Rozmowa z Szymonem Sikorą, detektywem i właścicielem agencji detektywistycznej.

Martyna Ochnik: Dzień dobry. Proszę powiedzieć, czym kierował się Pan przy wyborze zawodu.

Szymon Sikora: To logiczna konsekwencja dokonanych wcześniej wyborów życiowych. Postanowiłem rozpocząć własną działalność w dobrze mi znanym obszarze. Przydały się wiedza i praktyka zdobyte w okresie służby na rzecz państwa.

W jakich instytucjach zdobywał Pan doświadczenie?

Początkowo pracowałem w Generalnym Inspektoracie Celnym, a później w Wywiadzie Skarbowym. Zajmowałem się tam zdobywaniem informacji, zatem był to naturalny kierunek budowania własnej kariery.

Czy Pana praca wygląda tak jak przedstawia się to w serialach kryminalnych?

Nie, absolutnie nie! Gdyby detektyw potraktował taki film jako instrukcję, naraziłby się najpewniej na odpowiedzialność karną. Niestety, klienci wyobrażają sobie, że na przykład w kwestiach technicznych coś powinno zostać zrobione w taki a nie inny sposób. Tymczasem może to być czysta fantazja, a klienci czują się wtedy rozczarowani. Z drugiej strony jednak filmy stanowią rodzaj reklamy naszej profesji...

To może chociaż zdarza się, że przychodzi do detektywa piękna kobieta, siada na biurku, wyciąga papierosa, Pan podaje jej ogień i tak się zaczyna...

Nie przypominam sobie sytuacji, żeby któraś z klientek usiadła na biurku, chociaż niektóre paliły papierosy. Domyślam się, że chce Pani zapytać czy zajmuję się sprawami o charakterze obyczajowym. Tak, miewałem takie zlecenia, ale nie wszystkie przyjmuję.

Dlaczego?

Decyzję o współpracy podejmuję oceniając najpierw czy jestem w stanie spełnić wymagania klientów. W sprawach obyczajowych oceniam też czy klient jest ze mną szczery, czy może raczej próbuje mnie zmanipulować chcąc osiągnąć cel, którego nie zawarto w umowie. Mogę podać przykład.

Przyszła do mnie kiedyś pani, która powiedziała wprost, że chce przetestować męża. Testowanie polega na tym, że aranżuje się pozornie przypadkowe spotkanie męża z jakąś dziewczyną, która ma za zadanie nawiązać z nim bliższy kontakt. Dokumentując ich znajomość można mieć podstawy do wytoczenia sprawy rozwodowej z winy małżonka. Nie biorę takich zleceń. Jest to ordynarna manipulacja czyimś życiem. Może być też przecież tak, że to potencjalna klientka ma kochanka, zamierza rozwieść się z mężem, ale chce też zatrzymać majątek. Przedstawiłem tej pani swoje stanowisko – nie chciała przyjąć go do wiadomości; była oburzona i nie mogła pojąć, że odrzucam naprawdę dobre wynagrodzenie. Powiedziałem, że mogę sprawdzić jedynie czy mąż jest jej wierny.

Jak wygląda sprawdzanie wierności współmałżonka?

Osoba taka zostaje poddana legalnej obserwacji. Na tej podstawie można stwierdzić z kim, gdzie i jak często się spotyka. Jeżeli jest to materiał budzący podejrzenia o istnienie pozamałżeńskiej relacji, prawnik może go wykorzystać w sądzie dopytując współmałżonka o określone osoby czy sytuacje. Jednak takie zlecenia stanowią niewielki margines mojej działalności.

Jakimi jeszcze sprawami Pan się zajmuje?

Przede wszystkim odkrywaniem wycieku informacji z rozmaitych firm. Powiedzmy, że pojawia się podejrzenie takiej sytuacji. Wtedy należy upewnić się czy jest ono uzasadnione. Jeśli rzeczywiście jest, trzeba odkryć źródło przecieku czyli osobę, która dopuszcza się tego czynu. Najprostszy przypadek – nieuczciwy, skorumpowany pracownik przekazuje newralgiczne informacje konkurencji.

W tym ostatnim przypadku chyba nie jest łatwo znaleźć dowody działalności pracownika?

To prawda, chociaż detektyw posiada umożliwiające to narzędzia. Ustawa o usługach detektywistycznych daje prawo przetwarzania danych osobowych osób nieświadomych tego faktu. Nie są to oczywiście takie uprawnienia jakie nadano służbom, które mogą inwigilować obywateli w dużo szerszym zakresie. 

