Czy zajmowanie się astrologią jest grzechem? Czy próbując przejrzeć przyszłość na podstawie obserwacji biegu planet, nie wchodzimy w zakres spraw, które Bóg wyznaczył tylko dla siebie? Czy człowiek powinien zrezygnować z szansy, jaką daje mu ta wiedza? Przecież nie można uważać astrologii li tylko za zabobon. Oczywiście, nie chodzi o „astrologię” gazetową — ta z nauką nie ma nic wspólnego. Jestem przekonany, że astrologia wiele może pomóc, na przykład w psychologii.

Opowiem Panu o zaangażowaniach św. Augustyna w astrologię. Przed swoim nawróceniem był on nie tylko jej zwolennikiem i wyznawcą, ale umiał nawet kompetentnie sporządzać horoskopy. WWyznaniach znajdziemy jego spowiedź, jak niełatwo było mu z astrologią zerwać. Przyczynili się do tego trzej ludzie.

Pierwszym był sędziwy lekarz, imieniem Windycjanus. „Gdy mu powiedziałem — opowiada św. Augustyn — że się zagłębiam w księgach badaczy horoskopów, wtedy łagodnie i prawdziwie po ojcowsku zaczął mi perswadować, abym je precz wyrzucił, a czasu i sił, jakie można poświęcić rzeczom pożytecznym, nie marnował na takie brednie. Opowiedział mi, że sam w młodości studiował astrologię; zamierzał nawet uczynić ją swym zawodem i z niej czerpać środki utrzymania. Jeśli potem porzucił astrologię, a wybrał medycynę, to tylko z tej przyczyny, że przekonał się o wierutnej fałszywości owych ksiąg, a jako poważny człowiek nie chciał żyć z oszukiwania ludzi. A ty — powiadał — masz z czego żyć. Zajmujesz się retoryką, a tę bzdurę traktujesz tylko jako rozrywkę; nie musisz z niej czerpać środków utrzymania. Tym bardziej więc powinieneś mi wierzyć, gdy ci mówię, dlaczego porzuciłem astrologię. Przecież starałem się jak najdokładniej przestudiować, bo tylko z niej zamierzałem żyć... Kiedy mu zadałem pytanie, dlaczego wiele przepowiedni astrologicznych się sprawdza, dał mi jedynie słuszną odpowiedź, że jest to rzeczą przypadku, z którym wszędzie w naturze trzeba się liczyć. Nieraz, mówił, zdarza się, że ktoś na chybił trafił otwiera księgę jakiegoś poety i nagle wzrok jego pada na wiersz cudownie współbrzmiący z jego osobistą sytuacją, chociaż autor zupełnie o czymś innym pisał i miał zupełnie inne problemy” (Wyznania, IV 3).

„Wtedy jednak — kontynuuje swoją opowieść Biskup Hippony — ani ów uczony, ani mój kochany Nebrydiusz, przezacny chłopiec z bardzo dobrą głową, wyśmiewając się z takiego rodzaju wróżenia, nie zdołali mnie skłonić do porzucenia błędów. Większy na mnie wywierała wpływ powaga autorów tych dzieł i ciągle nie znajdowałem dostatecznie mocnego i niewątpliwego dowodu na to, że trafne przepowiednie astrologów trzeba przypisać przypadkowi, a nie umiejętności czytania z gwiazd”.

