Drodzy bracia i siostry!

Dziś wieczór chciałbym zastanowić się z wami nad dwoma powiązanymi ze sobą aspektami tajemnicy Eucharystii: kultem Eucharystii i jej sakralnością. Ważne jest ich przemyślenie, aby je ustrzec przed niepełnym pojmowaniem tej tajemnicy — takim, jak to miało miejsce w niedawnej przeszłości.

Przede wszystkim chciałbym rozważyć wartość kultu eucharystycznego, a zwłaszcza adoracji Najświętszego Sakramentu. Jest to doświadczenie, które także dziś wieczorem będziemy przeżywali po Mszy św., przed procesją, podczas jej trwania i na jej zakończenie. Jednostronna interpretacja Soboru Watykańskiego II umniejszyła znaczenie tego wymiaru, ograniczając w praktyce Eucharystię do czasu jej sprawowania. Rzeczywiście bardzo ważne było uznanie centralnego znaczenia celebracji, w której Pan zwołuje swój lud, gromadzi go wokół podwójnego stołu: Słowa i Chleba życia, karmi go i jednoczy z sobą w Ofierze eucharystycznej. To docenienie zgromadzenia liturgicznego, w którym Pan dokonuje swej tajemnicy komunii i ją urzeczywistnia, jest oczywiście ważne, ale należy mu przywrócić właściwą równowagę. W rzeczywistości — jak to często bywa — aby uwydatnić jeden aspekt, pomija się inny. W tym przypadku słuszne położenie akcentu na sprawowanie Eucharystii doprowadziło do uszczerbku adoracji jako aktu wiary i modlitwy do Pana Jezusa, rzeczywiście obecnego w sakramencie ołtarza. To zachwianie równowagi wpłynęło również na życie duchowe wiernych. Gdy skupimy bowiem relację z Jezusem obecnym w Eucharystii jedynie na wydarzeniu Mszy św., grozi nam ogołocenie z Jego obecności pozostałego czasu i przestrzeni egzystencjalnej. I tak słabnie zdolność postrzegania stałej obecności Jezusa wśród nas i z nami, obecności konkretnej, bliskiej, w naszych domach, niczym «bijącego serca» miasta, kraju, terytorium z ich różnymi formami wyrazu i działalnością. Sakrament miłości Chrystusa musi przenikać całe życie codzienne.

W rzeczywistości błędem jest przeciwstawianie celebracji i adoracji, jak gdyby ze sobą konkurowały. Jest dokładnie przeciwnie: kult Najświętszego Sakramentu stanowi jakby «środowisko» duchowe, w którym wspólnota może sprawować Eucharystię dobrze i w prawdzie. Tylko wtedy, gdy czynność liturgiczną poprzedza, gdy jej towarzyszy i trwa po niej ta wewnętrzna postawa wiary i adoracji, może wyrazić się jej pełne znaczenie i wartość. Do spotkania z Jezusem w Mszy św. dochodzi prawdziwie i w pełni, kiedy wspólnota jest w stanie uznać, że On w sakramencie jest w swoim domu, czeka na nas, zaprasza nas do swojego stołu, a następnie, kiedy zgromadzenie się rozchodzi, pozostaje z nami — obecny w sposób dyskretny i milczący — oraz wspiera nas przez swoje wstawiennictwo, wciąż przyjmuje nasze duchowe ofiary składając je Ojcu.

