie pojedynczych prawd. Ilekroć jego przeciwnicy chcieli Go chwycić za słowo, tylekroć musieli ze wstydem ustępować, nie będąc w stanie dorównać bystrości Jego umysłu ani przenikliwości, z jaką On wyprowadzał wnioski z ich własnych przesłanek" - pisał Karl Adam.

Uderza spokój i mądrość, z jaką Chrystus odpowiada Annaszowi: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeśli dobrze, to dlaczego mnie bijesz?". Choć stoi przed arcykapłanem w charakterze ofiary, w rzeczywistości triumfuje nad nim. Podobnie jest przed sądem, gdy konsekwentnie milczy. Wie, że to nie uczciwy proces, ale próba udowodnienia Mu winy za wszelką cenę. Próba poniżenia Go przez zakłamanych i zawziętych oskarżycieli kończy się fiaskiem. To oni wydają nam się ośmieszeni przez skrępowanego mężczyznę, który zabiera głos dopiero wtedy, gdy odpowiada na pytanie, czy jest Mesjaszem: „Tak, ja nim jestem" - mówi, dając im pretekst do wyroku. Sam go jednak także pragnął. Prawdziwa męskość to dążenie do moralnych zwycięstw w każdej sytuacji. Przez opanowanie, milczenie, mówienie prawdy. Także wtedy, gdy więcej możemy na tym stracić niż zyskać.

Jezus chce, byśmy wymagali od siebie więcej niż od innych. Znajdujemy w Nim jednak zupełne przeciwieństwo beznamiętnych osiłków, którzy szczycą się swoim uczuciowym analfabetyzmem. Widać to w Jego głębokiej wrażliwości na potrzeby innych ludzi, zwłaszcza w Jego kontaktach z kobietami i dziećmi. Jezus doskonale znał ich naturę. Wcale nie potrzebował się wiązać z kobietami, by znać je lepiej niż współcześnie żyjący mężczyźni. I nie pozostało to bez odzewu - wyraźnie cieszył się ich przyjaźnią. Charakterystycznym rysem stosunku Chrystusa do „kwestii kobiecej" było też ostentacyjne ignorowanie prawa żydowskiego określającego ich rolę w społeczeństwie.

Obrazu tego silnego duchem mężczyzny dopełnia Jego fizyczność. Według biblijnych przekazów był nie tylko człowiekiem o pocią­ gającym wyglądzie, ale także wielkiej sprawności fizycznej, zahartowanym i gotowym do długotrwałych podróży i postów. Kto ma co do tego wątpliwości, niech spróbuje - tak jak Jezus - przebyć pieszo w palącym słońcu, bez jedzenia i wody, drogę z Jerycha do Jerozolimy. Nie ma w Ewangeliach ani jednego fragmentu, który by świadczył o jakichkolwiek przypadłościach ciała Jezusa. Ból fizyczny, jakiego doświadczył, wynikał jedynie z konsekwentnego kroczenia przez Niego wybraną drogą. Przyjmował ten ból z godnym podziwu męstwem. Karl Adam przeciwstawił nawet atletycznego i zdrowego, zdolnego do największych wysiłków i najcięższych postów Jezusa, słabym i chorowitym założycielom innych wielkich religii - Mahometowi czy Buddzie.

Gwarant godności

Podstawowym rysem osobowości Jezusa jest jednak jego miłość do ludzi. To odwrotność tego, co obserwujemy dzisiaj - lejący się zewsząd słowotok na temat wzajemnej miłości i brak tej miłości w realnych uczynkach. Jezus nie rozwodzi się o swojej miłości, on ją po prostu wprowadza w życie. Nie ma w niej nic egzaltowanego i górnolotnego. To konkret, który prowadzi aż do poświęcenia własnego życia. Chrystus jest wzorem bezinteresownej miłości do wszystkich ludzi, nie tylko przyjaciół, lecz także prześladowców, wrogów i niegodziwców. Nie ma w tej miłości złudzeń. Przenikliwy umysł Jezusa poznał do głębi naturę ludzką i ją umiłował. Stąd bierze się przekonanie, że człowiekowi należy przebaczać nie siedem, ale nieskończenie wiele razy. Nędzarze, kalecy, grzesznicy, nierządnice - Jezus pochyla się nad nimi z czułością i nazywa „braćmi". Traktuje ich na równi, a często nawet lepiej, niż uczonych i bogatych. Nie sztuka trzymać z silnymi i zdrowymi, szanować tych, którzy nas szanują, pomagać tym, którzy nam pomagają i kochać tych, którzy nas kochają.

Niejednego razi płacz Jezusa nad ciałem zmarłego Łazarza. Czy mężczyzna nie okazuje słabości, gdy roni łzy? Człowiek wolny i etycznie dojrzały - a taki winien być mężczyzna - nie powinien sobie w ogóle stawiać takich pytań. Jakich niedorzeczności trzeba sobie nakłaść do głowy, aby się powstrzymywać przed opłakiwaniem najlepszego przyjaciela? Znamy też inne oznaki „słabości" Nazarejczyka, świadczące o tym, że mimo swej boskości był też człowiekiem z krwi kości. Tuż przed pojmaniem, w ogrodzie Getsemani, „wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć i odczuwać trwogę". Przed zbliżającą się męką toczył wewnętrzną walkę, która zakończyła się skierowanym do Ojca zawierzeniem: „Lecz nie to, co ja chcę, ale to, co Ty, niech się stanie".

Nikt z nas zapewne nie chciałby się pokazywać publicznie w sytuacjach skrajnych: ośmieszenia, bólu, nagości - Jezus wszystkiego tego doświadczył, a jednak nawet przez chwilę nie ulegało wątpliwości, że jest moralnym zwycięzcą. Publicznie poniżony i upokorzony, obalił mit mężczyzny jako istoty, której takie sytuacje się nie imają. Pokazał, że żadna zniewaga nie jest w stanie odebrać człowiekowi godności, gdyż źródłem tej godności jest Bóg, a nie drugi człowiek. Nawet w skrajnym upokorzeniu można odnieść zwycięstwo nad prześladowcami. Męską jest bowiem rzeczą wygrywać.

Mężczyzna, dysponując znaczną siłą fizyczną, w przypływie pychy często przecenia swoje możliwości. Jezus jednak zdaje się mówić: nigdy nie ufaj wyłącznie sobie, zawsze miej oparcie w Bogu. Zostawia nam bardzo ważną wskazówkę: jeśli twój bój o wielkie sprawy cię zmęczy, wejdź na wysoką górę i w ciszy porozmawiaj z Ojcem. Nikt lepiej niż własny ojciec nie jest w stanie uczynić z syna prawdziwego mężczyzny.

Piotr Pałka

Pismo Poświęcone Fronda nr 46, 2008 r.