Pytamy o to Piotra Wysockiego z Catholic Voices Poland, specjalisty od public relations.

Czy medialna osobowość papieża Franciszka jest wynikiem jego osobistego chryzmatu, czy ma on sztab ludzi, którzy mówią mu jak ma się ustawić, jak odezwać?

Moim zdaniem są tu dwie rzeczy. Z pewnością Franciszek ma charyzmę i jest w tym podobny do Jana Pawła II. Trzeba zauważyć, że on oddziałuje na media w zdecydowanej większości przypadków nie poprzez bezpośrednią współpracę z dziennikarzami. To co bezpośrednio szło do dziennikarzy to był wywiad w samolocie. Cała reszta to są jego wypowiedzi z homilii w Domu św. Marty lub innych wydarzeń tak czy inaczej publicznych.. To co papież Franciszek mówi publicznie do ludzi wynika moim zdaniem z osobistego charyzmatu. W takim sensie, że mówi celnie trafiając do ludzi. Natomiast to co widzimy na Twitterze, czy innych „social mediach” jest już efektem pomocy innych. Warto przypomnieć, że w czerwcu 2012 roku utworzono w Watykanie stanowisko advisore sekretariatu stanu ds. środków przekazu i powierzonego je amerykańskiemu dziennikarzowi Gregowi Burke’owi, który nie tylko miał „dawać twarz” w mediach, ale, co ważniejsze, miał wypracować strategię i politykę komunikacyjną Stolicy Apostolskiej. Nie słyszałem żeby Burke odszedł z Watykanu, więc myślę, że on w dalszym ciągu robi dobrą robotę, którą zaczął za Benedykta.

A co z takimi gestami – papież co i rusz do kogoś dzwoni, potem media to szeroko nagłaśniają i komentują. Innym razem dobrze ustawi się na jakimś zdjęciu z młodzieżą... To są osobiste jego intuicje?

W większości sądzę, że tak. Zwłaszcza jeśli chodzi o te sławne telefony. Myślę, że Ojciec Święty po prostu taki jest i ma jak najbardziej naturalne odruchy. Natomiast, to że dowiadują się o tym media może być zasługa zarówno współpracowników papieża jak i ludzi do których zadzwonił. Gdybym sam miał takiego klienta, który tak naturalnie postępuje to bym mu po prostu doradził, że będziemy to pokazywali światu bo to niezwykle mocny przez swoja prawdziwość gest, który ma większą siłę rażenia niż słowa.. Nie wykluczam, że upublicznianie takich gestów jest już wynikiem działania ludzi doradzających papieżowi i starających się kształtować jego wizerunek. Z pewnością nie jest tak, że mamy do czynienia z grą i czysto PR-owym pomysłem –  typu zadzwoń, a my to sprzedamy – tak bywa w polityce lub biznesie. Natomiast Papież Franciszek jest autentyczny, on dzwoni ponieważ poruszył go czyjś list, albo coś tam się stało, a doradca tylko mówi – to wzmocnijmy to poprzez upublicznienie.

Czyli raczej nie spodziewasz się żeby papież miał jakiś sztab ludzi, którzy kierują jego wizerunkiem medialnym. Jest w tym raczej dużo spontaniczności.

Myślę, że jest jednak tak, że od czasów Benedykta XVI w Watykanie istnieje, choć nie wiem na ile sformalizowana, grupa specjalistów, którzy dobrze czują czym są dzisiaj media i którzy dobrze czuli np. kwestię braku refleksu w reakcjach medialnych Kościoła, albo wiedzą jak bardzo potrzebujemy  nowego języka, bo ten którego ludzie Kościoła czasem używają i to zwyczajni ludzie nie rozumieją. Można to  zaobserwować na przykładzie Jacka Valero z brytyjskiego Catholic Voices, który pomaga w tworzeniu kolejnych grup CV na świecie. Można się spodziewać, że jeśli istnienie jakaś nieformalna grupa PR-owa przy Ojcu Świętym to spodziewam się, że są tam też tacy ludzie jak np. Jack. Jest też choćby agencja ZENITH, która także może stanowić zaplecze komunikacyjne papieża, są też osoby z ekipy Światowych Dni Młodzieży w Madrycie. To są wszystko bardzo sprawni ludzie w komunikowaniu Kościoła w nowych mediach i nowej rzeczywistości technologicznej. Na poziomie globalnej gry o Kościół wykształcił się już network specjalistów, który mają moim zdaniem mają bardzo krótką ścieżkę dostępu do Ojca Świętego.

Papież z jednej strony dość zręcznie porusza się po mediach, ale z drugiej strony jego wypowiedzi są nieściśle przekazywane i wywołują oburzenie. Czy to nie są jednak niepotrzebne wpadki komunikacyjne? Wywiad w samolocie?

To była powtórka z sytuacji jaką mieliśmy już przy książce Benedykta XVI „Światłość świata”. Wtedy też wyciągnięto cytat i jeszcze fałszywie go interpretowano. Ponieważ oba te przypadki dotyczyły tej samej sprawy czyli kwestii stosunku Kościoła do homoseksualistów to nie zakładam, że popełniono jakiś błąd. Raczej sądzę, że mieliśmy tu do czynienia z naprawdę złą wolą autorów informacji a następnie interpretatorów już zniekształconych słów. Sprawa była ewidentnie podkręcona. Warto też sobie przypomnieć, że nawet Benedykt XVI, który posługiwał się językiem precyzyjnym został rozegrany po swojej wypowiedzi w Ratyzbonie, na temat islamu. Przy kluczowych dla partii politycznej poprawności wątkach  jak np. homoseksualnych, islamskich czy rodziny natężenie złej woli w mediach głównego nurtu rośnie niewyobrażalnie. Wtedy nawet jeśli wszystko jest poprawnie powiedziane przez papieża to i tak pojawia się „afera”. Tego jako Kościół nie unikniemy, ponieważ w tych kwestiach nie ma mowy o jakiejkolwiek dobrej woli zrozumienia naszego stanowiska. Jest tylko agresja.

Rozmawiał Tomasz Rowiński