Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Dziś TVP Info ujawniła nowe informacje w sprawie z 2013. CBA zatrzymało Monikę F., pracownicę Ministerstwa Spraw Zagranicznych. F. Odpowiadała w ministerstwie za zamówienia publiczne, a resortem kierował wówczas Radosław Sikorski. Monika F. Wytoczyła ministerstwu proces, a pod koniec lutego zeznawał w nim Radosław Sikorski, który powiedział przed sądem, że Paweł Wojtunik, ówczesny szef CBA, zdradził mu szczegóły tej operacji.

Dorota Kania, Gazeta Polska Codziennie: Jeżeli służby specjalne przeprowadzają akcję w jakimkolwiek ministerstwie, a czynności nie dotyczą ministra, zwykle informuje się, że taka operacja będzie przeprowadzona i wkracza się do siedziby resortu, nie zdradzając jednak żadnych szczegółów. Jeżeli więc Paweł Wojtunik uprzedził ministra Sikorskiego i zdradził szczegóły operacji, to w mojej ocenie wykroczył poza swoje obowiązki. Ta sprawa nie dotyczyła ministra Sikorskiego, lecz podległej mu pracownicy. Można zrozumieć poinformowanie szefa resortu, że szef CBA informuje, że operacja zostanie przeprowadzona, zdradzanie szczegółów jest jednak przekroczeniem uprawnień.

Osoba z bliskiego otoczenia Pawła Wojtunika twierdzi, że b. szef CBA nie zdradził ministrowi Sikorskiemu żadnych informacji, ba, nawet z nim wówczas nie rozmawiał, o co Sikorski z kolei miał mieć do niego pretensje. Sam były szef MSZ unika dziś rozmów na ten temat, nie odpowiada na pytania dziennikarzy TVP ani drogą telefoniczną, ani mailową.

Jak rozumiem, śledztwo obecnie jest w toku. Nie sądzę, by taka rozmowa została zarejestrowana, zwykle tego rodzaju rozmowy nie są rejestrowane. Śledczy zapewne będą musieli zmierzyć się z zebraniem materiału dowodowego, informacji, co tak naprawdę mógł przekazać ministrowi Sikorskiemu Paweł Wojtunik. Wbrew pozorom nie będzie to jednak takie trudne. Uważam, że takiej wiedzy minister Sikorski nie mógł zostawić dla siebie, musiał ją komuś przekazać. Ta sprawa była przecież bardzo głośna.

W jakim świetle stawia to poprzedni rząd? Czy mamy do czynienia z „folwarkiem”, który stworzyli sobie decydenci rządu PO-PSL i mieli nadzieję utrzymać jak najdłużej?

W tej chwili możemy powiedzieć, że na pewno w czasie rządów PO-PSL pewne informacje były przekazywane osobom nieuprawnionym. Taką wiedzę mogliśmy uzyskać chociażby na podstawie taśm z „Sowy i Przyjaciół”. Wystarczy przypomnieć sobie treść rozmów, jakie były tam prowadzone. Mówiono o podejmowaniu czynności według mnie niezgodnych z prawem, np. kwestia spalenia budki podczas Marszu Niepodległości. Podczas jednej z rozmów pada bowiem stwierdzenie, że za tą sprawą stoi pośrednio były minister spraw wewnętrznych, Bartłomiej Sienkiewicz. Poprzedni rząd według mnie bardziej zajmował się sobą, niż sprawami Polski. Koalicję PO-PSL bardziej niż interesy obywateli interesowało pozostanie za wszelką cenę przy władzy, bez względu na to, co się dzieje. Wszelkie afery zaś miały zostać zakopane pod dywan.

Jeżeli potwierdzą się doniesienia, że Paweł Wojtunik przekazywał ówczesnemu szefowi MSZ szczegóły operacji w tym resorcie, będzie to oznaczać, że mieliśmy do czynienia z degrengoladą, która ogarnęła również służby, które mają przecież działać bez względu na uwarunkowania polityczne i bez względu na władzę. Tu natomiast mamy do czynienia z absolutną podległością wobec władzy.

