W najnowszym numerze miesięcznika Wpis, który właśnie się ukazał, Leszek Sosnowski przeprowadza bardzo ciekawą rozmowę ze światowej sławy immunologiem prof. Januszem Marcinkiewiczem, która wprowadza nas w świat wirusów, tłumaczy agresywność koronawirusa, obala mity z nim związane i zdradza, czego się spodziewać w kolejnych tygodniach.

Prof. Janusz Marcinkiewicz jest jednym z najwybitniejszych współczesnych polskich naukowców, który wykładał w różnych wielkich ośrodkach badawczych w Europie i USA. Specjalizuje się w immunologii i mikrobiologii, kierownik Katedry Immunologii i prodziekan Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum w Krakowie. Autor ponad 200 artykułów naukowych. Jego prace na temat odporności były cytowane w światowej prasie naukowej 2700 razy!

Oto obszerne fragmenty rozmowy:

Leszek Sosnowski, miesięcznik Wpis: Wygląda na to, że w tej chwili zadaniem równie trudnym co pokonanie koronawirusa jest opanowanie społecznego lęku przed nim. Czy w ogóle jesteśmy w stanie doszczętnie zlikwidować koronawirusa?

Prof. Janusz Marcinkiewicz: Wirusy, w przeciwieństwie do bakterii, są pasożytami wewnątrzkomórkowymi i aby przetrwać i namnażać się, muszą wedrzeć się do komórek gospodarza. Dla koronawirusa 2019-nCoV (SARS-CoV-2) gospodarzem jest człowiek. Wirus może jednak przetrwać jakiś czas poza organizmem gospodarza, człowieka czy innych ssaków, ale tam się nie namnoży (tak nazywamy rozmnażanie się wirusów) i wcześniej czy później zginie. Aby trwać, wirusy muszą mieć ciąg kontaktów z kolejnymi gospodarzami, którzy są ich żywicielami. Ta transmisja wirusów, czyli zakażanie osób nieodpornych, jest przyczyną epidemii. Wirus namnażający się w komórkach gospodarza albo przedostanie się do innego osobnika, albo zostanie zabity przez układ odpornościowy i pacjent zdrowieje, albo ginie wraz z pacjentem.

W obecnej epidemii COVID-19 mamy do czynienia z wirusem, i to dotychczas nieznanym, a przez to bardzo groźnym… Dlaczego tak groźnym?

Trzeba zrozumieć, dlaczego wirus, a koronawirus w szczególności, jest chorobotwórczy. Musimy dokładnie poznać jego budowę i właściwości, i dopiero wtedy znajdziemy na niego sposób (szczepionka, leki przeciwwirusowe). Wirus (łac. virus – trucizna) składa się z kwasów nukleinowych (DNA lub RNA oraz osłonki białkowo-lipidowej). Kwasy nukleinowe decydują o tym, że wirus może się namnażać; sedno rzeczy tkwi w tym, że wirus nie może zrobić tego sam, wyizolowany, musi mieć odpowiednie środowisko, które nazwaliśmy gospodarzem. Wirus namnaża się w zakażonej komórce, wykorzystując jej „aparaturę” do powielania kwasów nukleinowych i syntezy białka. Wirus posiada osłonkę białkową potrzebną mu do tego, aby przyczepić się do powierzchni zakażanej komórki i żeby przetrwać jakiś czas w trudnych dla niego warunkach poza komórką gospodarza. Wirus do wnętrza gospodarza może dostać się poprzez błony śluzowe jamy ustnej, górnych dróg oddechowych oraz spojówek. (…) Ryzyko zakażenia jest tym większe, im dłuższy jest czas ekspozycji oraz im więcej wirusów jest skupionych w danym miejscu, czyli jeżeli jest to pomieszczenie zamknięte. Takie, jak na przykład samoloty czy pociągi z systemami klimatyzacyjnymi, gdzie pasażer w trzecim rzędzie zakaszle, a kilka minut później wirus będzie już w organizmie pasażera w rzędzie czterdziestym. Zatem nie wystarczy w takich warunkach zachowywać zalecany dystans 1,5 m. (…) Z punktu widzenia wirusa ręka jest niestety nośnikiem idealnym, bo wciąż dotykamy nią ust czy oczu, co właśnie służy rozmnożeniu wirusa. Normalnie nie zdajemy sobie sprawy, jak często, zupełnie nieświadomie, dotykamy ręką ust lub oczu. Stąd służby mają rację, kiedy apelują do obywateli, aby się tego oduczyć i często myć ręce.

