Biskup radomski miał w 2013 roku otrzymać informacje o tym, że jeden z duchownych jego diecezji dopuszczał się czynów pedofilskich. Zlecił wyjaśnienie sprawy, jednak kuria nie podjęła działań. Czy kuria próbowała zatuszować oskarżenia? O sprawie pisze na łamach „Rzeczpospolitej” Tomasz Krzyżak.

Ksiądz Stanisław S. był działaczem podziemia antykomunistycznego, wydawcą, drukarzem i kolporterem podziemnej prasy. Należał do grupy Morwa. Organizował Msze za Ojczyznę oraz pełnił funkcję kapelana m.in. „Solidarności”, weteranów Armii Krajowej i policji. Był też członkiem Rady Naczelnej ZHP. Został odznaczony Orderem Uśmiechu, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Medalem 100-lecia Odzyskania Niepodległości.

Od września 2019 roku Prokuratura Rejonowa w Zwoleniu prowadzi śledztwo w sprawie księdza S. Miał on dopuścić się doprowadzenia „do obcowania płciowego nieletnich poniżej lat 15-u, w okresie od 1985 roku do 2016 roku”. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, do tej pory zeznania przeciw duchownemu złożyło dziewięć ofiar.

W lipcu 2019 roku do prokuratury wpłynęło doniesienie w tej sprawie m.in. z kurii diecezjalnej w Radomiu. Ordynariusz diecezji radomskiej bp Henryk Tomasik odsunął wówczas księdza od pełnienia funkcji proboszcza w parafii Chrystusa Nauczyciela w Radomiu i do czasu wyjaśnienia sprawy zawiesił w pełnieniu jakichkolwiek funkcji kapłańskich. Wówczas też zostało wszczęte postępowanie kanoniczne.

Jak informuje jednak Tomasz Krzyżak na łamach „Rzeczpospolitej”, już w 2013 roku do kurii zgłosił się mężczyzna, który jako dziewięciolatek był molestowany seksualnie przez księdza S. Biskup nie był wówczas zobowiązany przez polskie prawo do zawiadomienia prokuratury. Musiał jednak wszcząć postępowanie kanoniczne i po wstępnym zbadaniu sprawy przesłać sprawę do Stolicy Apostolskiej. Takich kroków kuria jednak miała nie podjąć.

W swoim artkule Tomasz Krzyżak opisuje historię tego Michała (imię zmienione). Mieszkał on wówczas w Pionkach, gdzie ksiądz S. był wikariuszem:

-„Parę razy byłem u niego w mieszkaniu, bo zapraszał na bajki. Ciągnęło mnie do oglądania bajek, bo plebania to było jedno z nielicznych miejsc gdzie był odtwarzacz wideo. Leżałem na dywanie w mieszkaniu księdza z oczami wlepionymi w ekran, a on się zabawiał. Byłem dzieciakiem i nie potrafiłem odmawiać, w sumie nie wiedziałem czy to, co robi, jest czymś złym – opowiada. – Raz, jakoś na krótko przed moją pierwszą komunią, do pokoju weszła zakonnica, zobaczyła mnie prawie nagiego, szybko się wycofała, on wybiegł za nią, ale prawie natychmiast wrócił do mieszkania, kazał mi się ubrać i iść do domu. Po tym zajściu więcej go nie widziałem, zniknął z Pionek. Nie było go na uroczystościach komunijnych. Wydaje mi się, że ta siostra zakonna komuś na niego doniosła i go przenieśli” – opowiada.

Mężczyzna w 2013 roku umówił się na rozmowę z bp Henrykiem Tomasikiem:

-„Biskup pozwolił mi się wygadać, pamiętam, że na początku mówiłem dość nieskładnie. Potem się przełamałem i opowiedziałem dokładnie jak S. mnie molestował, jak któregoś razu w momencie, gdy się do mnie dobierał do pokoju weszła zakonnica i się wycofała, a on szybko z parafii zniknął. Słuchał uważnie i w pewnym momencie powiedział nawet, że mnie za tego księdza przeprasza. Pytał o mój stan psychiczny, czy potrzebuję jakiejś pomocy psychologicznej. Pojawił się też wątek ewentualnego zadośćuczynienia, który chyba wywołałem ja. Powiedziałem biskupowi, że ja się żadnych pieniędzy od kurii domagać nie będę, a jeśli mam dostać jakieś zadośćuczynienie to od S.” – relacjonuje rozmowę.

