„Bez zrozumienia własnej samotności człowiek próbuje stać się kimś, kim nie może być, albo też niepotrzebnie ucieka od tego, kim w głębi serca właśnie jest.”

Rozmawiamy z ojcem Robertem Zbierańskim OFMConv, prowadzącym rekolekcje o samotności przeznaczone dla wszystkich tych, którzy chcą wzrastać w łasce, choć ich droga jest naznaczona zmaganiem z samotnością.

Portal Fronda.pl: Proszę Ojca, czym jest samotność?

Robert Zbierański OFMConv: Samotność często postrzegana jest jako coś z natury złego. Tymczasem rzecz nie ogranicza się do samotności jako bolesnego osamotnienia. Samotność to po prostu jakieś oddzielenie od innych. Należy rozróżniać, osamotnienie, które jest stanem niedobrym oraz samotność która może być stanem przyjętym lub wręcz chcianym. W naszych rekolekcjach samotność ukazywana jest jako miejsce z którego się wychodzi ku dobrej więzi ze sobą i z Bogiem – a także z innymi ludźmi.

Czy można powiedzieć, że takie rekolekcje mają charakter terapeutyczny?

Na pewno dla części osób jest to jakaś terapia, czy może: droga do uzdrowienia. Na poprzedniej edycji rekolekcji były osoby, które nie odnalazły „tej drugiej osoby” – niekiedy dlatego że mają w ogóle problem z budowaniem więzi czy nawet nawiązywaniem relacji. Natomiast planując rekolekcje nie myślałem według jakiegoś klucza terapeutycznego. Mówiąc o dojrzewaniu na drogach samotności mam na myśli kształtowanie dojrzałości osoby – po prostu. Jej samotność nie jest wcale najważniejszą cechą.

Czy można być samotnym w małżeństwie lub we wspólnocie zakonnej?

Samotność osoby, która nie żyje w stałej więzi – małżeńskiej lub wspólnotowej w zakonie – może być bardzo podobna do samotności osoby która żyje w takiej więzi. Te różnice wydają się być trochę złudne. Stan osamotnienia może dotyczyć kogoś żyjącego samotnie oraz małżonka. Poza tym w małżeństwie jest też miejsce na sfery dobrej i potrzebnej samotności, która jest rodzajem intymności – a to słowo oznacza pierwotnie głębię serca.

Czy osoby żyjące samotnie są napiętnowane?

Wielu z nas od dzieciństwa zwracano uwagę lub sugerowano, żebyśmy dążyli do grupy, upodobniali się do otoczenia. Taką presję wywiera szkoła, a nieraz też rodzina. Nie zawsze jest to dobre. Już na pierwszych etapach życia następuje pewna stygmatyzacja odrębności. Napiętnowuje się tych, którzy nie potrafią lub nie chcą wtapiać się w grupę. Tymczasem potrzeba przeżywania własnej odrębności, która czasem obleka się w samotność może być zupełnie normalna i zdrowa.

Czy na takie rekolekcje przyjeżdżają tylko osoby żyjące samotnie?

Dotychczas w naszym Domu w Gdańsku odbyła się jedna edycja rekolekcji o samotności. Przyjechały osoby żyjące samotnie, ale też osoby żyjące w małżeństwach. Temat samotności jakoś ich jednak dotyczył – pomimo, że w większości nie deklarowały, że są w swych małżeństwach nieszczęśliwe. Były osoby w różnym wieku: młode, dojrzałe i w jesieni życia. Była też osoba młoda, krótko po ślubie, ale tu istotnie był pewien trudny problem.

Co jest istotą tych rekolekcji?

Rekolekcje nazwaliśmy „Dojrzewanie na drogach samotności”. I ten tytuł oddaje ich treść. Forma oparta jest na modlitwie z tekstem biblijnym. Modlitwę tę można nazwać medytacją lub rozważaniem. Istotą jest tu osobiste dostrzeżenie podobieństwa zdarzeń zapisanych na kartach Biblii ze zdarzeniami własnego życia. Modlitwa w formie medytacji Słowa Bożego poprzedzona jest wprowadzeniem a zakończona dzieleniem w małej grupie, gdzie w doświadczeniu innych osób można jeszcze bardziej dostrzec znaczenie Słowa dla rozumienia własnej drogi wiary. Sposobem zapisu doświadczeń jest tu coś, co nazwałem “mapą wiary”, czyli symboliczny zapis drogi własnego życia w formie rysunku mapy z zaznaczonymi ważnymi punktami życia oraz drogami, które je łączą.

Skąd się wziął zamysł takich rekolekcji?

Zainspirowała mnie myśl franciszkańskiego teologa Jana Dunsa Szkota, którego antropologia jest chyba mało znana wśród duchownych, w każdym razie mniej niż teologia. W rozumieniu Szkota człowiek jest niezdolny do zakomunikowania, wysłowienia swej tożsamości, wewnętrznej istoty – nie może zakomunikować siebie samego. Jest więc w pewien sposób samotny, ale ta samotność nie jest stanem patologicznym. Jest naturalna . Tylko Bóg jest w stanie wejść w tę samotność człowieka. Natomiast dwie osoby zawsze spotykają się na granicach swych samotności, nie mogą wejść w głębię duszy. Mickiewicz powiedziałby, że nie mogą duszy w duszę przelać. Celem naszych rekolekcji jest więc oswojenie się ze swoją własną naturą i tożsamością, której elementem jest samotność. Bez jej rozumienia człowiek próbuje stać się kimś, kim nie może być, albo też niepotrzebnie ucieka od tego, kim w głębi serca właśnie jest.

Więcej informacji na stronie http://www.dmk.pl/

Rozmawiała Maria Patynowska