„No to mnie się zdaje, że jeżeli tu się nie stanie coś takiego, co ja nie jestem w stanie przewidzieć - że Bronisław Komorowski po pijanemu na pasach przejedzie niepełnosprawną zakonnicę w ciąży, no to oczywiście, że będzie prezydentem!”- powiedział redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, Adam Michnik w programie Tomasza Lisa w styczniu 2015 r. Było to oczywiście przed pamiętnymi wyborami prezydenckimi, które wówczas przypominały starcie Dawida z Goliatem.

Skąd to przypomnienie o prognozie Michnika, która, jak dziś wiemy, nie sprawdziła się? Zbliżają się wybory samorządowe, a największe siły polityczne w Polsce- Prawo i Sprawiedliwość lub szerzej: Zjednoczona Prawica, czyli PiS, Porozumienie i Solidarna Polska, oraz Platforma Obywatelska wspólnie z Nowoczesną albo przedstawiły już kandydatów na prezydentów największych miast, albo ich wybierają. Wiemy już, że w Warszawie zmierzą się Patryk Jaki i Rafał Trzaskowski. Skojarzenie nasuwa się, po pierwsze: dlatego, że Rafał Trzaskowski zaczyna zupełnie jak Bronisław Komorowski, po drugie: samorządy to „ostatni bastion” Platformy Obywatelskiej. Patrząc na Gdańsk czy Warszawę, można nawet powiedzieć, że politycy Platformy Obywatelskiej mają swoje "prywatne miasta". Wszystko wskazuje na to, że tego bastionu PO tak łatwo nie odda. Wydaje się, że najciężej będzie Kacprowi Płażyńskiemu- młodemu prawnikowi z Gdańska, uważanego za „matecznik” Platformy Obywatelskiej (od prawie 20 lat Gdańskiem rządzi Paweł Adamowicz, w oczywisty sposób związany z PO); oraz właśnie Patrykowi Jakiemu (który już teraz utrzymuje, że prezydentura jego najsilniejszego przeciwnika, Rafała Trzaskowskiego, będzie de facto czwartą kadencją obecnej prezydent Warszawy, Hanny Gronkiewicz-Waltz. Warto dodać, że pani prezydent i była już wiceprzewodnicząca PO, również „zasiedziała się” w stołecznym ratuszu dość długo, bo aż 12 lat).

W stolicy zaczęła się już zacięta walka, mimo iż nie było jeszcze oficjalnej inauguracji kampanii. Zanim Jarosław Kaczyński ogłosił, że w szranki z Trzaskowskim stanie właśnie Jaki, polityk Platformy Obywatelskiej deklarował, że uszanuje każdego rywala, niewiele z tych zapewnień zostało. Krótko po konferencji prezesa PiS z kandydatami na prezydentów miast, Trzaskowski wypuścił film, w którym przede wszystkim popisał się butą i arogancją (choć te brzydkie cechy zarzucił w materiale Prawu i Sprawiedliwości). Już na samym początku kandydat opozycji zwraca się do swojego rywala: „Panie Patryku, witam w Warszawie!” Te słowa dotknęły nie tylko wiceministra sprawiedliwości ubiegającego się o urząd prezydenta Warszawy (Jaki zresztą szybko to wykorzystał), ale również osoby, które nie muszą być wcale związane z PiS-em, swoich potencjalnych wyborców, których jedynym „grzechem” jest to, że... nie urodziły się w Warszawie. W 2015 r. stołeczna „Wyborcza” pisała, że w ostatnim dziesięcioleciu do Warszawy przeprowadziło się 232 osób- a mowa tylko o zameldowanych. A jak traktować warszawiaków w drugim czy trzecim pokoleniu? Trzeba bowiem zdać sobie sprawę, że warszawiaków „z dziada pradziada” jest bardzo mało. Podczas II wojny światowej stolica Polski nie tylko została niemal całkowicie zniszczona, ale również poniosła duże straty ludnościowe. Po wojnie zaczęły się migracje ludności do stolicy, zahamowane na chwilę ograniczeniami meldunkowymi. O tym mówił zresztą Patryk Jaki podczas konferencji prasowej, zalecając Rafałowi Trzaskowskiemu korepetycje z historii.

Później kandydat opozycji starał się, w infantylnym, żartobliwy, tonie, załagodzić sytuację. Jak zwykle przekonywał, że to nie on dzieli warszawiaków, bo specjalistą od dzielenia jest PiS.

