Minister rolnictwa Jan Ardanowski wskazuje, że ASF mogła trafić do Polski nieprzypadkowo. "Może choroba przyszła do nas nie przez przypadek. Nie byłoby to takie dziwne" - stwierdził w rozmowie z PAP. "Już wydało się, że sprawę mamy opanowaną, bo ognisk w gospodarstwach jest absolutnie mniej niż było. W zeszłym roku było ich około 110, a teraz jest 48" - dodał.

Ardanowski wskazał, że zaczęły pojawiać się ogniska choroby na zachodzie kraju.

"Obecnie grodzimy te tereny. Do tej pory postawiliśmy ponad 100 kilometrów płotu - to są ogromne koszty. Przeczesujemy lasy, wybijamy dziki, szukamy padliny. Chcemy za wszelką cenę ustalić, skąd ten wirus wziął się u nas. Przecież nie mogły go przenieść zarażone dziki, które znajdują się 330 kilometrów od ogniska ASF na Wschodzie. A może choroba przyszła do nas nie przez przypadek. Nie byłoby to takie dziwne, bo do Czech ASF przyjechał w resztach jedzenia z Ukrainy, gdzie tego wirusa nikt nie zwalcza. Dlatego mają u nas zakaz przywożenia swojego mięsa, a i tak starają się je przywieść, przyjeżdżając do pracy. Mimo wszystko bez odstrzału dzików nie poradzimy sobie z ASF" - powiedział.

bsw/pap