W związku z tym chciałbym zwrócić uwagę na doświadczenie, które będziemy przeżywać razem również dzisiejszego wieczoru. W chwili adoracji wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie, klęcząc przed Sakramentem Miłości. Kapłaństwo powszechne i kapłaństwo służebne łączą się ze sobą w kulcie eucharystycznym. Jest to bardzo piękne i znaczące doświadczenie, które przeżywaliśmy przy różnych okazjach w Bazylice św. Piotra, a także podczas niezapomnianych czuwań z młodzieżą — przykładowo wspomnę te w Kolonii, Londynie, Zagrzebiu czy Madrycie. Jest oczywiste dla wszystkich, że te chwile czuwania eucharystycznego przygotowują sprawowanie Mszy św., przygotowują serca do spotkania, dzięki czemu staje się ono jeszcze bardziej owocne. Długie przebywanie razem w ciszy przed Panem obecnym w swoim sakramencie jest jednym z najbardziej autentycznych doświadczeń naszego bycia Kościołem, które łączy się komplementarnie ze sprawowaniem Eucharystii, wspólnym słuchaniem Słowa Bożego, śpiewaniem, przystępowaniem do stołu Chleba Życia. Komunii i kontemplacji nie można oddzielać — łączą się one ze sobą. Aby komunikować się naprawdę z inną osobą, muszę ją znać, umieć przebywać blisko niej w milczeniu, słuchać jej, patrzeć na nią z miłością. Prawdziwa miłość i prawdziwa przyjaźń zawsze żyją tą wymianą spojrzeń, intensywnym milczeniem, wymownym, pełnym szacunku i czci, tak, by spotkanie było przeżywane głęboko, w sposób osobowy, a nie powierzchownie. Niestety, kiedy brakuje tego wymiaru, także sama komunia sakramentalna może stać się z naszej strony powierzchownym gestem. Natomiast w prawdziwej komunii, przygotowanej przez dialog modlitwy i życia, możemy powiedzieć do Pana słowa zaufania, jak te, które niedawno powtarzaliśmy w psalmie responsoryjnym: «Jam sługa Twój, syn Twej służebnicy. Ty rozerwałeś moje kajdany. Tobie złożę ofiarę pochwalną i wezwę imienia Pana» (Ps 115, 16-17).

Chciałbym teraz pokrótce omówić drugi aspekt: sakralność Eucharystii. Także w tym względzie w niedawnej przeszłości doszło do pewnego niezrozumienia autentycznego orędzia Pisma Świętego. Chrześcijańska nowość w odniesieniu do kultu znalazła się pod wpływem pewnej zeświecczonej mentalności lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ub. wieku. To prawda i pozostaje to nadal ważne, że istotą kultu nie są już obrzędy i starożytne ofiary, ale jest nią sam Chrystus, Jego osoba, Jego życie, Jego tajemnica paschalna. A jednak z tej zasadniczej nowości nie należy wyciągać wniosków, że nie ma już sacrum, lecz że znalazło ono swoje wypełnienie w Jezusie Chrystusie, wcielonej miłości Bożej. Dzisiejsze drugie czytanie — z Listu do Hebrajczyków — mówi nam właśnie o nowości kapłaństwa Chrystusa, «arcykapłana dóbr przyszłych» (Hbr 9, 11), ale nie mówi, że kapłaństwo już się skończyło. Chrystus «jest pośrednikiem Nowego Przymierza» (Hbr 9, 15), ustanowionego w Jego krwi, która oczyszcza nasze «sumienia z martwych uczynków» (Hbr 9, 14). On nie zniósł sacrum, ale doprowadził do jego wypełnienia, rozpoczynając nowy kult, który jest całkowicie duchowy, jednakże, dopóki pielgrzymujemy w czasie, posługuje się jeszcze znakami i obrzędami, które zanikną dopiero u kresu, w niebiańskiej Jerozolimie, gdzie nie będzie już świątyni (por. Ap 21, 22). Dzięki Chrystusowi sakralność jest prawdziwsza, bardziej intensywna i, tak jak w przypadku przykazań, także bardziej wymagająca! Nie wystarcza przestrzeganie rytuałów, ale konieczne jest oczyszczenie serca i zaangażowanie życia.

Chciałbym także podkreślić, że sacrum ma funkcję wychowawczą, a jego zniknięcie nieuchronnie zubaża kulturę, w szczególności formację nowych pokoleń. Jeśli na przykład w imię wiary zeświecczonej, nie potrzebującej już świętych znaków, zostałaby zniesiona ta miejska procesja Bożego Ciała, wymiar duchowy Rzymu byłby «ukryty», a nasza świadomość indywidualna i wspólnotowa zostałaby w ten sposób osłabiona. Albo też pomyślmy o matce i ojcu, którzy w imię zdesakralizowanej wiary pozbawiliby swoje dzieci ich rytuałów religijnych: w istocie pozostawiliby otwarte pole dla tak wielu namiastek obecnych w społeczeństwie konsumpcyjnym, dla innych obrzędów i innych znaków, które łatwiej mogłyby stać się bożkami. Bóg, nasz Ojciec, nie postąpił w taki sposób z ludzkością: posłał swego Syna na świat nie po to, aby znieść, ale aby wypełnić także sacrum. W kulminacyjnym momencie tej misji, w czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus ustanowił sakrament swego Ciała i swojej Krwi, pamiątkę swej Ofiary paschalnej. W ten sposób On sam zajął miejsce dawnych ofiar, ale uczynił to w obrębie obrzędu, którego zachowywanie powierzył apostołom, jako najwyższego znaku prawdziwego Sacrum, którym jest On sam. Z tą wiarą, drodzy bracia i siostry, sprawujemy dziś i każdego dnia tajemnicę eucharystyczną i czcimy ją jako centrum naszego życia i serce świata. Amen.