Platforma Obywatelska biła niedawno na alarm, że PiS wykorzystuje służby do prześladowania samorządowców czy też w ogóle opozycji.

Ilekroć słyszę takie zarzuty, przypomina mi się chociażby afera dotycząca samorządowców na Podkarpaciu, ale i w innych samorządach, gdzie za czasów rządu PO-PSL służby wkraczały do akcji. Wolałabym jasno wiedzieć, co konkretnie ma na myśli Platforma Obywatelska. Mówienie ogólnikami w rodzaju „Wykorzystywanie służb do gnębienia opozycji” to tylko chwyty wyborcze. Typowe dla PO. „Jesteśmy w opozycji, więc jesteśmy gnębieni, a ten straszny PiS robi to samo, co dziesięć lat temu”. Jeżeli nie ma konkretnych przykładów, wiadomo, że chodzi tylko o propagandę.

Eskalację takich wypowiedzi można było zauważyć po operacjach CBA w warszawskim ratuszu czy innych urzędach marszałkowskich. Grzegorz Schetyna rozsyłał do samorządowców listy z apelem, by nie dali się stłamsić. Nakreślał obraz samorządów jako „ostatniego bastionu”, którego nie przejął jeszcze PiS. Hanna Gronkiewicz-Waltz mówiła natomiast w TVN24 tuż po kontroli w ratuszu, że obecna władza mści się za jej wypowiedzi o Trybunale bądź wystąpienie podczas obchodów rocznicy Powstania w Getcie Warszawskim.

Jeżeli są uzasadnione podejrzenia przestępstwa, to nie wyobrażam sobie, by takie akcje nie były przeprowadzane. Samo wkroczenie CBA do danej instytucji nie oznacza jednak, że ktoś jest winny. Jeżeli są dokumenty, dowody na to, że coś jest nie tak, trudno wyobrazić sobie, żeby służby nie podjęły czynności, bo wtedy mielibyśmy do czynienia z zaniechaniem. Akurat podczas akcji w urzędach marszałkowskich chodziło o fundusze unijne. O tym, że sąd udowodnił nieprawidłowości w gospodarowaniu funduszami unijnymi, wiadomo było od wielu lat. Było przecież prowadzone w Białymstoku bardzo głośne postępowanie. Jednym z podejrzanych była członkini PO, bardzo ważny samorządowiec. Nikt nie mówił wówczas, że jest to akcja polityczna. Jak dodam, przeprowadzona przez służby jeszcze za czasów PO.

W sprawie między Sikorskim a Wojtunikiem ciekawią mnie dwie rzeczy: minister Sikorski dziś milczy, milczy również były szef CBA. Czytając dziś o tej sprawie w mediach, można zauważyć informację, że „Paweł Wojtunik unika kontaktów z mediami”, a sprawę komentuje „osoba z bliskiego otoczenia byłego szefa CBA”, a owa osoba z bliskiego otoczenia Wojtunika mówi, cytuję: „To nie Paweł ma problem, tylko Sikorski, ponieważ złożył przed sądem fałszywe zeznania”. Czy to jakieś wzajemne przerzucanie się odpowiedzialnością, wewnętrzna walka w opozycji?

Bardzo ciekawe, że w sprawie nie wypowiada się właśnie Paweł Wojtunik. Dobrze by było, gdyby zajął jasne stanowisko: czy doszło do takiej rozmowy, czy nie i co przekazał Radosławowi Sikorskiemu. W ten sposób sprawa mogłaby zostać wyjaśniona do końca. Natomiast milczenie Pawła Wojtunika stawia go w bardzo złej sytuacji, ponieważ rodzi podejrzenia, że do takiej wymiany informacji faktycznie mogło dojść.