Ta wiadomość de facto dotyczy Polski, ale ukazała się w brytyjskiej gazecie i w Polsce nie została odnotowana. Kilka dni przed przejęciem funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej w prestiżowym „Financial Times” ukazał się wywiad z Donaldem Tuskiem, którego, według relacji dziennikarza, udzielił on po angielsku. Rozmowa ta ciekawa jest z kilku względów i daje wgląd w sposób działania i myślenia byłego premiera.

Po pierwsze, co wydaje się wręcz niewiarygodne, Donald Tusk otwarcie w tej rozmowie przeklina. Wpisuje się to w całą narrację, która stylizuje byłego polskiego premiera na równego, fajnego gościa i wymarzonego sąsiada każdego obywatela Unii. Dziennikarz „FT” pisze, że „Donald Tusk jest wyluzowany”, „starannie ogolony, opalony i w wieku 57 lat nadal ma ten chłopięcy uśmiech, który uczynił go wzorem dla przyszłych pokoleń polskich polityków”. Kiedy obaj tak „wylajtowani” rozmawiają o piłce nożnej, Tusk nagle krzyczy: „Fuck!”, czego chyba nie trzeba tłumaczyć. Dziennikarz komentuje z podziwem, że nawet po tym widać, jak świetnie Donald Tusk opanował język angielski…

W innym miejscu Tusk tłumaczy dogłębnie swoją wizję polityki: „Nie lubię strategii 20-letnich, one są stertą gówna. Trzeba być gotowym do reagowania w każdej sytuacji”. Pomijając już język afery taśmowej, którego tu Tusk używa, to przedstawia on samego siebie jako polityka bez wizji, nie myślącego o kolejnych pokoleniach, ale skaczącego doraźnie od problemu do problemu.

Tusk udowadnia, że opanował już europejską nowomowę. Chwali się też, że wychował się w mieście na pograniczu etnicznym w otoczeniu wpływów muzułmańskich, żydowskich, niemieckich, polskich i prawosławnych (w tej kolejności), a sam jest Kaszubem, czyli należy do zachodniosłowiańskiej mniejszości. „Wychowałem się w wielokulturowej i wielojęzycznej rodzinie” – opowiada z dumą były polski premier.

Tusk wspomina komunizm: „Życie w komunizmie było pozbawione jakiejkolwiek nadziei. Nie z powodu terroru. Nie z powodu biedy. Te doświadczenia nie są takie złe, jeżeli się w nich samemu nie uczestniczy. Najbardziej cierpieliśmy z powodu monotonii i nudy”. Takie myślenie może być bardzo bolesne i trudne do przyjęcia dla Polaka, który przeżył rok 1968, rok 1976 i tzw. ścieżki zdrowia, tragiczne wydarzenia na Wybrzeżu, stan wojenny, pamięta choćby bestialskie morderstwo bł. ks. Jerzego Popiełuszki czy upadlanie człowieka przez żywność na kartki. Dla czytelnika zachodniego, nie znającego realiów komunistycznych, jest to obraz całkowicie mylący i łagodzący zbrodniczy reżim.

Tusk uderza w podobne tony, kiedy wspomina swoją walkę z reżimem komunistycznym i – jak podkreśla dziennikarz – bardzo się przy tym śmieje. Opowiada o tym, jak w 1983 r. przez trzy dni był w więzieniu. „Jestem skurczybykiem ze strasznym fartem. To było śmieszne. Okej, może wówczas nie było śmieszne. Ale trzy dni po moim zatrzymaniu gen. Wojciech Jaruzelski podpisał amnestię dla więźniów politycznych… Dla mnie to była najlepsza sytuacja. Mam swoje doświadczenie więzienne, wiem, co to znaczy, ale nie doznałem poważnego cierpienia.” I znów komunizm jest przedstawiany na poziomie przygód Tomka Sawyera. Co więcej, Tusk opowiada, że w czasach młodości był radykałem i chuliganem. „Byłem buntownikiem. Przeciwnym wszystkiemu: Kościołowi, rodzinie. Może byłem zbyt wolny…”. Rzekomo był przeciwko wszystkiemu, ale konkretnie był tylko przeciwko dwóm konserwatywnym instytucjom będącym podstawą społeczeństwa. Nie wiem, w jaki sposób pogodzić to z jego niby działalnością opozycyjną – także szeroko opisywaną w tekście – gdyż wówczas to przecież Kościół był główną i najważniejszą ostoją dla walczących z reżimem. Szkoda, że dziennikarz „FT” nie zgłębia tego tematu. Zamiast tego zachwyca się, że wspólnie z nowym przewodniczącym RE je śledzie w śmietanie, pije białe wino i likier Goldwasser. Podaje nawet, ile zapłacili za całą przyjemność. Na alkohol wydali w przeliczeniu ponad 250 zł, cała kolacja kosztowała 500 zł.

Dziennikarz „FT” zadaje jednak także krytyczne pytania. Chce wiedzieć, dlaczego Donald Tusk nie spełnił swoich obietnic związanych z prawami dla gejów i liberalizacją aborcji. Przecież właśnie z tego powodu młodzi wyborcy od niego się odwrócili, konkluduje brytyjski dziennikarz (najwidoczniej nie wiedząc, że wśród młodych wyborców najlepszy wynik mieli ostatnio PiS oraz korwiniści). Tusk posypuje głowę popiołem: „Teraz są zawiedzeni. I mają rację”. Można się domyślać, w jakim kierunku Tusk poprowadzi swą politykę w Brukseli… Całe szczęście, że na swoim stanowisku de facto niewiele ma do rządzenia.

(…)

Jest wiele innych ciekawych wątków w tym wywiadzie, który, choć trudno dostępny w Polsce i nie ma polskiego tłumaczenia, wart jest, by przeczytać go w całości. Tusk mówi tam jeszcze o swej „głębokiej i wyjątkowej przyjaźni” z Angelą Merkel, użala się, że opozycja nie dawała mu rządzić, że w ich oczach był zdrajcą, złodziejem i mordercą. Przekonuje, że naprawdę wierzy w Europę oraz że interesy Polski i UE są w 100% zbieżne. Najbardziej rozbawił mnie jednak już sam koniec rozmowy, kiedy Tusk przewiduje, co może stać się przyczyną największego kryzysu cywilizacji zachodniej. Może upadek chrześcijaństwa, zapaść demograficzna, dekadencja i relatywizm moralny, napaść rosyjska, muzułmańska czy chińska, katastrofa gospodarcza? Ależ nie. Cywilizacyjny kryzys może spowodować… wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Odpowiedź godna polityka, którego wizja kończy się na najbliższym weekendzie.

Całość artykułu jest dostępna w aktualnym numerze miesięcznika „WPIS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Więcej na www.e-wpis.pl

 

Opr. Adam Sosnowski