Tego, czego nie mógł dokonać ani swoją ojcowską życzliwością Windycjanus, ani Nebrydiusz swoim przyjaznym sceptycyzmem, dokonał mimowolnie trzeci z przyjaciół św. Augustyna. „Przyjaciel ten mój, imieniem Firminus, mający gruntowne wykształcenie retoryczne, któregoś dnia przyszedł poradzić się mnie jako serdecznego przyjaciela w rzeczach dotyczących jego kariery. Pytał, jakie odczytuję dla niego nadzieje w jego horoskopie. Powiedziałem, co dostrzegam w horoskopie, chociaż już raczej w to nie wierzyłem. Opowiedział mi wtedy Firminus, że jego ojciec łapczywie pochłaniał księgi astrologiczne, a miał przyjaciela, który podzielał to zainteresowanie. Obaj się jednakowo pasjonowali tymi andronami i wzajemnie jeszcze w sobie podsycali ową namiętność. Nawet gdy zwierzęta w ich domach miały małe, zapisywali dokładnie chwilę porodu i sprawdzali ówczesne układy gwiazd, aby mieć materiał do badań w dziedzinie owej rzekomej wiedzy. Następnie odsłonił przede mną Firminus historię swoich własnych narodzin, jak ją usłyszał był od swego ojca. Gdy matka Firminusa była w ciąży, jednocześnie oczekiwała dziecka pewna niewolnica w domu przyjaciela jego ojca. I tak się zdarzyło, że u obu poród nastąpił w tym samym momencie. Znaczyło to, że horoskopy, jakie owi ludzie musieli ułożyć dla obu noworodków, były we wszystkich szczegółach takie same, chociaż jeden noworodek był synem pana domu, a drugi niewolnikiem. A oto Firminus, urodzony we własnym i zamożnym domu, kroczył gładszymi drogami żywota, pomnażał swe bogactwo i coraz wyższe osiągał godności. Niewolnik zaś służył swoim panom; Firminus, który go znał, twierdził, że jego los w niczym się nie poprawił” (Wyznania, VII 6).

Oto jaki wniosek wyciągnął z tej, opowieści przyjaciela św. Augustyn: „Uznawszy takie rozumowanie za odpowiedni punkt wyjścia, rozważałem dalej to zagadnienie, aby zawsze mieć gotową odpowiedź, gdyby któryś z dziwaków utrzymujących się z tego rzemiosła próbował twierdzić, że Firminus kłamał albo że jego ojciec wprowadził go w błąd. Byłem gotów do walki z astrologami, a nawet do posłużenia się wobec nich bronią śmieszności. Zająłem się przypadkiem bliźniaków, którzy się zazwyczaj rodzą w krótkim odstępie czasu. Jakiekolwiek realne znaczenie mogą astrologowie przypisać temu odstępowi czasu, jest on na pewno zbyt mały, by go mogła wziąć pod uwagę ludzka obserwacja; nie da się go zaznaczyć w tych wykresach, jakie badają oni w celu ułożenia właściwego horoskopu. Nie mogłyby więc przepowiednie astrologa być prawdziwe, skoro musiałby opierać się na tych samych wykresach zarówno w horoskopie Ezawa, jak w horoskopie Jakuba i dla nich obu wygłosiłby takie same przepowiednie; bo przecież jest faktem, że losy tych ludzi były odmienne”.

Dzisiaj inne jeszcze argumenty przemawiają za bałamutnością twierdzeń astrologicznych: od astrologii dystansują się zdecydowanie astronomowie, i to na tej płaszczyźnie, na której właśnie oni, astronomowie, są najwyższym autorytetem. Zarzucają mianowicie mapom nieba, sporządzanym przez najbardziej nawet renomowanych astrologów, grube odstępstwa od rzeczywistego układu ciał niebieskich. Inaczej mówiąc, zarzucają astrologom, również tym najwybitniejszym, astronomiany dyletantyzm. Kompetentną krytykę horoskopów, sporządzonych w pewnej głośnej książce astrologicznej, znajdzie Pan na przykład w miesięczniku Człowiek i światopogląd z września 1984 (Robert M. Sadowski, „Wokół ethosu astrologii”, s. 123—124).

Autor tego artykułu, astronom, tak oto uzasadnia uprawnienia astronomów do recenzowania horoskopów astrologicznych: Astrologowie „powiadają wprawdzie buńczucznie, że nie ma większego znaczenia, co astronom sądzi o astrologii, jeżeli nie studiował jej poważnie na własną rękę. Zapominają jednak, iż może to dotyczyć wyłącznie interpretacji, natomiast część najważniejsza, czyli obliczenie i wyrysowanie sytuacji na niebie, bez czego reszta jest tylko bezwartościowym plikiem papieru, to przecież klasyczne zadanie astronomii sferycznej, uzupełnione elementami mechaniki nieba” (s. 129). I Sadowski podaje całą listę horoskopów, sporządzonych przez najbardziej kompetentnych astrologów dla sławnych postaci historycznych, wykazując błędy w wyliczeniach, najczęściej grube. Wnioski nasuwają się, jak sądzę, same.