Czy mycie rąk naprawdę jest aż tak skuteczne?

Absolutnie. Nie wolno tego lekceważyć. Koronawirus jest wrażliwy na mydło, chlor oraz alkohol. Dochodzi wówczas do denaturacji jego białka, a mydło niszczy osłonkę lipidową. Są to bardzo skuteczne narzędzia, dopóki wirus nie dostanie się do wnętrza naszego organizmu! Zanim się zarazimy, mamy najbardziej skuteczne narzędzia ochrony. Dlatego należy unikać teraz nie tylko pociągów, samolotów czy statków, ale także taksówek, które są przecież pomieszczeniem małym i zamkniętym, a nie wiadomo, kto w nich siedział przed nami. Należy unikać brudnych klamek, kluczy, banknotów. Chińczycy dezynfekowali przecież banknoty. Bezwzględnie na pierwszym miejscu zagrożenia umieściłbym samoloty i lotniska. Pomieszczenia z klimatyzacją bardzo sprzyjają zarażaniu.

W telewizji, chcąc podkreślić zaraźliwość wirusa, pokazywano ciągle ludzi na ulicach, np. w Japonii, z maseczkami na twarzach. Czy te maseczki faktycznie nas chronią?

Co do maseczek panuje ogromne nieporozumienie – maseczka nie chroni nas przed koronawirusem, zwłaszcza jeżeli korzystamy z niej długo i stanie się ona pod wpływem oddychania wilgotna. Korzyść z maseczki polega na tym, że to osoba, która wyszła na zewnątrz, ogranicza możliwość zarażenia innych przez siebie oraz będzie zauważana, co jest ważnym sygnałem alarmowym dla otoczenia. Kolejna korzyść z maseczki może polegać na tym, że utrudnia nam dotykanie twarzy, zwłaszcza ust, rękami. Aby nie zarazić się koronawirusem, trzeba zrobić wszystko, aby nie dostał się on do naszej jamy ustnej, nosa czy spojówek. Ale zamiast maseczki dużo bardziej skutecznym narzędziem profilaktyki jest częste mycie rąk, dezynfekowanie klamek oraz kontrolowanie swoich odruchów.

Czyli, innymi słowy, restrykcyjne przestrzeganie zasad higieny może nam pomóc w tym, abyśmy się nie zarazili koronawirusem?

To, co obecnie przekazują stacje telewizyjne, radia czy gazety, dotyczące higieny osobistej, naprawdę jest ważne i zgodne z naszym stanem wiedzy. Myślę jednak, że społeczeństwo chętniej będzie się stosowało do tych zaleceń, gdy zrozumie, dlaczego one są tak ważne. Ogólnie rzecz biorąc, wirus na błonach śluzowych jeszcze niekoniecznie musi nas zarazić. Są takie wirusy, gdzie ich osłonka białkowa nie jest w stanie przyczepić się do naszego nabłonka. Przez to takie wirusy dla człowieka są zupełnie niegroźne, a dotyczy to wirusów typowo zwierzęcych. Niestety, koronawirus, pochodzący przecież także od zwierząt, zmutował się i stał się dla człowieka patogenny, a więc chorobotwórczy.

Wirusy istnieją na Ziemi chyba równie długo jak człowiek? W każdym razie od tysięcy lat?

Tak, również różne odmiany koronawirusów istnieją już miliony lat. Znane i klasyfikowane są od początku istnienia wirusologii, czyli od przełomu XIX i XX wieku, a zwłaszcza od wynalezienia w 1931 r. mikroskopu elektronowego. Co rusz identyfikuje się ich nowe typy. To, co dzisiaj potocznie nazywamy koronawirusem, dokładnie rzecz biorąc nazywa się SARS-CoV-2 i wywołuje chorobę o nazwie COVID-19. (…)

Mówiłeś, że nawet gdy się wirus już przyczepi do naszej błony śluzowej, to jeszcze niekoniecznie musi to oznaczać zakażenie.

Niekoniecznie musi być groźny; będzie dopiero niebezpieczny, gdy wniknie do naszych komórek, a więc do nabłonka, i tam się namnoży.

W jaki sposób, jak to się odbywa, że koronawirus typu SARS-CoV-2 niszczy nasz organizm?

