Wielokrotnie wspominane było, że skandaliczny zapis w rządowym projekcie ustawy o in vitro, legalizujący proceder anonimowego dawstwa, prowadzić będzie do sytuacji tragicznych, w tym poważnych problemów tożsamościowych dorosłych ludzi. Dziecko poczęte z komórek rozrodczych anonimowego dawcy, nie dość że pocznie się w warunkach uwłaczających godności, to nigdy nie dowie się kim był jego biologiczny rodzic. Z tej prostej przyczyny, że ustawa zakłada brak gromadzenia danych personalnych dawców komórek rozrodczych. W „rejestrze dawców” (absurd z samej nazwy) nie będzie ani numeru pesel, ani imienia i nazwiska.

Ustawodawca postarał się o to zupełnie świadomie, z pełną premedytacją i zimną krwią cynika, zmieniając w tym zakresie nawet swój pierwotny projekt ustawy, w którym był numer pesel dawcy.

Dowód? Wywiad z wiceministrem zdrowia Igorem Radziewiczem-Winnickim zamieszczony przez portal Forsal (18 listopada 2014) wyjaśnia wszystko:

„(…) Wprowadziliście też anonimowość dawstwa. Czy realna jest sytuacja, w której ktoś korzysta np. z komórki jajowej siostry?

- Wiem, że część osób postuluje, by dawcy nie byli anonimowi. Ale wyroki sądów są jednoznaczne – dawców materiału genetycznego, którzy nie są anonimowi, można obciążyć świadczeniami alimentacyjnymi. W praktyce takie rozwiązanie może uniemożliwić rozwój metody zapłodnienia in vitro.”

Jakie intencje wyjawił minister rządu Platformy Obywatelskiej, nie odpowiadając na to ważne pytanie? Ważniejszy jest dla niego biznes in vitro oparty na praktykach gwałcących relacje międzyludzkie oraz krycie personaliów dawców nasienia lub dawczyń komórek jajowych, niż dobro dziecka, które anonimowe dawstwo wplątuje w patologiczny układ, potem odbiera możliwość poznania biologicznego rodzica, a także ubiegania się o alimenty.

Sejm procedujący tą ustawę zagraża społeczeństwu. Łamie elementarne zasady prawa rodzinnego. Zdradza symptomy nieobliczalności.

Andrzej Lewandowicz – dr hab. nauk chemicznych, lekarz specjalista chorób wewnętrznych

(Stopaborcji.pl)