W naszej prawicowej Polsce wkrótce będzie można być Żydem, pod warunkiem, że założy się czapkę z pawimi piórami i zacznie tańcować obertasa. Są już tacy, którzy tę drogę testują w Gazecie Polskiej Codziennie i w TV Republika. Wiemy zatem, że taka droga do bycia tolerowanym przez prawicę istnieje”.

To krótki fragment wywodu niejakiego Cezarego Michalskiego. Nie jest to zresztą w jego publicystyce nic wyjątkowego. Dość regularnie, czy to Michalski, czy kto inny z Krytyki Politycznej, zaczyna denerwować się niepomiernie na jakiegoś reprezentanta mniejszości narodowej, którą tak broni. Bo tenże reprezentant ośmiela się nie do końca lubić ideologię lansowaną przez Michalskiego i KP.

Powstaje pytanie, czemu zajmować się tekstem Michalskiego? Przecież wystarczy trochę poczekać, wiatr dziejów powieje, Michalski znajdzie zatrudnienie w Ruchu Narodowym albo w PiSie...

A jednak warto. Ponieważ pokazuje on jedną z większych chorób trapiących lewicę, którą - na potrzeby tego tekstu - można nazwać upupianiem mniejszości.

Schemat ideologiczny, w który ma wejść reprezentant danej mniejszości, jest dość jednoznaczny – pełna akceptacja światopoglądu swoich domniemanych „obrońców”. Kto się z niego wyłamuje, ten nie ma prawa do szacunku. Mniejszość jest więc tylko o tyle ciekawa, o ile spełnia warunki lewicowe. Innymi słowy – póki zgadza się z jej opiniami. A nie daj Boże, jak się wychyla. Konserwatysta i Żyd. Prawicowiec i Arab. Rom i kapitalista (czy tam neo-liberał). Głęboko wierzący czarnoskóry chrześcijanin. Tacy nie mają prawa istnieć. Są wrogami. Działają na szkodę swojej krwi. Wyrywają się ze schematu. Zaburzają obraz świata. Co robić z nimi? Wyeliminować. Okpić. Wykluczyć z grona danej mniejszości. Tacy właśnie najbardziej drażnią część polskiej lewicy - tę, która nie ludzi, ale grupy etniczne chce nieść na swych sztandarach. No bo co jakieś żydki i murzyny będą się wymądrzać? Wystarczy wspomnieć nienawiść wobec posła Godsona, który zamiast być grzecznym i czarnoskórym obiektem polskiej nienawiści religijnej, oświadczył, że jest chrześcijaninem i chce walczyć o zakaz aborcji. No - zdrajca własnej rasy... Tylko, że ten termin „zdrajca własnej rasy” kojarzy się dość mocno z pewnymi stronami pryszczatych idiotów z Blood and Honor.

Tymczasem sprawa jest prosta. W każdej mniejszości istnieją ludzie o poglądach lewicowych i prawicowych. Bardziej konserwatywni, bądź mniej. Religijni i tacy, co z religią walczą. Itd. I dobrze. To świadczy o kolorycie danej grupy.

Można wręcz powiedzieć, że np. w wypadku Żydów czy czarnoskórych emigrantów w Europie dochodzi do paradoksu, gdy większość z danej grupy nie mieści się w postępowej definicji mniejszości. Czyli np. ośmiela się być członkami konserwatywnych wspólnot religijnych i wierzyć w taki reakcyjny byt jak Pan Bóg. Słyszeliście o nim, Państwo?

Tymczasem sens debaty publicznej będzie istniał tylko, póki będzie się dyskutować o tym, jaką wartość mają dane poglądy, a nie jaka krew ma je determinować.

Niestety przyjęty sposób patrzenia na mniejszości, który między innymi reprezentuje Michalski, kończy się po prostu rasizmem. Wiarą, że nie wolny wybór, nie refleksja, ale krew ma determinować poglądy. Coś czuję, że Michalski w wielu sprawach zgodziłbym się z tak znienawidzonymi przez niego neofaszystami... Może czas, by zamówił sobie z nimi pięć piw?

Piszę ten tekst - wbrew pozorom - jako wyraz wiary w część środowiska lewicowego, w tym samej Krytyki Politycznej. Jestem głęboko przekonany, że - przy odrobinie dobrej woli - lewica jest w stanie wyzwolić się z okowów rasizmu i sprowadzania poglądów politycznych do spraw krwi. Jestem przeświadczony, że lewica jest zdolna dyskutować, abstrahując od etnicznego pochodzenia swoich oponentów, jestem pewny, że jest ona w stanie podjąć się walki na poglądy, a nie szperanie w genealogii przeciwnika...

Ba - jestem nawet przekonany, choć może się mylę okrutnie, że nawet taki Michalski jest do tego zdolny. Trzymam kciuki!

Dawid Wildstein/Forum Żydów Polskich