Kiedy uda mu się wedrzeć do naszych komórek, rozpoczyna się w nich namnażać, co uszkadza komórki. Po kilku dniach człowiek już czuje, że coś jest z nim nie w porządku. Pojawiają się kaszel, kichanie i spora gorączka (38 stopni i więcej), trudności w oddychaniu, a więc tzw. objawy grypowe. Proszę jednak pamiętać o jednej rzeczy – nie żyjemy już w XIX w. i chorób nie klasyfikuje się teraz według objawów. Bo te tzw. objawy grypowe czy też koronawirusowe mogą być wywoływane dziesiątkami innych rodzajów wirusów. Więc to, że ktoś zakaszlał, nie oznacza wcale automatycznie, że zaraził się SARS-CoV-2 albo że choruje już na COVID-19. Ale, i to jest duże „ale”, koronawirus, gdy już się zdąży namnożyć w naszym nabłonku, to staje się bardzo perfidny. Wchodzi do naszego krwiobiegu, aby mógł się namnożyć w narządach wewnętrznych. A krwiobieg jest dla wirusa niczym autostrada. Tylko proszę zwrócić uwagę na jedną rzecz – gdyby egzystował tylko w narządach wewnętrznych i doprowadził do śmierci pacjenta, ginąłby i on. Zakażony nabłonek ulega jednak złuszczeniu, co właśnie umożliwia wirusowi wydostanie się na zewnątrz swego gospodarza; pacjent wyrzuca go na zewnątrz np. kichając lub kaszląc. W języku fachowym nazywa się to shedding (złuszczanie). Wirus z nabłonka zaczyna się wydostawać na zewnątrz i w tym momencie pacjent staje się bardzo zakaźny.

Czy ten shedding, to rozsiewanie pojawia się u danego osobnika wcześniej niż zewnętrzne objawy zakażenia?

Jest to kluczowe zagadnienie. Bo jeśli shedding pojawia się wcześniej, to znaczy, że dany osobnik jest nieświadomy, że jest zakażony wirusem i będzie zarażał osoby wokół siebie, nic o tym nie wiedząc. I niestety w przypadku koronawirusa tak właśnie jest. Tym różni się koronawirus od także groźnego wirusa SARS z przełomu lat 2002/2003, gdzie shedding i objawy kliniczne przypadały w tym samym czasie, a pacjent wiedział już, że choruje i podejmował odpowiednie kroki. W przypadku koronawirusa pacjent czuje się jeszcze bardzo dobrze – ale już jest wysoce zakaźny, a wirus w nim się namnaża i jest obecny w jego organizmie w dużych ilościach.

Czy to oznacza, że dany osobnik jest zakaźny od pierwszego kontaktu z koronawirusem?

Nie, nie. Koronawirus na początku jakby bawi się w chowanego w środku komórek nabłonka. Ten cykl trwa 2–3 dni. Natomiast zanim dojdzie do objawów chorobowych, może minąć 5 czy 7 dni, czasami nawet więcej. To jest właśnie nasz wielki problem z koronawirusem.

Jakie narządy koronawirus może atakować po namnożeniu? Czy faktycznie tylko płuca?

Z dotychczasowych obserwacji wynika, że płuca są głównym narządem namnażania się koronawirusa, gdzie wywołuje on stan zapalny. Koronawirus być może powoduje zapalenie mięśnia sercowego i przez to tworzy kolejne problemy chorobowe. Ale nie jest też tak, że nasz organizm temu wszystkiemu biernie się „przygląda”. W trakcie choroby nasz układ odpornościowy zaczyna wytwarzać przeciwciała, które wirusa neutralizują i eliminują z krwiobiegu. Gdy wirus przedostanie się już z krwiobiegu i atakuje nasze narządy, to jedyną szansą obrony są tzw. limfocyty cytotoksyczne. Limfocyty te mają tę fenomenalną zdolność, że odróżniają komórkę zakażoną od komórki niezakażonej. Rozpoznają te zakażone jako groźbę dla naszego organizmu i je eliminują wraz z wirusem. Problem bierze się jednak stąd, że SARS-CoV-2 jest nowym wirusem, z którym populacja światowa do tej pory nie miała kontaktu, a więc też nikt jeszcze nie ma w sobie odpowiednich przeciwciał, swoistych dla tego wirusa. Układ odpornościowy człowieka nie miał dotąd możliwości, aby rozpoznać tego koronawirusa i nie miał szansy go zlikwidować. Jeśli jednak pacjent sam przeżył, wyzdrowiał, to przeciwciała już ma, koronawirus jest dla niego niegroźny. (…)

Czy możemy ufać danym dotyczącym rozprzestrzenia się koronawirusa?

