W walce o głosy chłopów na niepowodzenie skazana jest Platforma Obywatelska, która - jak powiedział niedawno w rozmowie z portalem Fronda.pl Henryk Kowalczyk (PiS) – w środowisku wiejskim jest wręcz znienawidzona. I trudno się dziwić, skoro właśnie ekipa Donalda Tuska największy problem widzi w istnieniu KRUS i nie przejawia jakiegokolwiek zrozumienia dla spraw wsi. Nic dziwnego, że jak do tej pory partia rządząca nawet nie siliła się na budowanie aktywnych struktur poza miastami.

 

Inaczej jest w SLD. Pomimo zmian i próbie uczynienia z postkomuszego siedliska politycznego, nowoczesnej europejskiej partii, dla wielu rolników  Sojusz jest symbolem spod znaku „kiedyś było lepiej”. I tak, kierując się starymi sympatiami politycznymi, chłopi oddają swoje głosy na „partię Millera”, ratując poparcie Napieralskiemu. Lewica - niezależnie od zmian wizerunkowych - nadal chce walczyć o głosy polskiej wsi. Mimo, że odprawiła z kwitkiem Wojciecha Olejniczaka - działacza ZMW, który był symbolem tej batalii na „lewym froncie”. Pytanie tylko, czy próba zdobywania głosów konserwatywnej – jak by nie było – wsi przy jednoczesnym zabieganiu o głosy młodych, wykształconych z  wielkich miast, którzy coraz chętniej kierują wzrok w stronę Palikota i spółki, będzie skuteczna. Tym bardziej, że sondaże nie napawają optymizmem.

 

Wydaje się więc, że decydujące starcie o głosy wsi przyjdzie stoczyć partii Jarosława Kaczyńskiego i PSL-owi. Należy postawić jednak pytanie, czy dobrze prowadzona kampania PiS-u jest w stanie zapewnić zwycięstwo nad świetnie zorganizowanymi na wsi ludowcami?

 

Kluczem do sukcesu byłoby rozbicie lokalnych układów i na których partia Waldemara Pawlaka opiera niemal cały swój potencjał. I nic dziwnego, skoro np. starając się o pracę, trzeba niemal jednocześnie wypełnić deklarację członkowską, przyozdobioną zieloną koniczynką. Jak tworzą się takie zależności? Jako przykład wystarczy podać choćby opanowanie przez ludowców starostwa i urzędy (proszę sobie wyobrazić ile to miejsc pracy!). Tym pierwszym podlegają choćby szkoły. A zatem kto popiera PSL? Dyrektorzy szkół. Prawda, że proste? To tylko pierwszy z brzegu przykład. Jest ich znacznie więcej. Wystarczy wspomnieć pewien kongres PSL, na którym pojawiła się informacja, że w danym powiecie partia ma ponad 1000 osób, a potem w tym samym powiecie liczba głosów oddanych na Waldemara Pawlaka w wyborach prezydenckich wyniosła ok. 1000 głosów. Można śmiało przypuszczać, że nawet sami członkowie partii nie głosowali na swojego kandydata! A już na pewno nie przekonali do tego swojej rodziny… Jak widać, trudno mówić – w przypadku PSL - o poparciu. To właściwie silne uzależnienie.

 

Dlatego wtorkowa wizyta Jarosława Kaczyńskiego we wsi Złota w powiecie skierniewickim i podpisanie zobowiązania wobec rolników, na kilka dni przed wyborami wydaje się strzałem w dziesiątkę. Wystarczy wspomnieć zwycięskie kampanie PiS-u sprzed lat, kiedy to sprawa polskiej wsi znalazła się niemal na piedestale i w znacznym stopniu przyczyniła się do wygrania przez partię Jarosława Kaczyńskiego wyborów, a potem przejęcia poparcia po zmarginalizowanej Samoobronie, która – co warto pamiętać – przed swoim debiutem w parlamencie, ostro rywalizowała z PSL-em o poparcie chłopów. I to z sukcesem.

 

Lider PiS powiedział w Złotej m.in., że jego partia zrobi „wszystko, co możliwe dla wyrównania dopłat bezpośrednich, zapewnimy aby Polska była wolna od upraw GMO, zapewnimy ochronę rolników przed oszustwami i nadużyciami”. Jednak czy obietnice i ukazywanie pozytywnych elementów programu PiS to nie za mało? W sytuacji, gdy PSL wesoło podryguje w spocie wyborczym, wciąga na listy gwiazdy sportu – niewiele mające wspólnego z rolnictwem, wykazanie nieskuteczności tego ugrupowania i strojenia dobrej miny do złej – co zauważa wielu rolników – gry Platformy Obywatelskiej mogłoby w znaczącym stopniu wpłynąć na pogłębienie dyskusji nad tym, na ile jeszcze PSL jest partią chłopską, a na ile siatką lokalnych powiązań, które promują na wysokie stanowiska osoby, które są ludowcami tylko z nazwy (o czym pisała w ostatnim numerze "Gazety Polskiej" Anita Gargas). Na pewno nie miała na to wpływu wypowiedź Hofmana, który chcąc zaatakować PSL, naraził PiS na krytykę rolników. I tak, słowa polityka zostały odebrane jako kolejny wyraz pogardy mieszczuchów dla środowiska wiejskiego. W tym przypadku również Jarosław Kaczyński nie zdecydował się na przeprosiny za niefortunną wypowiedź, ale przystąpił do obrony swojego kolegi, który w jego opinii, podjął się tylko krytyki PSL-u.

 

Na szczęście Prawa i Sprawiedliwości sprawa rozeszła się po kościach (czyżby sam PSL machnął na nią ręką?), a propozycja dla polskiej wsi tuż przed wyborami może lepiej zapisać się w pamięci chłopów. Tylko czy sama pamięć zburzy układy i układziki na prowincji?

 

Aleksander Majewski