Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Chcialam pomówić z Księdzem Profesorem o zjawisku kłamstwa w polityce. W kontekście ujawnionych faktur Mateusza Kijowskiego i tego, że lider KOD przekonywał na spotkaniach z działaczami i sympatykami, że nie pobiera żadnych pieniędzy za swoją działalność, kreował się na społecznika, a kierowana przez niego organizacja nosiła na sztandarach transparentność- Czy to w porządku kłamać jak Mateusz Kijowski?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: To, co wiemy na temat p. Kijowskiego jest bardzo świeże i oparte na przekazach medialnych. Nawiasem mówiąc, warto zauważyć, że – jak podają media – pierwszą redakcją, która uzyskała informacje na ten temat była GW, tak bardzo wg swych deklaracji zaangażowana w walkę z patologiami i obronę transparentności. I co? Kolejne śmieci zamiecione zostały pod śmieci (bo dywany mogą być na salonach, ale nie w tej redakcji!). Mimo tego zaniechania, z przekazów wyłania się wręcz klasyczna definicja kłamstwa. Kłamstwo jest to celowe wprowadzenie kogoś w błąd. Różni się ono strukturalnie od fałszu (nieświadome podawanie zdań fałszywych za prawdziwe lub uważanie zdań prawdziwych za fałszywe). Źródłem kłamstwa nie są subiektywne błędy w myśleniu lub sądzeniu, lecz świadomy akt myśli i mowy, mający na celu uwiedzenie drugich przez upozorowanie prawdy. Dlaczego p. Kijowski ujawnia czytelnie tę definicję kłamstwa? Ta diagnoza opiera się na konfrontacji dwóch faktów. Jednym jest sławna już odpowiedź przywódcy kodomitów na pytanie o źródła jego utrzymania. Dwa tygodnie temu stwierdził na spotkaniu ze swymi wyznawcami, że żyje z utrzymania rodziny. Dzisiaj, poważny dziennik, jeśli nie całkowicie niezależny, to na pewno niezależny od sfery wpływów rządu, publikuje informację: „Minimum 90 tys. zł ze zbiórek prowadzonych przez Komitet Społeczny KOD trafiło do firmy Mateusza Kijowskiego, który twierdzi, że za pracę na rzecz KOD nie pobiera wynagrodzenia”. To jest modelowa definicja kłamstwa. Zarazem jest to odsłonięcie sprawy bardzo istotnej: kłamstwo jest demoralizacją. Płaszczyzna moralna kłamcy ulega degradacji na rzecz polityki, ekonomii, hedonizmu, pragmatyzmu. Dobro i zło stają się wartościami relatywnymi lub obojętnymi. Następuje proces demoralizacji kłamcy, w którym on poniża swoją godność osobową przez naruszenie porządku wartości. Kłamca musi zgwałcić swoją naturę, przez co jego życie rozprzęga się. Kłamstwo jawi się więc jako korupcja antropologiczna.

Również i drugi kandydat na lidera opozycji, Ryszard Petru, ma za sobą pewną, jak to określił, "niezręczność". Kilkakrotnie zmieniały się wersje na temat jego zagranicznego wyjazdu z partyjną koleżanką, sam zainteresowany przyznał, że wyjazd był jednak prywatny. Nie wiemy oczywiście, czy zażyła relacja lidera Nowoczesnej z posłanką swojej partii jest na sto procent pewna, ale jeśli tak- mamy prawdopodobnie dwie rozbite rodziny. Czy taki polityk może mieć zaufanie wyborców? Warto też przypomnieć, że Ryszard Petru podkreślał, że chodzi do kościoła, a jego dzieci uczęszczają do szkoły katolickiej...