7 VI 2012

 

***

 

Drodzy Bracia i Siostry!

W przeddzień swojej męki, podczas wieczerzy paschalnej Pan wziął w swoje ręce chleb — jak mówi Ewangelia, której przed chwilą wysłuchaliśmy — i po odmówieniu błogosławieństwa połamał go i podał uczniom, mówiąc: «Bierzcie, to jest Ciało moje». Następnie wziął kielich, odmówił dziękczynienie, podał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł: «To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana» (Mk 14, 22-24).

W tych słowach zawiera się cała historia Boga z ludźmi. Nie tylko streszczają one i interpretują przeszłość, ale antycypują przyszłość — przyjście Królestwa Bożego na świat. To, co Jezus mówi, to nie są po prostu słowa. To, co mówi, jest wydarzeniem — głównym wydarzeniem historii świata i osobistego życia każdego z nas.

Znak chleba

Słowa te są niewyczerpane. Chciałbym teraz rozważyć z wami tylko jeden aspekt. Jako znak swojej obecności Jezus wybrał chleb i wino. W każdym z tych znaków daje całego siebie, a nie tylko część. On — Osoba — za pośrednictwem znaków zbliża się do nas i jednoczy się z nami. Jednakże znaki, każdy na swój sposób, przedstawiają szczególny aspekt Jego misterium, a swoim typowym językiem przemawiają do nas, abyśmy się nauczyli trochę lepiej pojmować misterium Jezusa Chrystusa.

Podczas procesji i adoracji patrzymy na konsekrowaną Hostię — najprostszy rodzaj chleba i pokarmu — przygotowaną jedynie z odrobiny mąki i wody. Dlatego jawi się ona jako pokarm ubogich — to im przede wszystkim Pan chce towarzyszyć swoją obecnością.

Modlitwa, w której podczas liturgii mszalnej Kościół ofiaruje ten chleb Panu, nazywa go owocem ziemi i pracy rąk ludzkich. Jest w nim ludzki trud, codzienna praca człowieka, który uprawia ziemię, sieje, zbiera ziarno i w końcu wyrabia chleb. Jednakże chleb nie jest tylko i wyłącznie naszym wyrobem, rzeczą, którą zrobiliśmy. Jest owocem ziemi, a więc także darem.

To, że ziemia wydaje owoce, nie jest bowiem naszą zasługą. Tylko Stwórca mógł ją obdarzyć płodnością. I dlatego możemy teraz rozwinąć nieco tę modlitwę Kościoła, mówiąc: chleb jest owocem ziemi i jednocześnie nieba. Wskazuje na zespolenie sił ziemi i darów z wysoka, czyli słońca i deszczu. Nie potrafimy sami wyprodukować również wody, której potrzebujemy do wyrobu chleba.

W naszych czasach, kiedy mówi się o pustynnieniu ziemi i stale słyszymy o zagrożeniu, że ludzie i zwierzęta będą umierać z pragnienia na obszarach pozbawionych wody, uświadamiamy sobie na nowo, jak wielkim darem jest woda oraz jak bardzo jesteśmy niezdolni zapewnić go sobie sami. Tak więc, patrząc z bliska, w tym małym kawałku białej Hostii, w tym chlebie ubogich dostrzegamy syntezę stworzenia. Niebo i ziemia, a także praca i duch człowieka współdziałają. Zespolone działanie sił, umożliwiające na naszej planecie misterium życia i egzystencji człowieka, okazuje się nam w całej swej cudownej wielkości.