Wróćmy jednak do św. Augustyna. Dlaczego nie umiał on pogodzić astrologii ze swoją wiarą chrześcijańską? Przeglądając pod tym kątem jego pisma, znalazłem trzy powody, dla których odwrócił się on od astrologii. Po pierwsze, wydaje się, że astrologia jest konsekwencją mitologicznego i panteistycznego pojmowania kosmosu. „Niepodobna podtrzymywać poglądu Platona — pisał w Państwie Bożym (XIII 16,2) — że owe świetlne kule czy tarcze, w dzień i w nocy błyszczące nad ziemią cielesnym światłem, są żywe i mają swe własne dusze, dusze rozumne i szczęśliwe; nie można zgodzić się także z tym, co stale twierdzi o świecie jako całości, jakoby był on jedną olbrzymią żyjącą istotą, zawierającą w sobie wszystkie inne żywe byty”.

Po wtóre — i to był zapewne dla św. Augustyna powód najważniejszy — astrologia jakby opierała się na założeniu, że do wszystkiego jesteśmy zdeterminowani, a nasza wolność sprowadza się do psychologicznej fikcji. Zło astrologii polega według św. Augustyna na tym, że usiłuje ona uwolnić człowieka od odpowiedzialności za jego grzechy, a winą za nie obarczać Boga, Stwórcę gwiazd: „Starajmy się pamiętać o słowach Pańskich: Oto wyzdrowiałeś — już więcej nie grzesz, aby ci się co gorszego nie zdarzyło (J 5,14). Ta zasada jest podstawą naszego zbawienia. Astrologowie zaś starają się ją obalić. Mianowicie mówią: Niebo cię obarczyło przymusem grzeszenia. Mówią tak po to, aby człowiek — ciało i krew, pyszna zgnilizna — mógł się czuć niewinny. Aby można było zrzucić winę na Stwórcę i Rządcę nieba i gwiazd” (Wyznania, IV 3). Toteż wydaje się, że chrześcijańskie orędzie o ludzkiej godności jest nie do pogodzenia z przeświadczeniami, na których opiera się astrologia. „Człowiek nie jest stworzony dla gwiazd, lecz gwiazdy dla człowieka” — podsumowuje chrześcijańską polemikę z astrologią św. Grzegorz Wielki (Homilia, 10,4).

Po trzecie, niepokoiły św. Augustyna próby obrony astrologii wobec chrześcijan poprzez nieuprawnione i wręcz świętokradcze sięganie do Pisma Świętego. Na przykład uczepili się w czasach św. Augustyna astrologowie tych wypowiedzi Chrystusa, w których mówi On o godzinie, na jaką czeka i która nadchodzi: „Jeszcze nie nadeszła godzina moja” (J 2,4; por. 7,6; 8,20; Mt 26,45). „Dziwne — odpowiada na to święty Biskup — że astrologowie, wierząc słowom Chrystusa, starają się chrześcijan przekonać, iż Chrystus żył pod godziną losem Mu wyznaczoną. Zatem niech uwierzą Chrystusowi, który powiedział tak oto: Mam moc życie oddać i mam moc znów je odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je daję (J 10,18)” (Wykład Ewangelii Jana, 8,10).

Natomiast w odpowiedzi na próby odwoływania się astrologów do gwiazdy betlejemskiej św. Augustyn zwraca uwagę na prawdę dla chrześcijańskiej wiary podstawową, że Jezus jest Synem Bożym: „Nie wierzymy w zależność jakiegokolwiek człowieka od gwiazd. Tym bardziej nie wierzymy, aby układ gwiazd wyznaczał doczesne narodziny Tego, który jest odwiecznym Stwórcą i Panem wszystkich rzeczy. Gwiazda, którą widzieli magowie, nie rządziła Chrystusem narodzonym w ciele, ale dawała świadectwo. Nie dlatego Chrystus się narodził, że ona zaświeciła, ale dlatego ona zaświeciła, że Chrystus się narodził. Jeżeli można tak powiedzieć, nie gwiazda była fatum dla Chrystusa, ale Chrystus był fatum dla gwiazdy” (Przeciw Faustowi, II 5).

