Obchody 25 rocznicy wyborów czerwcowych były też pierwszą zagraniczną wizytą ukraińskiego prezydenta-elekta, Petro Poroszenki. To już drugi przywódca kraju Europy środkowo-wschodniej, który w swoją pierwszą oficjalną podróż wybrał się do Warszawy. Czy Polska mogłaby się stać punktem orientacyjnym dla krajów naszego regionu, w opozycji zarówno dla Rosji, jak i dla Niemiec? 

Patrząc na naszą sytuację gospodarczą, polityczną czy demograficzną, trudno dziś śnić o potędze. Jednak jak mówi przysłowie, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po pierwsze trudna sytuacja ekonomiczna unaocznia Polakom, przede wszystkim młodemu pokoleniu, ile warta jest obecna władza. Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego, w których prawica zdobyła prawie połowę głosów, dają nadzieję na zmianę warty w krajowej polityce. Zaś trudna sytuacja na arenie międzynarodowej, w której naprzeciwko agresywnej Rosji Putina staje słaba i podzielona Unia Europejska, uzmysławiają nawet dotychczas twardogłowym euroentuzjastom, że trzeba liczyć przede wszystkim na własny potencjał, który bierze się z siły armii i gospodarki. Jakie są, więc nasze możliwości, i jak można by było je wykorzystać?

Polska alternatywą dla Rosji?

Może wydawać się nam to dziwne, ale dla większości Ukraińców jesteśmy ważnym punktem odniesienia. Jesteśmy krajem, któremu udały się reformy gospodarcze, w którym panuje dobrobyt a korupcja nie jest tak duża. Tak naprawdę Polska mogłaby być, jeśli już nie jest, rywalem dla Rosji, jeśli chodzi o dusze Ukraińców. I w takiej rywalizacji wcale nie jesteśmy na straconej pozycji. Bo jeśli narzekamy, że jesteśmy państwem skorumpowanym, bez silnego przemysłu, ze słabymi usługami społecznymi i ograniczoną wolnością słowa, to spójrzmy na Federację Rosyjską. Tam nomenklatura postkomunistyczna zrobiła z supermocarstwa monokulturę gospodarczą przypominająca Nigerię. Większość eksportu stanowią ropa i gaz, poza tym inne surowce i produkty pochodne. Przemysł rosyjski jest niekonkurencyjny, poziom inwestycji niski a gospodarka ugina się pod ciężarem korupcji. Podstawową przewagą Polski nad Rosją jest jednak nasza mentalność.

Polacy są narodem, który bardzo ceni sobie wolność. Nasza niechęć do władzy może tym razem skutkować pozytywnie. Wbrew pozorom sytuacja krajów postkomunistycznych jest bardzo podobna. Wszystkie kraje dawnego bloku sowieckiego borykają się z wysoką korupcją, oligarchizacją władzy i mediów, upadkiem przemysłu i brakiem konkurencyjności na rynkach światowych. Jednak szanse na zmiany tego stanu rzeczy wyższe są w Polsce, niż w Rosji. W Polsce istnieją silny opór społeczny wobec biurokracji, korupcji i braku niezależności gospodarczej. Istnieją też solidniejsze podstawy do zmiany w postaci dobrze rozwiniętej drobnej przedsiębiorczości, w dużym stopniu w szarej strefie, wartościowej rezerwie Polaków przebywających za granicą i potencjału zaangażowania społecznego. W tym czasie Rosjanie, którzy awansowali cywilizacyjnie głównie dzięki wzrostowi cen ropy na świecie, nie czują się zainteresowani zmianami systemu postkomunistycznemu w swoim kraju. Prosperita rosyjska, oparta na ropie i gazie, nie będzie wieczna, dlatego Polska mogłaby już dzisiaj wchodzić na tereny, które Rosja uznaje za swoje strefy wpływów, i jawić się jako lepsza alternatywa. I mowa tu nie tylko o Ukrainie, ale także Kaukazie czy Bałkanach.

Polska przeciwwagą dla Niemiec?

Nie ma już dzisiaj wątpliwości, że Unia Europejska ma problem. Europejczycy pałają coraz większą niechęcią do Brukseli. Jednocześnie do bram UE pukają już nowe kraje. Można chyba założyć, że niedługo do klubu dołączą Serbia czy Ukraina. To wszystko powoduje pewnie olbrzymi ból głowy w Berlinie. Tak naprawdę Unia jest swego rodzaju protezą, która ma pozwolić naszym zachodnim sąsiadom awansować do grona potęg światowych. Tylko, że Niemcy nie do końca wiedzą, którą stronę ma cały projekt pójść. Czy budować państwo federacyjnie, czy pogodzić się z upadkiem południa i zbudować nową strefę wpływów na obszarze „Mitteleuropy”, czy w oparciu o Rosję budować potęgę niemieckiego państwa narodowego. Wszystkie te opcje są bardzo groźne dla Polski. Dlatego Polska mogłaby się stać ośrodkiem opozycji wobec planów niemieckich, oczywiście nie w sposób konfrontacyjny, tak jak i Niemcy forsują swoje plany niekonfrontacyjnie.

W Polsce już chyba wszyscy wyleczyli się miłości do Putina, w Niemczech niestety nie. Obecna sytuacja daje nam olbrzymie pole do manewru, jeśli chodzi o torpedowanie, tak dla nas groźnej, współpracy niemiePolskko-rosyjskiej. Prezydent Rosjii zrzucił już szaty demokraty, dlatego trzeba wykorzystać ten fakt, i przypominać na każdym kroku, kiedy Niemcy będą próbowały dogadywać się z Rosją, że dyktatorem się nie rozmawia. W dodatku w Europie narasta niechęć wobec Unii, i projekty zacieśnienia integracji trudniejsze będą do realizacji. Polska może wreszcie znaleźć w głównym nurcie europejskim i ze swoim eurosceptycyzmem znaleźć się w jednym szeregu z Francuzami, Brytyjczykami, Włochami czy Węgrami. Dla krajów naszego regionu możemy się stać wręcz liderem oporu wobec walca politycznej integracji, a dla innych krajów, niechętnych niemieckiej dominacji w Europie, być wygodnym partnerem w ich polityce.

Polska szansa

Nasz kraj po raz pierwszy od dawna jest w tak dobrej sytuacji geopolitycznej. Kraje stanowiące dla nas największe zagrożenie, stają w obliczu wielkich problemów. Rosja rozpoczęła już otwarcie politykę odbudowy imperium. Okazało się jednak, że nasi wschodni sąsiedzi maja słabe karty. Polityka ukraińską zrazili do siebie znaczną część zachodu, wzmogli czujność sąsiadów, zbudzili ze snu USA i prawdopodobnie uczynili z Ukraińców śmiertelnego wroga. W dodatku gospodarka rosyjska nie jest gotowa w tej chwili na konfrontację, co bardzo źle wróży przyszłości tego kraju. Niemcy natomiast znalazły się na rozdrożu. Projekt Unii Europejskiej stanął pod znakiem zapytania, a coraz więcej Europejczyków winą za swoje problemy obarcza Berlin. Plan wciągnięcia Rosji do swojej strefy wpływów tez okazuje się coraz mniej realny. Problemy naszych sąsiadów są naszą olbrzymią szansą. Poprzednim razem w momencie jednoczesnej słabości Rosji i Niemiec, odrodziło się po 123 latach polska państwowość. Kto wie, co dzisiaj może osiągnąć nasz naród, jeśli wykorzysta szanse jak nasi pradziadowie.

 Bartosz Bartczak