I zaczynamy rozumieć, dlaczego Pan wybiera ten kawałek chleba jako swój znak. Stworzenie ze wszystkimi swoimi darami pragnie czegoś jeszcze większego, co je przerasta. Nie wystarcza mu synteza własnych sił ani synteza natury i ducha, którą w jakiś sposób dostrzegamy w kawałku chleba; stworzenie dąży do ubóstwienia, do świętych godów, do zjednoczenia ze swoim Stwórcą.

Jak ziarno pszenicy

Jednakże nie wyjaśniliśmy jeszcze do końca przesłania zawartego w tym znaku chleba. O jego najgłębszej tajemnicy Pan napomknął w Niedzielę Palmową, gdy powiedziano Mu, że kilku Greków pragnie się z Nim spotkać. Odpowiedź na ich prośbę zawiera następujące słowa: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam warn: Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity» (J 12, 24).

W chlebie upieczonym ze zmielonych ziaren kryje się tajemnica Męki.

Mąka, zmielone ziarno, wskazuje na jego obumieranie i zmartwychwstawanie. Gdy jest mielone i pieczone, jeszcze raz odzwierciedla tę samą tajemnicę Męki. Jedynie przez śmierć przychodzi zmartwychwstanie, rodzi się owoc i nowe życie.

W wiekach poprzedzających Chrystusa kultury obszarów Morza Śródziemnego miary głębokie poczucie tej tajemnicy. Na podstawie doświadczenia związanego ze śmiercią i powstawaniem z martwych tworzyły mity o bóstwach, które umierając i zmartwychwstając dawały nowe życie. Wydawało się im, że cykl natury to swoista boska obietnica pośród mroków cierpienia i śmierci będących naszym udziałem. W tych mitach dusza ludzi niejako szukała tego Boga, który stał się człowiekiem, uniżył się aż do śmierci krzyżowej i w ten sposób otworzył nam wszystkim bramę życia. W chlebie i jego powstawaniu ludzie odkryli niejako oczekiwanie natury, obietnicę natury, że to właśnie będzie musiało zaistnieć: Bóg, który umiera i w ten sposób prowadzi nas do życia.

Towarzysz naszej drogi

To, co w mitach było oczekiwaniem i co w samym ziarnie kryje się jako znak nadziei stworzenia, rzeczywiście spełniło się w Chrystusie. Przez swoje cierpienie i dobrowolną śmierć stał się dla nas wszystkich chlebem, a tym samym żywą i pewną nadzieją: towarzyszy nam we wszystkich naszych cierpieniach aż do śmierci. Drogi, którymi idzie z nami i prowadzi nas do życia, są drogami nadziei.

Kiedy patrzymy na konsekrowaną Hostię i adorujemy ją, przemawia do nas znak stworzenia. Wtedy spotykamy się z wielkością Bożego daru. Ale spotykamy się również z Męką i Krzyżem Jezusa oraz Jego zmartwychwstaniem. Gdy na Niego patrzymy i Go adorujemy, On pociąga nas do siebie, do swej tajemnicy, dzięki której pragnie nas przemienić, podobnie jak przemienił Hostię.

Pierwotny Kościół widział w chlebie jeszcze jeden symbol. W Nauce Dwunastu Apostołów, księdze napisanej ok. 100. r., pośród modlitw znajduje się stwierdzenie: «Tak jak ten połamany chleb, rozrzucony po wzgórzach i zebrany, stał się czymś jednym, podobnie Twój Kościół, zebrany ze wszystkich zakątków ziemi, niech zostanie zgromadzony w Twoim Królestwie» (IX, 4).

Chleb, który powstał z wielu ziaren, oznacza również jedność: stawanie się chlebem ze zmielonych ziaren jest procesem jednoczenia. My sami, jak mówi nam św. Paweł, będąc tak liczni, powinniśmy stać się jednym chlebem, jednym ciałem (1 Kor 10, 17). W ten sposób znak chleba staje się jednocześnie nadzieją i zadaniem.

Symbolika wina

W podobny sposób przemawia do nas znak wina. O ile jednak chleb związany jest z codziennością, prostotą i pielgrzymowaniem, wino wyraża piękno stworzenia: święto radości, którym Bóg chce nas obdarzyć przy końcu czasów i które już teraz wciąż na nowo zapowiada przez ten znak.

