Kiedy celebryta zabiera się do komentowania polityki, zawsze musi się to skończyć intelektualną katastrofą. Po prostu zawsze! Zaś program Tomasza Lisa, z "porządnej dawki publicystyki na najwyższym poziomie", jak zachwala portal Onet.pl, zamienił się chyba w gabinet terapeutyczny dla zrozpaczonych celebrytów.

W programie Tomasza Lisa na temat obecnej sytuacji w Polsce wypowiadał się wczoraj mocno średni kabareciarz (te przyśpiewki w jego wykonaniu, które wyświetlają się czasem przed filmem na YouTube, są naprawdę nieśmieszne i dalekie od poziomu "krakowskiej inteligencji", z której rzeczony się wywodzi), Maciej Stuhr.

Na samym początku rozmowy celebryta oświadczył, że sytuacja w Polsce jednocześnie bawi go i smuci. Dlaczego smuci?

"Martwi mnie, że słabo znamy angielski, że nie potrafimy przetłumaczyć prostych słów z angielskiego na polski przez kilka tygodni. To mnie raczej martwi, choć też jest bardzo śmieszne momentami."- tak, zdecydowanie jest to momentami bardzo śmieszne, tym bardziej, że "wpadkę" z tłumaczeniem wypowiedzi prezydenta USA, Baracka Obamy, zaliczył portal NaTemat.pl, z którym redaktor Tomasz Lis ma "coś" wspólnego...

Dalej Stuhr dowodzi, że jest mu wstyd za to, co piszą o Polsce zagraniczne media. Mężczyzna około czterdziestki w podobno poważnym programie stwierdza, że jest mu smutno, bo "kiedyś pisali o nas fajnie, a teraz piszą niefajnie".

"Jakby to powiedzieć, żeby nie wyjść na malkontenta. Czasami mam, jak to młodzież mówi, taki „żal.pl”. To jest ze wstydem związane. Możemy się obrażać, albo mówić, że wiemy lepiej niż „Washington Post” albo „New York Times”, a mnie jest wstyd, bo pamiętam, że jeszcze całkiem niedawno pisali fajne rzeczy o nas, a teraz piszą niefajne"- Panie Macieju, a może faktycznie wiemy lepiej, niż "Washington Post" czy "New York Times", jak wygląda sytuacja w naszym kraju? I może nie jest to powód do wstydu?

"Młody Stuhr" wstydzi się również, bo miał dziadka prokuratora, przedwojennego dżentelmena. I chyba "jedzie" cały czas na opinii elity intelektualnej, ale coraz bardziej wychodzi na jaw, że akurat w jego przypadku jest to tylko... "Opinia paru kolesi" ze środowiska artystycznego.

Co w takim razie śmieszy naszego historyka od Cedynii?

"Jest sporo rzeczy, które zaczynają być autoparodią. Prezes Polski zaczyna walczyć z memami na swój temat. W zeszłym tygodniu przetoczył się przeuroczy kalejdoskop o historii świata i udziału prezesa w tej historii. On starał się to przebić, czego memy nie uwzględniły i uraczył nas wiadomością, że Lech Kaczyński właściwie stworzył „Solidarność”- ale co jest śmiesznego w tym, że Lech Kaczyński był faktycznie ważną postacią w "Solidarności" i że "Solidarność" to naprawdę nie tylko Wałęsa, Krzywonos i Frasyniuk, jak przez lata usiłuje się nam wmówić?

"Dlaczego nas to śmieszy? Bo nam się to nie mieści w głowie. A im się mieści"- rzucił ze śmiechem Maciej Stuhr, zaznaczając, że obecna władza może być jednak groźna.

Swoją drogą, cały wywiad jest dość ciekawy. Okraszono go tytułem: "Maciej Stuhr: Trwa walka z autorytetami i elitami w naszym kraju". Brzmi groźnie i nasuwa się pytanie, czy i Maciej Stuhr sam siebie uważa za tę elitę i autorytet? Lub kogo za elitę i autorytet w ogóle uważa?

To jest rzeczywiście i śmieszne, i smutne zarazem. Sama paranoja Tomasza Lisa była śmieszna wyłącznie na początku, apogeum nastąpiło podczas jego "wystąpienia" na marszu KOD-u. Teraz zaczyna już być groźna. A dodatkowo, wywiady z celebrytami, którzy nie mają argumentów przeciwko rządowi, poza tym, że "zagraniczna prasa źle o nas pisze".

JJ/onet.pl