Problem statystyk polega na tym, że mamy tylko dane tych osób, które się zgłosiły i przeszły testy wirusologiczne. A jest też spora liczba osób, która miała kontakt z wirusem, ale nie zachorowała. Innymi słowy: zakaźność koronawirusa jest wysoka, ale niekoniecznie musi się ona wiązać z chorowaniem. Transmisja wirusa może się kończyć na nosicielstwie, na słabych objawach albo na ciężkich. Wiemy, że istnieją grupy zwiększonego ryzyka. Kolejny znaczący wskaźnik z epidemiologii to określenie, ile osób średnio może zarazić jeden pacjent. Wirus SARS z 2002 r. miał współczynnik zarażania 2,5, zaś koronawirus ma prawie 4. Dla porównania dodam, że najgroźniejszy z tego punktu widzenia jest wirus odry ze współczynnikiem między 10 a 12. (…)

Skoro wiemy, że mydło i środki do dezynfekcji zabijają wirusa, to czemu nie możemy podobnych środków zastosować do walki z wirusem wewnątrz organizmu?

Osłonka białkowo-lipidowa wirusa jest bardzo wrażliwa na mydło, alkohol czy inne środki dezynfekcji, to prawda. Ale działa to oczywiście tylko wtedy, dopóki wirus nie dostał się do naszego organizmu. Wewnątrz naszego ciała nie mamy już leków na wirusa. Proszę też nie wierzyć w różne głupie podpowiedzi czy porady, bo to może doprowadzić do tragicznych sytuacji, jak na przykład w Iranie, gdzie 27 osób wypiło metanol, ponieważ powiedziano im, że to je wyleczy z koronawirusa.

Z tego, co mówisz, wynika, że największe szanse na zwycięstwo z koronawirusem ma mocny system odpornościowy. Jak można go wzmocnić?

Jako immunolog nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, co należy zażywać, aby wzmocnić odporność przeciwwirusową. Jedno jednak jest pewne: jeżeli będziemy w dobrej kondycji fizycznej, to nasz organizm i metabolizm znacznie łatwiej poradzą sobie z wirusem. Niedospanie, długotrwały stres czy wyczerpanie znacznie obciąża nasz układ odpornościowy. Po nieprzespanej nocy, gdy mamy kontakt z wirusem, ryzyko zakażenia znacznie wzrasta. Również palacze bardziej muszą liczyć się z tym, że mogą się zarazić koronawirusem.

Może wytłumaczmy palaczom dlaczego?

Decyduje o tym stan błony śluzowej górnych dróg oddechowych i jej dobre ukrwienie. Posłużę się analogią zwykłego przeziębienia. Przecież pacjent nie choruje dlatego, że było mu zimno, lecz dlatego, że wyziębiony organizm ma niższą odporność i stąd wirus miał łatwiejsze wejście w organizm pacjenta. Jeżeli nie jesteśmy zahartowani, to wystarczy, że zmarzną nam nogi, a organizm zareaguje zamknięciem naczyń na powierzchni błon śluzowych, która przez to jakiś czas będzie słabo ukrwiona, czyli nie będzie wydzielała substancji zabójczych wobec wirusa. Sucha błona śluzowa jest największym wrogiem zdrowego człowieka i najlepszym przyjacielem wirusa. I dlatego też ważne jest częste picie ciepłych płynów, aby nieustannie nawilżać usta, co zmniejsza szanse dla wirusa.

Czy są jakieś skuteczne sposoby domowe na walkę z koronawirusem?

Nie należy tworzyć z tego jakichś mitów w przypadku wirusów. Cebula nie zabija wirusa, ale wzmacnia naszą odporność przeciwbakteryjną. Podobnie czosnek – chociaż najnowsze doniesienia mówią, że działa nie tylko na bakterie, ale również na wirusy. Zaczynają zalecać go przy koronawirusie Covid-19. W aptekach można kupić wiele preparatów, które mają korzystnie wpływać na błonę śluzową i wzmacniać naszą barierę ochronną. Nie sądzę, aby były skuteczne w ostrej infekcji wirusowej. Natomiast warto zawsze pamiętać, także w trakcie kwarantanny, że aktywność fizyczna poprawia naszą kondycję i stan odporności organizmu. Jeżeli przetrwamy koronawirusa przez dwa, trzy tygodnie, to nasz organizm, układ immunologiczny, sobie sam poradzi. Kluczowy jest właśnie ten czas i leczenie objawowe.

Czy jest jakaś dieta, która może nam pomóc w walce z koronawirusem?

Radzi się, aby była to dieta wysokobiałkowa, czyli przede wszystkim skupiająca się na mięsie i warzywach. Należy ograniczać cukry, ale za to często oraz dużo pić, aby nie wysuszyć błony śluzowej.