Ale i wino mówi o Męce: krzew winny musi być stale przycinany, co jest formą oczyszczenia; winogrona muszą dojrzewać na słońcu i w deszczu i zostać wytłoczone: jedynie dzięki takiej męce powstaje wyborne wino.

W święto Bożego Ciała patrzymy przede wszystkim na znak chleba. Przypomina nam on również o pielgrzymowaniu Izraela na pustyni przez czterdzieści lat. Hostia to nasza manna, którą Pan nas karmi — jest ona prawdziwie chlebem z nieba, poprzez który daje On samego siebie.

Podczas procesji idziemy za tym znakiem i w ten sposób idziemy za Nim samym. I prosimy Go: Prowadź nas na drogach naszej historii! Wskazuj wciąż na nowo Kościołowi i jego pasterzom właściwą drogę. Spójrz na ludzkość, która cierpi i błąka się niepewnie pośród tylu pytań. Spójrz na dręczący ją głód fizyczny i duchowy! Obdarz ludzi chlebem dla ciała i dla duszy. Daj im pracę! Obdarz ich światłem! Daj im samego siebie! Oczyść i uświęć wszystkich! Pozwól nam zrozumieć, że jedynie przez uczestnictwo w Twojej Męce, przez zgodę na krzyż, wyrzeczenie i oczyszczenia, jakim nas poddajesz, nasze życie może dojrzewać i prawdziwie się spełnić. Zgromadź nas ze wszystkich zakątków ziemi. Zjednocz Kościół, zjednocz rozdartą ludzkość! Daj nam Twoje zbawienie. Amen!

15 V 2006

 

***

Drodzy bracia i siostry!

Kapłaństwo Nowego Testamentu jest ściśle związane z Eucharystią. Dlatego dzisiejsza uroczystość Bożego Ciała, pod koniec Roku Kapłańskiego, zachęca nas do medytacji nad stosunkiem między Eucharystią i kapłaństwem Chrystusa. Na to kierują naszą uwagę również pierwsze czytanie i Psalm responsoryjny, ukazujące postać Melchizedeka. Krótki fragment z Księgi Rodzaju (por. 14, 18-20) mówi, że Melchizedek, król Szalemu, był «kapłanem Boga Najwyższego», dlatego też «wyniósł chleb i wino» i «błogosławił Abrama», który odniósł zwycięstwo w walce; Abram zaś ofiarował mu «dziesiątą część ze wszystkiego». Natomiast w Psalmie, w jego ostatniej strofie, znajdują się uroczyste słowa, przysięga samego Boga, który oznajmia Królowi Mesjaszowi: «Tyś Kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka» (Ps 110 [109], 4). Tak więc Mesjasz zostaje ogłoszony nie tylko Królem, ale i Kapłanem. Ten fragment posłużył za punkt wyjścia obszernego i rozbudowanego wywodu autorowi Listu do Hebrajczyków. A my powtarzaliśmy w refrenie: «Jesteś kapłanem tak jak Melchizedek» — słowa te są niemal wyznaniem wiary, które w dzisiejsze święto nabiera szczególnego znaczenia. Wyrażają radość wspólnoty, radość całego Kościoła, który kontemplując i adorując Przenajświętszy Sakrament, uznaje, że jest w nim rzeczywiście i stale obecny Jezus, najwyższy i wieczny Kapłan.

Drugie czytanie i Ewangelia kierują natomiast uwagę na tajemnicę eucharystyczną. Z Pierwszego Listu do Koryntian (por. 11, 23-26) został zaczerpnięty istotny fragment, w którym św. Paweł przypomina tamtejszej wspólnocie znaczenie i wartość «Wieczerzy Pańskiej», o których Apostoł mówił i pouczał, lecz które mogły zostać zagubione. Ewangelia natomiast opowiada o cudownym rozmnożeniu chleba i ryb — w wersji spisanej przez św. Łukasza. Znak ten, poświadczony przez wszystkich Ewangelistów, jest zapowiedzią daru, który Chrystus miał uczynić z samego siebie, aby dać ludzkości życie wieczne. Obydwa teksty uwydatniają modlitwę Chrystusa, wypowiadaną podczas łamania chleba. Oczywiście jest wyraźna różnica między tymi dwiema sytuacjami: kiedy Jezus dzieli chleb i ryby dla rzesz, dziękuje Ojcu niebieskiemu za Jego opatrzność, ufny, że nie dopuści On, by zabrakło pożywienia dla wszystkich tych ludzi. Natomiast w czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus przemienia chleb i wino we własne Ciało i Krew, aby uczniowie mogli się Nim karmić i żyć w ścisłej i rzeczywistej komunii z Nim.

