Tomasz Wandas, Fronda.pl: Czy uważa Pan, że wprowadzenie emerytur obywatelskich jest ostatnim ratunkiem dla emerytur, czy może jest wręcz przeciwnie?

Dr Marcin Kędzierski, ekonomista: W chwili obecnej obowiązuje system repartycyjny, czyli taki, w którym obecnie pracujący pracują na obecnych emerytów, miał on szansę się utrzymać kiedy mieliśmy proporcje, że na jednego emeryta pracowało czterech bądź trzech pracujących. Natomiast te statystyki wraz ze zmianami demograficznymi radykalnie się odwracają, co oznacza, że już niedługo na jednego emeryta będzie pracowało dwóch pracujących, zatem nie będzie wystarczających płac, aby sfinansować emerytury. Zatem napięcia związane z emeryturami z roku na rok będą rosły.

Jak zatem sobie z tym poradzić?

Trudne pytanie, gdyż nagle nie zwiększymy dzietności o kilkadziesiąt procent. Program 500+ nawet jeśli pobudzi dzietność, to i tak do końca nie zapcha dziury, która powstawała przez dziesiątki lat. Trzeba zatem głęboko zastanowić się, czy wprowadzić bardzo mocny finał kapitałowy i powiedzieć, że emerytury publiczne będą bardzo niskie, a za większą część odpowiadają sami ubezpieczający się, czy jednak przyjąć takę logikę – i tutaj jest emerytura obywatelska, która faktycznie będzie bardzo niska, ale nie będzie zależała od wysokości składek tylko będzie występowała w formie „pensji” na wszystkich obywateli. Natomiast ci, którzy chcą mieć wyższą emeryturę będą musieli sobie na nią odłożyć.

Czy to da stabilność finansową emerytom?

Nie da. Trzeba mieć świadomość, że zarówno w systemie repartycyjnym czy w systemie emerytur obywatelskich te podstawy będą niskie, jednym słowem nie będzie tak, że na emeryturze wszyscy będziemy jeździć na Hawaje.

Które z rozwiązań jest lepsze? Które bardziej skłoni rząd, aby je wprowadzić?

Jeden system obowiązuje cały czas, zatem nie trzeba go wprowadzać, zatem w tym przypadku nie byłoby też kosztów przejścia do nowego systemu. Wprowadzenie emerytur obywatelskich byłoby technicznie trudniejsze, wiązałoby się z pewnymi kosztami, natomiast byłoby bardziej przejrzyste w długim okresie.

To znaczy?

To znaczy, że dałoby się łatwiej przewidywać, jakie będą koszty wypłacania emerytur za trzydzieści, czterdzieści lat, ponieważ stawka nominalnej wypłaty emerytury obywatelskiej z budżetu państwa będzie stała.

Emerytura obywatelska, czy obecny system nie sprawią, że nagle środków będzie więcej – jest to tylko sposób rozdzielania środków. Według dzisiejszego systemu jeżeli ktoś zarabia dziesięć tysięcy miesięcznie, to będzie miał wyższą emeryturę niż ten, który zarabia trzy tysiące złotych. Natomiast w systemie emerytury obywatelskiej wszyscy będą otrzymywać równą wysokość podstawowej emerytury, natomiast jeśli ktoś zarabia dziesięć tysięcy, to będzie mógł na własną rękę sobie uskładać na większe pieniądze, które będzie mógł spożytkować podczas emerytury na cokolwiek tylko będzie chciał.

Trzeba się głęboko nad tym zastanowić, zwiększyć zasób bazy, z której będą wypłacane środki emerytom, bądź jak zwiększyć dochody obywateli.

Jeżeli dostrzeżmy, że z roku na rok coraz mniejszy odsetek naszych dochodów pochodzi z pracy, a coraz większe z kapitału to trzeba zastanowić się w jaki sposób stworzyć bodźce systemowe do nabywania kapitału przez pracowników.

Gdy wszyscy zaczną czerpać dochody z kapitału – oczywiście z zachowaniem proporcji – to wtedy takie dochody z kapitału mogłyby stanowić na emeryturze dodatek do emerytury podstawowej wypłacanej z budżetu.

Czy powinniśmy się dzisiaj zacząć martwić tym, jak będzie wyglądała nasza przyszłość emerytalna?

Niezależnie od tego, który będziemy mieli system, nasze emerytury będą musiały być niższe przede wszystkim ze względu na czynniki o charakterze demograficznym. Aby zapewnić sobie w miarę stabilny byt na emeryturze w przypadku 25cio, 30 sto latków trzeba zadbać o dodatkowy dochód już w wieku 45 lat, tak aby przez 20 lat móc sobie na spokojnie do emerytury doodkładać.

Dziękuję za rozmowę.