Czy wysoka temperatura powietrza, gorące lato, zaszkodzi koronawirusowi, przeciwdziała epidemii?

Ten wirus jest bardzo zbliżony do wirusa SARS z 2002 r. i rzeczywiście dla tych wirusów okres letni kończył ich egzystencję. Tamte epidemie zaczynały się w listopadzie, a kończyły w czerwcu. Jest to wariant optymistyczny, bo przecież epidemia w Polsce zaczęła się dopiero w marcu. U Chińczyków można powiedzieć z dużą dozą pewności, że latem już będzie po epidemii. Nie ma jednak dowodów na to, że sama wyższa temperatura zewnętrzna doprowadzi do wymarcia wirusa. Bardzo wysoka temperatura pewnie mu zaszkodzi (> 60°C przez 30 min.), bo przecież ma tę ochronną warstwę białka, a jak wiadomo, białko nie znosi wyższych temperatur. Ale taka temperatura, jakiej można się spodziewać w naszym klimacie, to raczej nie. Pewniejsze są działania izolacyjne. (…)

Skoro koronawirus wywołuje objawy bardzo podobne do grypy, czy jest zatem wirusem z grupy grypowych? Gdyby tak było, to zaszczepieni przeciw grypie byliby chyba znacznie bezpieczniejsi?

Niestety nie. Koronawirus faktycznie wywołuje objawy grypopodobne, ale jest sklasyfikowany inaczej. Zresztą jak wspomniałem wcześniej, od dawna już nie porządkuje się chorób wg objawów, bo to byłoby mylące. Klasyfikacja wirusów jest bardzo skomplikowana, wiąże się między innymi z tym, czy mają DNA, czy i jaki RNA; tak czy owak, koronawirus nie należy do grupy grypowej, czyli do rodziny ortomyksowirusów. Dlatego też szczepionka przeciw grypie nie pomaga w walce z koronawirusami. Choć skądinąd bardzo ją polecam i sam co roku stosuję, żeby nie chorować na grypę.

Rozmawialiśmy szerzej o szczepieniach we „Wpisie” w numerze październikowym w 2018 r. – warto tam jeszcze raz zajrzeć. [TĘ ROZMOWĘ MOŻNA PRZECZYTAĆ TUTAJ]. Wszyscy zadają sobie teraz pytanie, kiedy powstanie szczepionka przeciwko chorobie COVID-19 wywoływanej koronawirusem.

Szczepionka już jest praktycznie gotowa, ale zanim przejdzie wszelkie testy i dostanie odpowiednie pozwolenia na rozpowszechnianie, minie jeszcze około 12–14 miesięcy, można się jej spodziewać w I lub II kwartale 2021 roku.

Taka szczepionka będzie działać na tej samej zasadzie, co inne, będzie wywoływać w naszym organizmie produkcję odpowiednich przeciwciał?

Immunoglobuliny, czyli przeciwciała, rozpoznają w drobnoustroju chorobowym to, co jest na zewnątrz, a więc białka. Białka koronawirusa są całkiem inne niż białka wirusa grypy. To oznacza, że przeciwciała, które mamy na przykład przeciwko grypie, w ogóle się nie przydają i dlatego trzeba opracować zupełnie nową szczepionkę. Natomiast można powiedzieć, że nadzieja jest bardzo duża, iż szczepionka na koronawirus powstanie. Kilka poważnych laboratoriów już nad tym pracuje, głównie w USA i w Wielkiej Brytanii, poznano już strukturę wirusa, ale nikt się nie odważy wypuścić szczepionki bez prób klinicznych.

Czy można faktycznie powiedzieć, że koronawirus jest groźniejszy od zwykłej grypy? Na grypę zachorowało w Polsce w tym roku już ponad 800 tys. osób, niektóre zmarły...

W Polsce co roku tak dużo ludzi choruje na grypę, ale umiera 1 osoba na 1 000 (śmiertelność ok. 0.1 proc.). Przy ogromie zakażonych oznacza to niestety także wiele zgonów rocznie, ale nie procentowo. Natomiast w przypadku koronawirusa wskaźniki są inne, co wiemy, bo przebadana populacja przecież jest już spora. Średnia umieralność to 4 - 7 proc., innymi słowy, na 100 zarażonych 4 do 7 umiera. To jest już dużo, aczkolwiek spotkaliśmy już wcześniej koronawirusy o znacznie wyższym wskaźniku umieralności, jak na przykład SARS z ok. 10 proc. czy MERS mający prawie 40 proc. Na szczęście jednak, ten ostatni wirus nie przenosi się z człowieka na człowieka, a wyłącznie z wielbłąda na człowieka. Nie radziłbym jednak lekceważyć wirusa grypy – czyniłby on znacznie mniejsze szkody, gdyby społeczeństwo było zdyscyplinowane i się szczepiło. A robi tak tylko 3 proc. polskiego społeczeństwa. W przypadku grypy jest remedium w postaci szczepionki i to jest nasze najskuteczniejsze narzędzie walki. (…)

