Fronda.pl: Czy po 1989 roku sprawa lustracji sędziów bywała palącym problemem? Podejmowano ten temat?

Dr Piotr Gontarczyk, historyk: Po 1989 roku nie było najmniejszej ochoty, żeby lustrować sędziów. Nie pamiętam w swojej karierze, gdy zajmowałem się lustracją w latach 1999-2006, by jakikolwiek sędzia był odsunięty od zawodu ze względu na swoją przeszłość. Pamiętam za to kuriozalne przypadki, kiedy wręcz w oczywistych sprawach, przy komplecie dokumentów, zapadały wręcz nieprawdopodobne wyroki. To, co potrafili zrobić sędziowie z tymi sprawami, jest najlepszym świadectwem dla tego środowiska.

Może podać Pan przykłady tego typu spraw?

Przypominam sobie sędziego ze Śląska, który w latach 70. był właścicielem lokalu kontaktowego Służby Bezpieczeństwa i zachowała się pełna dokumentacja tego faktu. Ów człowiek podpisał umowę z SB, brał pieniądze i kwitował to wszystko. W rozpoczętym procesie lustracyjnym ten sędzia przyniósł aktualne zaświadczenie lekarskie z ok. 2000 roku, że w latach 70. miał kłopoty osobowościowe. Było to zaświadczenie od lekarza psychiatry, wystawione po trzydziestu latach. Przez kilka lat nie można było nic zrobić z tą sprawą i była ona zawieszana, a samo zaświadczenie, wydane po trzydziestu latach uznano za wiarygodne.

Takich przypadków było więcej?

Oczywiście. Pamiętam sprawę pani sędzi z woj. zachodnio-pomorskiego, której zachowały się kompletne akta jako funkcjonariusza służby bezpieczeństwa. Ta pani sędzia się nie przyznała do pracy w SB. W jej aktach znajdowało się własnoręcznie napisane podanie z prośbą o przyjęcie do Służby Bezpieczeństwa. Podpisywała ona okresowe opinie jako funkcjonariusz SB. Pracowało z tego co pamiętam jako tłumacz z jakiegoś języka. W każdym razie, dokumenty zachowane w teczce nie pozostawały najmniejszej wątpliwości, że była funkcjonariuszem SB i miała pełną tego świadomość. Wypełniła dokumenty lustracyjne na „nie”, a przed sądem mówiła o tym, że niektórych spraw nie pamięta, itd. Spotkała jednak jakiegoś pana z komendy z tamtych czasów, który powiedział jej, że nie była żadnym funkcjonariuszem SB. Ona mówiła zatem tak, jak jakiś „pan Kazik” jej tłumaczył. Świadomość prawna tego sędziego i jego tłumaczenia były kuriozalne i bezczelne. Natomiast sąd lustracyjny wydał orzeczenie, że ta pani nie skłamała w oświadczeniu lustracyjnym, dlatego, że wypełniała je będąc wprowadzona w błąd, gdyż tak powiedział jej rzeczony „pan Kazik”. Pani sędzia w efekcie nie została odsunięta od sprawowania funkcji sędziego.

To wiele mówi o lustracji w środowisku sędziowskim?

Jak najbardziej. Nie ma lustracji sędziów, a to środowisko jest niepodatne na jakiekolwiek prawo w Polsce. Bulwersujące sprawy lustracyjne były tego najlepszym powodem. Nie znam przypadku, żeby sędziowie skazali innych sędziów za kłamstwo lustracyjne. Solidarność zawodowa była absolutnie ponad prawem. Lekceważenie prawa i bezczelność była dojmująca wśród lustrowanych i tych, którzy wydawali na ich temat orzeczenie.

Lustracja sędziów w przyszłości jest jeszcze możliwa?

Myślę, że sami sędziowie wytworzyli takie orzecznictwo w sprawach lustracyjnych, że zła wola środowisk sędziowskich, a więc Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, który wydawał kuriozalne wyroki, doprowadziła do tego, iż lustracja w Polsce jest absolutną fikcją i nie ma widoków na to, by miało się to zmienić.

Czy lustracja, która, jak Pan mówi, jest bardzo wątpliwa, należałaby się chociażby tym kogo sędziowie skazywali na wyroki w latach stanu wojennego?

Dotknął tu Pan dwie różne sprawy. Jedna sprawa to sędziowie, którzy są nietykalni. Sąd Najwyższy zadbał o to, żeby żaden sędzia nie został pociągnięty do odpowiedzialności za lata 80. Solidarność zawodowa towarzystwa sprawiła, że Ci sędziowie mogli czuć się bezkarni. Czym innym jest jednak kwestia lustracji, która powinna usuwać z zawodu osoby skompromitowane i potencjalnie podatne na szantaż. Jedno i drugie nie zostało zrobione i raczej już nie będzie.

Dziękuję za rozmowę.