Co w tym czasie robi Patryk Jaki? Stara się udowodnić, że jest warszawiakiem, nawet jeżeli nie wychował się w stolicy. Nie udało się przy tym zresztą uniknąć pewnych wpadek, choć może nie tyle z winy kandydata, co osób, które przygotowały dlań niefortunny materiał z Pragą (nie warszawską dzielnicą, ale stolicą Czech). Obiecuje parkingi, mosty, żłobki i przedszkola, organizuje grilla na plaży Poniatówce, przechadza się po różnych dzielnicach, codziennie organizuje konferencje i zapowiada wsparcie dla Legii Warszawa. Czy jednak warto, aby kampania samorządowa szła w kierunku bitwy o to, kto jest prawdziwym warszawiakiem, a kto nie? Może Patryk Jaki powinien raczej położyć nacisk na to, że Warszawa jest dla wszystkich, w nieskończoność przypominać, że jego rywal okazał lekceważenie tym, którzy, choć nie urodzili się w stolicy, mieszkają tu przynajmniej kilka lat, płacą tu podatki. Dużym atutem wiceministra sprawiedliwości jest również fakt, że kieruje komisją weryfikacyjną badającą „dziką” reprywatyzację w stolicy. I to dość ciekawe, że polityk, który w jednym z pierwszych wywiadów po tym jak PO „namaściła” go na kandydata na prezydenta opowiada, że chciałby, aby na Plac Zbawiciela wróciła sławetna tęcza, później bryluje na manifestacjach przeciwko Pomnikowi Smoleńskiemu, podczas konwencji Platformy zapowiada, że chce Warszawy „fajnej” i „bez obciachu”, a konkrety trzeba z niego „wyduszać”, zarzuca kandydatowi Zjednoczonej Prawicy nieznajomość problemów warszawiaków.

Pytanie, czy nie warto byłoby również „oddzielić Trzaskowskiego od Gronkiewicz-Waltz”. Zapewne sporo racji jest w tym, że prezydentura kandydata opozycji byłaby de facto kolejną kadencją obecnej prezydent, ale w tym przypadku trzeba uwierzyć Rafałowi Trzaskowskiemu, że z reprywatyzacją nie miał nic wspólnego. Można przecież podkreślać inne jego słabe punkty: przede wszystkim brak doświadczenia w samorządzie, arogancję (czyli teksty typu „Panie Patryku, witamy w Warszawie”), infantylizm (polityk PO wyraźnie stara się być na siłę „fajny” i „młodzieżowy”, pokazuje to np. „autolustracja” na Facebooku, gdzie Trzaskowski drwi z pisowców, że zaraz wyciągną mu jakieś „błędy młodości”, więc ułatwi im zadanie. Kandydat opozycji chwali się, że w młodości palił trawkę, był kiedyś na Paradzie Równości i lubi sałatę i jarmuż), brak własnych, oryginalnych pomysłów- wciąż: „PO to nowoczesność i „fajność”, PiS- „obciach”, Jaki nie będzie prezydentem Warszawy, ale „namiestnikiem”, nie będzie służył warszawiakom, ale potulnie wypełniał polecenia prezesa PiS. Skądś już to znamy. Andrzej Duda i Beata Szydło również byli „niesamodzielni”, byli „marionetkami” Jarosława Kaczyńskiego. Trzaskowskiemu chyba zresztą bardzo spodobał się jeden z elementów kampanii tego „niesamodzielnego” Dudy, czyli czytanie „wrednych tweetów”. Co ciekawe, większość internautów, których wpisy polityk przeczytał w filmie opublikowanym w mediach społecznościowych, zarzuca mu właśnie infantylizm, młodzieniaszkowatość, niekiedy ocierającą się wręcz o „gimbusiarstwo”, zaledwie ze 2 czy 3 to typowe „hejty”, bez merytorycznych argumentów, za to z określeniami typu „zdrajca” czy „śmieć od Sorosa”. Co warto zauważyć, to że widać wyraźnie, że cała Platforma Obywatelska, a także sam kandydat opozycji, są niemal święcie przekonani, że wygra Trzaskowski. Z drugiej strony wielu wyborców PiS-u, znających realia Warszawy również podchodzi do wyborów samorządowych bez hurraoptymizmu. Trzeba jednak pamiętać, że wybory prezydenckie w 2015 r. również „miał” wygrać Bronisław Komorowski, a jednak Andrzejowi Dudzie pomogła wytężona praca i genialna kampania. Były prezydent ubiegający się przed trzema laty o reelekcję również lekceważył swojego przeciwnika, demonstrował poczucie wyższości, był pewien, że drugą kadencję ma w kieszeni, a podczas "spontanicznego" spaceru po Powiślu doradzał młodemu człowiekowi, by zmienił pracę i wziął kredyt. 

Wiele wskazuje na to, że Patryk Jaki będzie chciał w swojej kampanii wzorować się właśnie na tej prowadzonej w 2015 r. przez obecną głowę państwa. Łatwo nie będzie, warto jednak pracować, jeździć po Warszawie, rozmawiać z jej mieszkańcami i może nie tyle przekonywać, że JEST się warszawiakiem, co próbować zagospodarować tych wyborców, którzy dla Trzaskowskiego prawdziwymi warszawiakami nie są.

 Joanna Jaszczuk