Kilka dni temu, pisząc o „Kagańcu Tuska”, być może nieco emocjonalnie do jednego worka wrzuciłam różne przejawy cenzury (nie bójmy się tego jasno powiedzieć) ekipy rządzącej. Wspominałam o naciskach ministra Arabskiego, żeby dziennikarz PAP nie zadał premierowi Tuskowi niewygodnego pytania oraz o telefonie, jaki miał wykonać rzecznik MSZ Marcin Bosacki, by szefowa „Wiadomości” wysłała z Lechem Wałęsą do Tunezji dziennikarza bardziej „godnego zaufania”.

 

W tekście jako przykład stosowanej przez władzę cenzury uznałam również sytuację, do jakiej w ubiegłym tygodniu doszło przed meczem Wisły Kraków z Lechem Poznań. Dokładnie w dniu meczu władze Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków wydały zakaz przygotowanej na mecz oprawy. Nieoficjalnie chodziło o to, żeby na stadionie nie pojawiły się transparenty z antyrządowymi hasłami.

 

Kilku czytelników zarzuciło mi wtedy “manię prześladowczą”, która, w wielkim skrócie, miała przejawiać się w takim doborem argumentów, byle tylko „przypierniczyć” Platformie. Otóż zapewniam, że tak nie jest, a żeby przywalić ekipie trzymającej władzę naprawdę nie trzeba się wysilać – oni sami co chwila się podkładają.

 

W niedzielę wieczorem „Rzeczpospolita” poinformowała, że przed meczem Śląska Wrocław i GKS Bełchatów funkcjonariusze prewencji mający zabezpieczać całe wydarzenie usłyszeli nietypowe polecenie. Mecz, decyzją wojewody dolnośląskiego, miał się odbywać bez kibiców na trybunach, więc zaplanowali oni demonstracje pod stadionem.

 

- Usłyszeliśmy polecenie, że z tłumu kibiców mamy wyłapywać osoby "trzymające transparenty obrażające premiera". Pakować do więźniarek i przewozić na komisariaty – opowiada „Rz” jeden z policjantów prewencji. – Jeden kolegów spytał, czy to jest rozkaz komendanta miejskiego. Usłyszał od prowadzącego odprawę dowódcy, że ma nie wnikać – dodaje.


Czy czytając te doniesienia ktokolwiek jeszcze ma wątpliwości, o co tak naprawdę chodzi w całej sztucznie nadmuchanej, medialnej wojnie z „kibolami”? Świadomie i z premedytacją piszę słowo „kibole” w cudzysłowie, ponieważ to nie z kibolami, a po prostu z każdym, go ośmiela się go krytykować, walczy Tusk. Od początku było wiadomo, że zamykanie stadionów i stosowanie jakiejś zbiorowej odpowiedzialności na tysiącach kibiców za kilku wandali jest działaniem bezsensownym – to tak, jakby komuś ucinać głowę, bo boli go ząb.

 

Czego Tusk się boi? Kilku słów prawdy? Przecież każdy rząd, każdy polityk powinien być odporny na krytykę, a już tym bardziej nie robić fochów, kiedy ta krytyka mu się słusznie należy. Tymczasem zachowanie premiera coraz bardziej zaczyna przypominać fochy naburmuszonego bachora, któremu zwraca się uwagę, że jest niegrzeczny, na co on w odpowiedzi pluje ci na buty.

 

W sobotę we Wrocławiu kibice nie powiesili żadnego transparentu. Ale za to spotkali się w pobliżu stadionu i prócz sportowych haseł skandowali również "Tusk, ty matole, twój rząd obalą kibole!". - Polecenie było: zatrzymywać za antyrządowe transparenty. O hasłach nie było mowy. To nie interweniowaliśmy – wyjaśnia ten sam funkcjonariusz.

 

A mnie zastanawia jeszcze jedno – czy nowo powołany przez premiera minister ds. „wykluczonych” zajmie się również tymi, którym odbiera się prawo do wypowiedzi (już nie wspomnę, że to jawne gwałcenie wolności słowa)? Czy może jednak Arłukowicza zaabsorbuje jedynie część „wykluczonych”, którzy akurat są zgodni co do jednego – przyklaskiwania władzuni. Tylko czy wtedy nie powinien już nazywać się ministrem ds. wykluczonych z wykluczonych?

 

Marta Brzezińska