Pozwolę sobie zacząć od tej ostatniej kwestii. W niedawno prowadzonej na portalu społecznościowym wymianie zdań pojawił się wątek „katolickości” p. Petru. Nota bene wątek ten był zaprezentowany ciekawie: ktoś pisał, że widział p. Petru z p. Schmidt w kościele dominikanów w Poznaniu na wieczornej mszy świętej – bez kamer i nagłośnienia. To miało świadczyć o autentyczności postaw. Zaprotestowałem przeciwko takiemu wyznacznikowi „katolicyzmu”. Zostałem poproszony o przywołanie niekatolickich poglądów przywódcy „Nowoczesnej”. Z zaznaczeniem, by nie mylić ich z antyklerykalnymi. Odparłem krótko –lansowanie świeckiego państwa. Przecież to oznacza lansowanie państwa, w którym religia zostaje sprywatyzowana, a inaczej mówiąc, oznacza to postulat dezynfekcji życia publicznego z religii. To sprawa bardzo istotna.

Nie przyjmuję do wiadomości „katolicyzmu” p. Petru i jemu podobnych, chyba, że traktujemy katolicyzm tak, jak określał go w swoim manifeście wegetariańskim Tomasz Terlikowski: jestem zaciekłym wegetarianinem i zwolennikiem nie mięsożerności, a po wypowiedzeniu tego manifestu idę zjeść średnio wysmażony stek. Nie prezentujmy katolicyzmu na podstawie obecności z partnerką w kościele czy posyłania dzieci do katolickiej szkoły. To zdecydowanie za mało.

Sprawa afery portugalskiej to oczywiście kwestia, która przekracza granice moralności katolickiej. Tym, co mnie najbardziej bulwersuje to opór wyznawców „Nowoczesnej” co do tego, by uznać fakt bycia osobą publiczną przez polityka. Okazuje się zatem, że tak jak dokonujemy dezynfekcji życia publicznego z religii, tak mamy dokonać dezynfekcji życia publicznego z zasad uczciwości, wiarygodności, po prostu elementarnej przyzwoitości. Skoro zostało ustalone, że wyjazd miał charakter „prywatny”, to wara od łączenia go ze sprawami publicznymi! To jest kolejny objaw schizofrenii polityków tej formacji. Mogę zatem na mównicy sejmowej czy przed kamerą wygłaszać moralitety o etosie demokracji, a poza kamerą, w tzw. offie mogę ją gwałcić?

Dlaczego i po co politycy kłamią? Znamy kłamstwa na temat wykształcenia jednego z byłych prezydentów . Co jakiś czas otwieramy na nowo debatę na temat wcale nie tak oczywistego dziś miejsca i zasług w najnowszej historii naszego kraju innego byłego prezydenta... Mimo to społeczeństwo często stoi murem za niektórymi tego rodzaju ludźmi. Jak to możliwe?

To bardzo ważna kwestia. I zarazem trudna. Dlaczego politycy kłamią? Wskazane przykłady wskazują na wybitnie utylitarne cele kłamstwa. Zwłaszcza przykład z prezentacją własnego wykształcenia. Ale chciałbym przywołać tutaj jeszcze jeden znamienny przykład. W przemówieniu poprzedzającym prezentację raportu komisji Millera w polskim Sejmie, ówczesny premier Tusk użył kilkakrotnie sformułowania w rodzaju „zadaniem polskiego rządu jest wygrać prawdę”. Właśnie tak: wygrać prawdę! Nie - poznać prawdę, nie - dojść do prawdy, ale ja wygrać! To wskazuje na pragmatyczną koncepcję prawdy – ona ma być ustalana mocą orzeczeń, ustaleń, nakazów! Mocą propagandy lub manipulacji! Po co? Aby utrzymać władzę albo ją zdobyć! Przecież to jest właśnie aktualny mechanizm opozycji Polski: kłamać na temat stanu demokracji, kłamać na temat mediów, kłamać na temat autorytaryzmu, kłamać na temat przemocy, kłamać na temat ucisku kobiet, kłamać na temat ideologizacji w edukacji… "Im większe jest kłamstwo… tym więcej jest szans, że w nie uwierzą ! Kłamcie, kłamcie, kłamcie. Zawsze, coś z tego zostanie!" – to zdanie Goebbelsa dokładnie wyraża strategię opozycji Polski.