Szybko wyciszono w mediach przekaz, że wirus wydostał się z fabryki broni biologicznej położonej obok Wuhan…

Są oczywiście teorie, że jest to wirus, który wyciekł z tajnego laboratorium, ale to tylko spekulacje i nie mogę się na ten temat wypowiadać, nie jestem tu ekspertem. Prawdopodobnie dzikim źródłem wirusa jest łuskowiec chiński, bardzo ładne zwierzątko ważące ok 3,5 kg, które w Azji jest jedzone, zaś z jego łusek robi się afrodyzjaki czy też „leki” medycyny chińskiej. Chińczycy zarazili się głównie na targu mięsnym w Wuhan, z surowego mięsa łuskowca, który z kolei wirusa wziął najpewniej od nietoperza. Nietoperze są głównym rezerwuarem wielu wirusów, w tym koronawirusów.

Jakim cudem od nietoperza, przecież łuskowce chyba ich nie atakują, nie zjadają?

To prawda, ale są nietoperze owocożerne, które porzucają resztki pokarmu, resztki już zakażone, tymi zaś interesują się łuskowce, i tak przenosi się wirus, który z tymi zwierzątkami żyje w symbiozie, ale z nami nie. Kluczowe było natomiast to, że akurat ten wirus Sars-CoV-2 się zmutował i zaatakował człowieka, bo transmisja wirusa między nietoperzem a łuskowcem istnieje pewnie już od dawna i nie była dotychczas dla nikogo groźna. Koronawirus, a dokładniej Sars-CoV-2, zmutował się i dzięki temu miał jak się przyczepić do ludzkich komórek. Przed mutacją człowiek, jedząc mięso łuskowca, wydalał go przed przewód pokarmowy.

Człowiek podobno ma możliwość ingerowania w mutowanie się wirusów, są laboratoria, które nad tym pracują?

Inżynieria genetyczna pozwala na manipulowanie genomem organizmów wielokomórkowych, a także bakterii. Wirusy mutują spontanicznie, jedne częściej, inne rzadziej. Efekt jest losowy. W laboratorium można przyspieszać mutacje, a potem selekcjonować te klony wirusów, które nas interesują. (…)

Jak powinna wyglądać kwarantanna domowa? Czy jest bardzo uciążliwa?

Kwarantanny nie należy się bać, to nie więzienie, ale należy do niej podchodzić z dużą dozą odpowiedzialności. To bardzo skuteczne narzędzie, o ile jest prawidłowo wykorzystywane.

Czy w dobie globalizacji i masowej komunikacji można totalnie uszczelnić granice i w ten sposób uniemożliwić wirusom rozprzestrzenianie się?

Nie jest to realne. Należy oczywiście ograniczać ile się tylko da obszar działania wirusa, ale globalna sieć spleciona jest tak ciasno, że zupełne uszczelnienie granic jest niemożliwe. Naprawdę wiele zależy też od dyscypliny poszczególnych obywateli. Mierzy się ludziom na granicach temperaturę, ale akurat w przypadku koronawirusa pacjent zaraża jeszcze przed objawami, więc jest to narzędzie mniej skuteczne. Medycyna postępuje, ale XXI wiek postawi medycynę przed nieznanymi dotąd problemami przez ciągłą migrację ludzi oraz globalizację.

Dlaczego koronawirus akurat atakuje płuca?

Wirus z krwiobiegu dostaje się do płuc i pęcherzyki płucne się zapadają, więc pacjent nie ma czym oddychać. Przez to pacjentom jest potrzebna opieka na oddziale intensywnej terapii. Wirusy poprzez ewolucję zróżnicowały się i atakują dziś różne układy człowieka, na przykład wirusy neurotropowe atakują system nerwowy. Różne rodziny wirusów specjalizują się w tym, aby namnażać się w różnych narządach ludzkiego organizmu.

Jak leczy się osoby przechodzące chorobę COVID-19?

