Robert Biedroń ma problem. W niedzielę zaprezentował się na warszawskim Torwarze jako koryfeusz ateistycznej lewicowej rewolucji. Dążenie do zburzenia chrześcijańskiego ładu to jednak nie wszystko, co obciąża Biedronia i de facto dyskwalifikuje jako poważnego polityka. Kłopotem są też kwestie finansowe. Biedroń obiecał bardzo dużo, ale nie podał, skąd weźmie pieniądze. Tymczasem czas jego rządów w Słupsku pokazuje, że z finansami najlepiej sobie bynajmniej nie radzi.

Według Biura Informacji Publicznej dług Słupska w najbliższych latach będzie rosnąć, by osiągnąć w 2020 roku astronomiczną sumę ponad 277 mln złotych. Jak podaje Piotr Müller, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego, zadłużenie Słupska częściowo przeniesio do spółek. Przykładowo miasto zaciągnęło bardzo duży kredyt na jeden z projektów, ale nie bezpośrednio, tylko przez spółkę Trzy Fale.

Co będzie w przyszłości? Według Wieloletniej Prognozy Finansowej z 2014 roku, czyli z początku poprzedniej kadencji samorządowej gdy Biedroń zwyciężył w Słupsku, w 2025 roku dług miasta miał wynosić 66 mln złotych. Według kolejnej WPF - już 167 mln. 

Oto, jak zmieniały się prognozy (grafika opublikowana przez Radio Gdańsk):

W praktyce może być jeszcze inaczej - dużo  gorzej. Bo żadnych realnych działań na rzecz zmniejszania długu w Słupsku nie widać. Co ciekawe, w 2018 roku miasto wyemitowało jeszcze dodatkowo obligacje, które zadłużą miasto na ponad 20 mln złotych.

Ciekawe w jaki sposób dojdzie się zatemdo zerowego zadłużenia w 2033 roku? 

W Słupsku sobie nie poradził, a chciałby rządzić Polską? Żenada...

bb