„Moim największym wrogiem stał się w pewnym momencie tzw. wielki świat. Skończyłam szkołę teatralną, zaczęłam pracować, bywać, grać. Poczułam, że jestem królową życia, a życie aktorki powinnno właśnie tak wyglądać: piękne stroje, czerwony dywan, kolejne role, wyzwania. (…) Dopiero potem, właśnie w czasie mocno dramatycznym, gdy Radek walczył o życie i zdrowie po wypadku z 2003 r. przyszła gorzka refleksja: ten wielki świat działa na własny użytek. Jesteś w nim jak trybik, działasz jak maszynka. Nie dodaje ci to ani wartości, ani splendoru” – mówi Dorota Chotecka. Znana aktora w rozmowie z Agatą Puścikowską na łamach „Gościa Niedzielnego” opowiada o swoim i swego mężą Radosława Pazury nawróceniu oraz o tym, jak w rodzinie Pazurów przeżywa się święta Bożego Narodzenia. 

„W młodości byłam bardzo wierząca, ufałam Bogu i chciałam żyć zgodnie z nauczaniem Kościoła. Potem przyszło załamanie, czy też zakłamanie. W końcu jednak prawda o mnie, wartości, które były dla mnie ważne , uśpione na jakiś czas, wyszły na szczęście z cienia” – opowiada. Momentem przełomowym okazał się ciężki wypadek Radosława Pazury. Gdy aktor walczył o życie, Chotecka postanowiła tę trudną sytucję zawirzyć Bogu. „W drastycznym momencie życia obudziła się we mnie długo uśpiona wiara. Bez niej nie wiem, czy przetrwałabym i ten wypadek, i wiele późniejszych trudnych sytuacji. Zresztą cały czas Pan Bóg nie odpuszcza. Nawet, gdybym bardzo chciała odejść, On nie pozwoli. Cały czas – drobnymi wydarzeniami, napomnieniami, ale i całym morzem łask – ustawia mnie do pionu” - mówi dzić Chotecka.

Na pytanie Agaty Puścikowskiej, jaką różnicę życiu Pazurów – po latach życia w tzw. wolnym związku spodował ślub kościelny, aktorka odpowiada, że jest ona ogromna. „To po prostu wielka komunia między dwojgiem ludzi. Całe życie szukałam poczucia bezpieczeństwa, uciekając od zobowiązań. A to właśnie w małżeństwie dostałam bezpieczeństwo w pakiecie z moim mężem. Nie chodzi tutaj o pieniądze, sprawy materialne, lecz o oparcie, radość bycia z drugim człowiekiem”. Chotecka jest przekonana, że nawet jeżeli człowiek nie jest zbyt blisko Pana Boga, warto się zdecydować na ślub kościelny. „Gdy się żyje w związku sakramentalnym, Bogu łatwiej dotrzeć, działać” – mówi.

Dorota Chotecka ma radyklane zdanie nt sytuacji osób, które żyją,podobnie jak ona i jej mąż kiedyś, „na kocią łapę”, mówią publicznie o potrzebie bliskości z Bogiem, ale nie podejmują prób nawrócenia. „Osobiście robiłam w życiu dużo głupich rzeczy. Więc wiem, że czasem łatwo się pogubić. Wiem jednak również, że w końcu trzeba dojrzeć, dorosnąć. Samo stwierdzenie, że się tęskni za Bogiem, gdy żyje się nadal po staremu, nic nie da. (…) Sama doświadczyłam największego dobra właśnie po nawróceniu. I takiego prawdziwego dobra wszystkim życzę. (…) Chciałabym, żeby szczęścia życia z Bogiem doświadczyli ci wszyscy, którzy się od Niego oddalili. Ale wiem z doświadczenia, że aby było to możliwe, trzeba walczyć, działać. Samo stwierdzenie, że się tęskni za Bogiem, gdy żyje się nadal po staremu, nic nie da. (…) Sama doświadczyłam największego dobra właśnie po nawróceniu. I takiego prawdziwego dobra wszystkim życzę. Takim dobrem chcę się dzielić. To moje najszczersze, najgłębsze życzenia świąteczne dla wszytkich” – mówi rozmówczyni „GN”.

ed/Gość Niedzielny