Pierwszą rzeczą, o której należy zawsze pamiętać, jest to, że według tradycji żydowskiej, Jezus nie był kapłanem. Jego rodzina nie należała do rodu kapłańskiego. Nie należała do pokolenia Aarona, ale do pokolenia Judy, a zatem — z punktu widzenia prawa — droga kapłaństwa była przed Nim zamknięta. Osoba i działalność Jezusa z Nazaretu nie wpisują się w dzieje starożytnych kapłanów, lecz raczej proroków. I w takim kontekście Jezus odniósł się z rezerwą do rytualnej koncepcji religii, krytykując podejście nadające większą wartość przepisom ludzkim, związanym z rytualną czystością, niż wypełnianiu przykazań Bożych, a mianowicie miłości Boga i bliźniego, która — jak mówi Pan — «znaczy daleko więcej niż wszystkie całopalenia i ofiary» (Mk 12, 33). Nawet wewnątrz Świątyni Jerozolimskiej, która była miejscem świętym par excellence, Jezus czyni gest wybitnie prorocki, kiedy wypędza wymieniających pieniądze i handlarzy zwierząt, a jedne i drugie służyły do składania tradycyjnych ofiar. Jezus nie jest zatem uznawany za Mesjasza kapłańskiego, ale prorockiego i królewskiego. Również Jego śmierć, którą my, chrześcijanie, słusznie nazywamy «ofiarą», nie miała nic wspólnego z dawnymi ofiarami, a wręcz była ich przeciwieństwem: było to wykonanie wyroku śmierci przez ukrzyżowanie, najbardziej hańbiące, które dokonało się poza murami Jerozolimy.

A zatem w jakim sensie Jezus jest kapłanem? Mówi nam o tym właśnie Eucharystia. Możemy znów za punkt wyjścia wziąć proste słowa, opisujące Melchizedeka: «wyniósł chleb i wino» (Rdz 14, 18). To samo uczynił Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy — ofiarował chleb i wino, i w tym geście zawarł całego siebie i całą swoją misję. W tym akcie, w poprzedzającej go modlitwie i w słowach, które mu towarzyszą, zawiera się cały sens tajemnicy Chrystusa, tak jak wyraża go List do Hebrajczyków w decydującym fragmencie, który trzeba przytoczyć: «Z głośnym wołaniem i płaczem za swych dni doczesnych zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci — pisze autor o Jezusie — i został wysłuchany dzięki swej uległości. I chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga arcykapłanem na wzór Melchizedeka» (5, 7-10). W tym tekście, wyraźnie nawiązującym do duchowego konania w Getsemani, męka Chrystusa jest przedstawiona jako modlitwa i jako ofiara. Gdy wybija Jego «godzina» — która Go prowadzi do śmierci na krzyżu — Jezus jest pogrążony w głębokiej modlitwie jednoczącej Jego własną wolę z wolą Ojca. Ta wola — dwojaka i jedyna — to wola miłości. W tej modlitwie tragiczna próba, którą przechodzi Jezus, zostaje przemieniona w dar, w żywą ofiarę.

List do Hebrajczyków mówi, że Jezus «został wysłuchany». W jakim sensie? W takim, że Bóg Ojciec wyzwolił Go ze śmierci i wskrzesił. Został wysłuchany właśnie dzięki temu, że całkowicie zdał się na wolę Ojca: Boży zamysł miłości mógł się wypełnić w sposób doskonały w Jezusie, który będąc posłuszny aż do końca, do śmierci krzyżowej, stał się «sprawcą zbawienia» dla wszystkich, którzy są Mu posłuszni. Stał się zatem najwyższym Kapłanem, bo sam wziął na siebie cały grzech świata, jako «Baranek Boży». To Ojciec obdarza Go tym kapłaństwem, właśnie w chwili, kiedy Jezus «przechodzi» przez swoją śmierć i zmartwychwstanie. Nie jest to kapłaństwo według przepisów Prawa Mojżeszowego (por. Kpł 8-9), ale «według porządku Melchizedeka», zgodnie z porządkiem prorockim, uzależnione jedynie od Jego szczególnej relacji z Bogiem.