Pyta Pan, czy zajmowanie się astrologią jest grzechem. I od razu zastanawia się Pan, że jeśli tak, to czy przypadkiem grzech nie polega wówczas na tym, że człowiek próbuje poznać przyszłość, a tę wiedzę być może Bóg zarezerwował tylko dla siebie. Proszę Pana, to tylko bogu mitologicznemu Prometeusz mógł wykraść ogień. Bóg Prawdziwy, jeśli cokolwiek zarezerwował dla siebie, to bądźmy pewni, iż żadnymi sztuczkami nie da się tego podglądnąć ani wykraść.

Wróćmy po raz ostatni do św. Augustyna. Nie wyklucza on możliwości wpływu ciał niebieskich na procesy fizyczne, dokonujące się na ziemi: „Nie zawsze jest niedorzecznością twierdzić, że jakieś wpływy gwiazd powodują różnice w cechach ciała. Podobnie jak stwierdzamy, że pod wpływem zbliżania się i oddalania słońca zmieniają się pory roku, zaś pod wpływem przybywania i ubywania księżyca rosną i maleją pewne rodzaje stworzeń” (Państwo Boże, V 6). Rzecz jasna, nie ma żadnych powodów do tego, żeby zaniechać ambicji badania tego rodzaju związków przyczynowo—skutkowych. Również — jeśli dotyczy to zjawisk dokonujących się w naszym ciele ludzkim. Osobiście nie sądzę, żeby powołana była do tego astrologia ze swoimi horoskopami i magiczno—gnostyczną mentalnością. Zadanie to należy raczej do odpowiedniego działu przyrodoznawstwa, ale nie wykluczam tego, że jestem w tym zakresie zbyt surowy dla astrologii.

Natomiast zdecydowanie błądzi astrologia, jeśli głosi zdeterminowanie losów człowieka, a nawet jego postępków moralnych. I błąd ten może spowodować dużo zła. Sam pamiętam małżeństwo, które się rozpadło z powodu astrologicznych przesądów. Mianowicie ona wmówiła sobie, że rak z koziorożcem wykluczają się jako partnerzy związku małżeńskiego i doprowadziła do rozpadu swojego małżeństwa. Przesąd okazał się mocniejszy niż ufność w Bogu, gnostycka teza o zdeterminowaniu człowieka zagłuszyła empiryczne fakty wolności i naszej zdolności do zmiany na lepsze. Niestety, rację miął św. Tomasz z Akwinu, który — dopuszczając wpływ ciał niebieskich na procesy dokonujące się w ludzkim organizmie — przypomniał zdanie Ptolemeusza, że „mądry człowiek panuje nad gwiazdami, tzn. nad skłonnością, jaka wynika z układu gwiazd. Natomiast głupcy dają się przez nią całkowicie prowadzić, jak gdyby nie używali rozumu. Niewiele się pod tym względem różnią od zwierząt, jak to czytamy w Psalmie (48,13); Człowiek, kiedy przebywa w dostatku, nie używa rozumu; można go porównać do zwierząt, bo stał się do nich podobny” (O przepowiadaniu przyszłości, 4).

Powiada Pan jeszcze, że astrologia może wiele pomóc w psychologii. Tak sądził światowej sławy psycholog, Karol Gustaw Jung. Wysoko cenię tego myśliciela, ale akurat to, co czytałem u niego o astrologii, wydało mi się stekiem bzdur. Bardzo jednak możliwe, że go nie zrozumiałem. Pytałem znajomych psychologów, ale tak się złożyło, iż żaden z nich nie czuł się w tym zakresie kompetentny.

O. Jacek Salij

Pytania nieobojętne