A dlaczego ludzie stoją za tymi postaciami? Myślę, że to dobre pytanie do psychologów społecznych. Ja ze swej strony myślę, że w jakiś sposób tkwi w nas swoista mentalność złej solidarności. Każdy z nas ma przecież na sumieniu jakieś swoje kłamstwa, nieuczciwości, zdrady… Są wstydliwe, ale zostają w jakimś sensie nobilitowane, uhonorowane przez danego celebrytę. Może pojawia się w tym momencie taki mniej więcej schemat myślenia i samorozgrzeszenia: „może w okresie komunistycznym zachowywałem się niezbyt godnie, może wierzyłem bezgranicznie reżimowi, ale skoro ‘bohater narodowy’ okazał się TW Bolkiem, to czymże wobec tego są moje donosy na kolegów z pracy, czy moje lojalki?”

Czy kłamstwo polityka jest szczególnym rodzajem grzechu?

Zastanówmy się przez chwilę, jakie są konsekwencje kłamstwa? Zło, które zawarte jest w kłamstwie ma charakter społeczny. Dlatego uderza we wszystkie podmioty w nim biorące udział, świadomie czy nieświadomie. Dotyka ono zarówno sprawcy, jak i ofiary. Kłamstwo powoduje u kłamcy pewne rozdwojenie się jego światów. Musi on pamiętać o swoim kłamstwie, by nie zostać zdemaskowanym. W kłamcy następuje rozszczepienie świadomości - na „ja”, które jest podmiotem dialogu prawdomówności i drugie „ja” - podmiot dialogu kłamstwa. Zaczyna więc jakby egzystować w dwóch różnych światach, czego efektem jest schizofreniczny sposób udziału w rzeczywistości.

Koszty kłamstwa ponosi również okłamywany. Kłamca traktuje drugiego nierównorzędnie, gdyż podaje mu nieprawdę jako prawdę, żądając w zamian prawdy, a nie nieprawdy.

Człowiek okłamywany znajduje się więc w kręgu zła. I chociaż jest to obecność nieświadoma, to jednak ofiara kłamstwa znajduje się w stanie pogłębiającego się chaosu i dezorientacji aksjologicznej. Efektem tego jest pojawienie się podejrzliwości, nieufności, gniewu, nienawiści, co jednocześnie może ułatwiać decyzję świadomego wejścia na drogę kłamstwa. Prowadzi to do niebezpieczeństwa tolerancji kłamstwa w społeczeństwie. I to jest ten stan, który dzisiaj bardzo niepokoi.

Najgroźniejszym elementem kłamstwa społecznego jest autokłamstwo, zawarte w podatności na konformizację. Może ono spowodować deformację życia i zakłamanie. To z kolei jest czytelne w środowisku tzw. lemingów, którzy żyją nie tyle w stanie nieświadomości, ile właśnie w stanie samozakłamania.

Jeżeli uznamy, że polityk jest za to wszystko odpowiedzialny poprzez swoje kłamstwa, to jest to odpowiedzialność porażająca!

Czy faktycznie możemy mówić o czymś takim jak "kłamstwo w dobrej wierze"?

Nie ma kłamstwa w dobrej wierze, ani kłamstwa użytecznego. Kłamstwo jest zawsze złem. Należy jednak odróżnić od kłamstwa takie działania, które mają charakter mowy obronnej. Jeśli zatem człowiek realnej opozycji w czasach PRL (jak bardzo to słowo zostaje dziś zdewaluowane!!!) przesłuchiwany przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa podawał niezgodne z prawdą informacje na temat członków organizacji opozycyjnej, to celem jego działania była obrona ich życia i wolności. Takie działanie, z punktu widzenia etycznego, nie jest kłamstwem, ale mową obronną i może być rozpatrywane według tego samego schematu oceny (i przy tych samych warunkach oceny) jak zabójstwo agresora w obronie własnej. Oczywiście pytanie postawione przed kilkunastu dniami p. Kijowskiemu – „Z czego pan żyje?” czy pytanie postawione p. Laubnauer o charakter wyjazdu jej szefa – prywatny czy oficjalny? - nie ma nic wspólnego z sytuacją mowy obronnej. To przykład kłamstwa, które zdecydowanie nie może być usprawiedliwione. Miejmy nadzieję, że okaże się też zdecydowanie nieużyteczne dla samych zainteresowanych i ich wyznawców!

Bardzo dziękuję za rozmowę.