Biskup miał wówczas obiecać, że wyjaśni tę sprawę. Następne spotkanie w tej sprawie Michał odbył z ks. prof. Sławomirem Fundowiczem. Został przez niego m.in. poinformowany o tym, ż ma prawo zgłosić sprawę do prokuratury. Sporządzono protokół, który miał zostać wysłany do Watykanu. Ks. Fundowicz obiecał, że sprawa będzie wyjaśniona, i że się z Michałem skontaktuje. Jednak nikt nie skontaktował się z nim przez rok. W 2014 roku wysłał w tej sprawie maila, ale nie uzyskał odpowiedzi.

W listopadzie 2016 roku mężczyzna ponownie pisze do ks. Fundowicza. Dostaje jednak następującą odpowiedź:

-„Nie jestem w stanie przypomnieć sobie Pana sprawy. Od listopada 2013 roku kanclerzem Kurii jest ks. prał. Edward Poniewierski. Z wyrazami szacunku. Ks. Sławomir Fundowicz”.

W następnej wiadomości napisał:

-„Pozwolę sobie przesłać Pańską korespondencję e-mailową do Kurii Radomskiej. Niestety nie mam w tym momencie żadnych uprawnień do prowadzenia jakiejkolwiek sprawy w imieniu Księdza Biskupa. Nie przechowuję żadnych materiałów związanych z moją pracą w Kurii. Zostały one pozostawione do dyspozycji Kanclerza Kurii. Od trzech lat mam zupełnie inne obowiązki i obecnie na nich jestem skoncentrowany. Trudno mi ocenić przebieg Pańskiej sprawy”.

Kuria jednak już się do niego nie odezwała.

W 2019 roku Michał zgłosił sprawę do prokuratury. Tam dowiedział się, że ws. księdza S. wpłynęły dwa inne zgłoszenia. Jedno z Kwatery Głównej ZHP i drugie z radomskiej kurii. O sprawie w lipcu 2019 roku pisała „Gazeta Wyborcza”. W tekście wspomniano o tym, że w 2013 roku do kurii zgłosił się mężczyzna oskarżający księdza S., ale kapłan w rozmowie z biskupem zaprzeczył oskarżeniom. Nie było wówczas wprowadzonego dopiero w 2017 roku obowiązku zgłaszania takich spraw do prokuratury. Tej sprawy kuria nie zgłosiła.

Po artykule w „GW” ksiądz S. został zawieszony w czynnościach kapłańskich. Wszczęto postępowanie kanoniczne. 23. września sprawą zajęła się prokuratura.

Dlaczego nie została ona wyjaśniona już w 2013 roku?

-„To, że nic z tą sprawą nie zrobiono jest ewidentne. Kontakt do człowieka był. Przecież sama kuria do niego pisała w 2013 roku. Załóżmy na chwilę, że nie odpowiedział. Ale sam później skontaktował się z księdzem, który miał go przesłuchiwać w 2014 i 2016 roku. Było zatem kilka okazji do tego, by temat podjąć i wyjaśnić. To sprawa pierwsza. Druga to kwestia wiedzy bądź niewiedzy biskupa. Niewykluczone, że jego współpracownicy wprowadzili go w błąd, że kontaktu z człowiekiem nie ma, on uwierzył oskarżanemu księdzu, zamknął temat i nie wracał do niego do czasu aż zajęła się nim prokuratura, bo wtedy nie miał już wyjścia. To też zaniedbanie. Zwłaszcza, że dziś wiemy, że osób pokrzywdzonych może być więcej” – stwierdza ksiądz kanonista, z którym Tomasz Krzyżak konsultował sprawę.

O sprawę dziennikarz zapytał rzecznika radomskiej kurii ks. Edwarda Poniewierskiego. Otrzymał następującą odpowiedz:

-„W 2013 roku do Kurii Diecezjalnej w Radomiu zgłosił się mężczyzna, który stwierdził, że był w dzieciństwie molestowany przez ks. Stanisława S. Według obowiązujących zasad kościelnych oficjalne zgłoszenie przyjmował Delegat Biskupa. Mężczyzna ten został poinformowany przez Delegata Biskupa o możliwości zgłoszenia sprawy do prokuratury. Uzgodniono także potrzebę kolejnego spotkania z Delegatem Biskupa i zaproponowano możliwość złożenia pisemnego oskarżenia. Mężczyzna nie zostawił żadnych swoich danych osobowych i nie pojawił się na umówione spotkanie. Nie było, więc możliwości podjęcia dalszego kontaktu. Poproszony o wyjaśnienie ks. Stanisław S. zdecydowanie odrzucił przedstawione mu zarzuty. Nie było, zatem żadnych uprawdopodobnionych przesłanek do podejmowania dalszych działań. Dopiero w 2019 roku pojawiły się zgłoszenia dotyczące ks. Stanisława S. w formie pozwalającej nadać im bieg prawny, co zostało niezwłocznie podjęte”.

kak/rp.pl