Powróćmy do słów z Listu do Hebrajczyków, mówiących: «Chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał». Kapłaństwo Chrystusa wiąże się z cierpieniem. Jezus naprawdę cierpiał, i to cierpiał za nas. On był Synem i nie musiał uczyć się posłuszeństwa, ale my tak, musieliśmy i nadal musimy się go uczyć. Dlatego Syn przyjął nasze człowieczeństwo i za nas pozwolił się «wychować» przez cierpienie, pozwolił, by ono Go przemieniło, niczym ziarno pszenicy, które musi obumrzeć w ziemi, aby przyniosło owoc. Poprzez ten proces Jezus «wszystko wykonał», po grecku teleiotheis. Musimy zwrócić uwagę na to wyrażenie, gdyż jest ono bardzo znaczące. Wskazuje na pokonanie pewnej drogi, tej właśnie drogi wychowania i przemiany Syna Bożego przez cierpienie, przez bolesną mękę. To dzięki tej przemianie Jezus Chrystus stał się «Najwyższym Kapłanem» i może zbawić każdego, kto Mu się zawierza. Pojęcie teleiotheis, słusznie przetłumaczone jako «wszystko wykonał», zawiera rdzeń słowa, które w greckiej wersji Pięcioksięgu, czyli pierwszych pięciu ksiąg Biblii, jest używane zawsze w odniesieniu do konsekracji starożytnych kapłanów. To odkrycie jest bardzo cenne, ponieważ mówi nam, że męka była dla Jezusa jakby konsekracją kapłańską. On nie był kapłanem według Prawa, lecz stał się nim swoją egzystencją, przez Paschę męki, śmierci i zmartwychwstania: ofiarował samego siebie w duchu zadośćuczynienia, a Ojciec, wywyższając Go ponad wszelkie stworzenie, ustanowił Go Pośrednikiem zbawienia wszystkich.

Powróćmy do naszej medytacji, do Eucharystii, która za chwilę będzie głównym momentem naszego zgromadzenia liturgicznego. W niej Jezus antycypował swoją Ofiarę, Ofiarę nie rytualną, lecz osobistą. W czasie Ostatniej Wieczerzy działa On pod natchnieniem owego «wiecznego Ducha», z jakim później ofiaruje się na krzyżu (por. Hbr 9, 14). Jezus, czyniąc dziękczynienie i błogosławiąc, przemienia chleb i wino. To Boża miłość przemienia — miłość, z jaką Jezus godzi się z góry oddać całego siebie. Ta miłość to nic innego jak Duch Święty, Duch Ojca i Syna, który konsekruje chleb i wino i przemienia ich substancję w Ciało i Krew Pana, sprawiając, że w sakramencie jest obecna ta sama Ofiara, która później zostaje złożona w sposób krwawy na krzyżu. Możemy zatem stwierdzić, że Chrystus jest kapłanem prawdziwym i skutecznym, ponieważ był pełen mocy Ducha Świętego, była w Nim pełnia miłości Bożej, i to właśnie w «noc, w którą został zdradzony», właśnie w «godzinie mroków» (por. Łk 22, 53). Ta moc Boża, ta sama, która urzeczywistniła wcielenie Słowa, przemienia skrajną przemoc i skrajną niesprawiedliwość w najwyższy akt miłości i sprawiedliwości. Jest to dzieło kapłaństwa Chrystusa, które Kościół odziedziczył i kontynuuje w historii w dwojakiej formie — powszechnego kapłaństwa ochrzczonych i kapłaństwa służebnego szafarzy, aby przemieniać świat Bożą miłością. Wszyscy, kapłani i wierni, karmimy się tą samą Eucharystią, wszyscy klękamy, by Ją adorować, bo w niej jest obecny nasz Nauczyciel i Pan, jest obecne prawdziwe Ciało Jezusa, Ofiary i Kapłana, zbawienia świata. Chodźcie, weselmy się, śpiewając radosne pieśni! Przyjdźcie, by oddać cześć! Amen.

3 VI 2010