Przede wszystkim stosuje się leczenie objawowe, leki przeciwgorączkowe, przeciwzapalne. W najcięższych przypadkach te osoby muszą leżeć na oddziale intensywnej terapii; może się pojawiać potrzeba, że trzeba zastosować respirator, bo zapadają im się płuca. Leczenie objawowe polega na tym, że pacjentom poprawiamy stan krążenia i układu oddechowego. W leczeniu przyczynowym próbuje się zabić koronawirusa lekami stosowanymi w innych chorobach wirusowych. Na przykład kombinacja leków przeciwko wirusowi Eboli (Remdesivir) oraz wirusowi HIV czasami dawała dobre efekty. Ostatnio poinformowano, że chlorochina (polski preparat Arechin), lek stosowany w leczeniu malarii, hamuje namnażanie koronawirusów i skraca przebieg lekkich postaci Covid-19. Wydaje się, że podawanie leków przeciwwirusowych drogą inhalacyjną może być najbardziej skuteczne. Leczenie trwa 2 do 3 tygodni. Wszyscy jednak czekamy na szczepionkę.

Czy należy dezynfekować całą swoją przestrzeń życiową?

Nie dajmy się też zwariować. Są elementy niebezpieczne, a należą do nich urządzenia sanitarne, klamki, klucze, telefony czy piloty, a jak już podejrzewamy zarażenie w naszym otoczeniu, to potrzebne są także osobne sztućce i talerze. Dobrze jest też regularnie myć podłogę. Ale powiedzmy sobie też szczerze, że w zupełności sterylne mieszkanie jest nierealne. Ważniejsza jest samoświadomość każdego z nas, unikanie stref potencjalnie zakażonych i częste mycie rąk.

Dlaczego umieralność na koronawirusa w Chinach jest wielokrotnie wyższa niż w Korei Południowej?

Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w tych samych czynnikach, które decydują o tym, że we Włoszech sytuacja rozwinęła się tak fatalnie: sprawniejsza służba zdrowia, szybkie i zdecydowanie działania administracji państwowej, dyscyplina mieszkańców, wysoka świadomość obywateli. Nie należy szukać przyczyn rasowych czy też kulturowych. Dane tego nie potwierdzają. Śledząc decyzje naszego rządu, należy powiedzieć, że są one słuszne i należy im się podporządkować. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to pewna ingerencja w nasze życie codzienne, ale jest to tymczasowe i dla zdrowia naszych rodaków.

Czy polska służba zdrowia jest przygotowana do tego, aby sprostać epidemii koronawirusa?

Kiedy na skutek braku dyscypliny w społeczeństwie dojdzie do potrzeby hospitalizacji tysięcy ludzi równocześnie, to na to Polska nie jest przygotowana. Z prostego powodu: braknie respiratorów na intensywnej terapii dla stanów ciężkich, braknie pielęgniarek i lekarzy specjalizujących się w chorobach zakaźnych. Jest to specjalizacja lekarska zaniedbywana od dziesięcioleci. Nawet jeżeli decyzjami administracyjnymi przekazane zostaną duże ilości pieniędzy na służbę zdrowia, to personelu nie odbuduje się w kilka tygodni. Chcę jednak z całą mocą podkreślić: to od nas jako społeczeństwa zależy, aby nie dopuścić do takiej sytuacji, z którą rzeczywiście sobie nie poradzimy. Ważne jest także to, aby rozwlec proces zakażania w czasie, bo wtedy zdążą wyzdrowieć ci pierwsi zakażeni. (…)

Wygląda to wszystko tak, jakby świat wirusów postawił sobie zadanie unieszkodliwienie człowieka i jakby miał swoją strategię walki z nami.

Choć trudno w to uwierzyć, to wirusy i bakterie mają swoje społeczne strategie i tak sterują swoimi działaniami, żeby się maksymalnie namnożyć w gospodarzu, a równocześnie aby móc zarazić inne istoty, a nie umrzeć wraz ze swoim gospodarzem.

Wiemy, co rządzi światem wirusów?

W dużej mierze jest to przypadek. W trakcie kopiowania kwasów nukleinowych powstają błędy przypadkowe i wtedy pewna grupa wirusów ginie, albo odwrotnie: mogą mutować w kierunku coraz to „lepszych” białek, które pozwolą mu albo zmienić żywiciela, albo unikać ataku immunologicznego. A w naturze ten lepszy zawsze wypiera tego gorszego. Potrzeba było milionów lat, by wirusy znalazły najbardziej dla siebie korzystne mikrośrodowiska.

