Bp Piotr Libera ogłosił, że udaje się na pół roku do klasztoru kamedułów w Krakowie. W styczniu 2019 roku na ręce Ojca Świętego podczas prywatnej audiencji płocki ordynariusz złożył prośbę o udzielenie zgody na taki krok. Uzyskał ją. Jak argumentuje bp Libera, od dawna odczuwał pociąg do "życia eremickiego i do duchowości kamedulskiej", a w ostatnim czasie odczuł "silną potrzebnę wzmocnienia harmonii wewnętrznej w swoim życiu".

Decyzja ta wzbudziła olbrzymią ilość komentarzy. Niektórzy, jak choćby Szymon Hołownia, zarzucili płockiemu hierarsze tchórzostwo i ucieczkę przed problemami do klasztoru. Zasugerował, że biskup myśli o rezygnacji, ale w jego ocenie "ręce opadają", gdy ojciec - biskup - opuszcza swoje dzieci.

Wydaje się, że sprawa może być jednak bardziej skomplikowana. Według doskonale poinformowanego ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego "decyzja raczej nie była dobrowolna". Kapłan wskazał, że krąży obecnie niejawny jeszcze "list księży z Płocka z trudnymi pytaniami do bp. P. Libery". Co więcej, wskazał kapłan, "biskup jako sekretarz nuncjusza Józefa Kowalczyka, a później KEP, brał udział w tuszowaniu afery abp. Józefa Paetza oraz tłmaszeniu lustracji".

Bp Piotr Libera był sekretarzem generalnym KEP w latach 1998-2007. Biskupem Płocka został w roku 2007. Co istotne, właśnie wówczas do prokuratury i Watykanu złożono doniesienia o nadużyciach seksualnych w diecezji; sprawa dojrzewała od wielu lat. 

Mówiąc krótko, mamy prawdopodobnie do czynienia z "wygaszeniem" jednego z przez lata najbardziej wpływowych polskich hierarchów. 

A może to rzeczywiście tylko realizacja "pociągu do życia eremickiego i duchowości kamedulskiej", bez żadnego związku z nawałnicą skandali nadużyć seksualnych?

kk