A jak to wygląda po wprowadzeniu RODO?

Nie ma wpływu na moją pracę. Decydujące są zapisy zawarte w ustawie. Przy czym trzeba wiedzieć, że detektyw przyjmujący zlecenie jest zobowiązany do zachowania tajemnicy czyli nie dzielenia się wiedzą o sprawie z innymi osobami, instytucjami, a tym bardziej mediami. Tylko przed sądem, o ile występuje w imieniu klienta, składa raport ze swoich działań. Po zakończeniu zlecenia zobowiązany jest do zlikwidowania wszystkich materiałów dotyczących sprawy klienta.

Dyskrecja jest też chyba absolutnie niezbędna, gdy w grę wchodzą tragedie ludzkie...

Tak, szczególnie przy sprawach dotyczących dzieci. Czasami trzeba stwierdzić czy opieka nad dzieckiem sprawowana jest w sposób właściwy. Po rozwodzie rodzice mają sądownie przyznane warunki i czas kontaktowania się z dzieckiem. I na przykład jedno z byłych współmałżonków dostrzega u dziecka niepokojące symptomy. Mogą to być zauważone na ciele siniaki lub zmienione zachowanie dziecka po pobycie u drugiego rodzica: nerwowość, niepokój, wycofanie, niechęć do powtórnych odwiedzin. Wtedy warto sprawdzić z czym mamy do czynienia i w zależności od uzyskanych wyników podjąć ewentualnie kroki prawne w kierunku ograniczania praw rodzicielskich.

A seksualne wykorzystywanie nieletnich? W ostatnich latach głośno było o rozbiciu całych siatek pedofili w Europie. Jak to wygląda u nas?

W Polsce ten problem również istnieje, a jego zakres jest wciąż nie do końca rozpoznany. To szczególnie odrażające przestępstwo, a zidentyfikowanie sprawców nie jest łatwe i wymaga współpracy obywateli z policją. Zdarzają się przypadkowe odkrycia jak w głośnej przed laty sprawie pewnego psychoterapeuty, ale są też wolontariusze, którzy monitorują strony internetowe o treściach pedofilskich, gdzie nawiązywane są kontakty dorosłych z dziećmi.

Utrzymuję kontakt z takimi „łowcami pedofilów” i czasami dostaję zgłoszenia o podejrzanej aktywności jakiegoś dorosłego; wtedy mogę dokonać sprawdzenia przypadku. Wówczas we współpracy z policją dochodzi do zatrzymania takiej osoby w sytuacji nie pozostawiającej wątpliwości co do intencji dorosłego, ale o szczegółach nie mogę mówić, żeby nie ułatwiać przestępcom ukrywania swojego procederu.

Takie akcje nie są typowymi zleceniami to znaczy, że nie biorę za nie wynagrodzenia, ale traktuję jako swój obowiązek.

Chyba trudno zapomnieć o takim zdarzeniu...

Niewątpliwie. Istnieje jeszcze inna kategoria spraw, które bywają dla mnie trudne. Zajmuję się też bowiem poszukiwaniem osób zaginionych. Jeżeli dostaję takie zlecenie, przede wszystkim mam obowiązek poinformować o tym właściwą komendę policji, aby móc działać we współpracy i umożliwić jak najbardziej efektywne działanie. Mimo to poszukiwania nie zawsze przynoszą oczekiwany skutek. Mogą zakończyć się stwierdzeniem, że poszukiwana osoba nie żyje. To oczywiście stwarza podstawę do wszczęcia śledztwa, ale pociechy bliskim nie daje. Konfrontacja z lękiem i bólem rodziny to doświadczenie, które niełatwo zapomnieć...

Musi zostawiać ślad w psychice … Czy myślał Pan kiedykolwiek o zmianie zawodu?

Nigdy! Lubię to co robię i zamierzam trzymać się tego, dopóki starczy zdrowia i sił, bo kiedy przyjmuję zlecenie, nie mam wolnych weekendów ani świąt. Ale ta praca daje wiele satysfakcji.

A co najwięcej?

Rozwiązanie zagadki, jeśli potwierdza się któraś z założonych przeze mnie hipotez. Odkrywanie tego, co miało pozostać zakryte.

Dziękuję za rozmowę.