Znalazły? A może one nie znajdują, tylko działają wg jakiegoś planu? Wygląda jakby od wieków toczyły wojnę z człowiekiem…

Nauka jednak nic na ten temat nie wie. Wirusy od zawsze starały się wejść w organizmy wielokomórkowe, a te z kolei wytwarzały przeciw nim mechanizmy obronne. Tak powstał układ immunologiczny, który stawał się coraz bardziej skomplikowany, a najbardziej rozwinięty jest oczywiście u ssaków. Problem polega na tym, że tzw. gospodarz wirusa ma tylko jedno życie, natomiast jeżeli z miliona wirusów zginie nawet 99 proc. to nie przeszkadza to ich egzystencji jako całości, bo i tak dość szybko się namnożą i się odbudują. Dlatego tak ważne w leczeniu jest, aby wybić wirusa w organizmie gospodarza aż do ostatniego. Bo jak go będzie tylko mniej, ale jeszcze będzie, to objawy chorobowe mogą zelżeć albo całkiem ustąpić, ale wirusów będzie w stanie namnożyć się z powrotem. To jest siła wirusów, bakterii zresztą też. (…) Każda epidemia w historii ludzkości na początku przebiegała bardzo groźnie, ale z czasem wirus i układ immunologiczny człowieka się do siebie przyzwyczaili – opisując to obrazowo. Bo ostatecznie rzecz biorąc, nie leży w interesie wirusa, aby zabić swojego żywiciela.

Rozmawiamy cały czas tak, jakby wirus był istotą żywą – czy faktycznie tak jest?

Wirus w pewnym sensie jest istotą żywą, ponieważ ma swój kod genetyczny w postaci kwasu nukleinowego i ma struktury białkowe, tzw. kapsydy, ale aby „żyć”, musi wykorzystać naszą komórkę, bo bez tego nie potrafi się dzielić czy powielać. Żaden wirus, w tym także koronawirus, nie ma struktury komórkowej, dlatego nie zalicza się ich do organizmów żywych. Wirus nie jest w stanie przetrwać sam z siebie, natomiast w warunkach laboratoryjnych zamrażamy go do temperatury aż –190°C. Po rozmrożeniu będzie istniał znowuż.

Fenomenalna hibernacja… Jak często będą się pojawiać tego typu epidemie, czy raczej pandemie, jak teraz?

Ostatnia groźna epidemia bakteryjna, epidemia cholery, miała miejsce 46 lat temu. Natomiast po epidemii wirusów SARS oraz MERS wydawało się, że tego typu epidemie koronawirusów będą nas dotykać co 10–15 lat. Cóż, wirusy przyspieszyły, koronawirus przydarzył się po ośmiu latach. (…) Trudno to opanować. Epidemie wywoływane koronawirusami historycznie zdarzały się wcześniej co 100–200 lat, ostatnio ok. co 12 lat, a teraz ten okres wydaje się być jeszcze krótszy.

Obecna pandemia jest okresem próby dla służby zdrowia oraz zwykłych obywateli i pokazała, że żaden postęp w medycynie nie uchroni nas przed nowymi wirusami, jeżeli nie będziemy mieli skutecznej szczepionki. Wiek XX uporał się mniej lub bardziej z chorobami bakteryjnymi, wieloma wirusowymi, ale wyzwaniem XXI wieku będą nowo zmutowane wirusy.

 

W osobnej rozmowie prof. Marcinkiewicz tłumaczy na czym polegają szczepionki, obala szkodliwe mity narastające wokół nich i wyjaśnia, jak wzmacniać naszą odporność w czasach pandemii. Możesz ją przeczytać tutaj: https://bialykruk.pl/rozmowa-z-prof-marcinkiewiczem-do-pobrania-odpornosc-szczepionki-wirusy

 

Prof. Janusz Marcinkiewicz jest jednym z najwybitniejszych współczesnych polskich naukowców. Urodzony (1951) w Krakowie, z tym miastem związał swe życie prywatne i zawodowe, choć studiował, a potem wykładał w różnych wielkich ośrodkach badawczych w Europie i USA. Specjalizuje się w immunologii i mikrobiologii. Najpierw pracownik naukowo- badawczy Akademii Medycznej, potem Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie jest kierownikiem Katedry Immunologii i prodziekanem Wydziału Lekarskiego. Od 1997 r. posiada tytuł profesora. Współpracuje od lat z najwybitniejszymi światowymi specjalistami od systemu odpornościowego człowieka. Autor ponad 200 artykułów naukowych. Jego prace na temat odporności były cytowane w światowej prasie naukowej 2700 razy! Prowadzi badania odkrywcze i pionierskie.