Wierni powinni poczuć, że ich kapłan jest autentyczny i żarliwy, również w trakcie kazań. Tymczasem czasami widzą duchownego, który czyta z kartki nieswoje słowa, albo zwraca się do zgromadzonych w świątyni w sposób całkowicie nieprzygotowany, nierzadko też apodyktyczny. Na szczęście mamy także wielu cudownych kapłanów, którzy są także wspaniałymi kaznodziejami – mówi dr Tomasz Graff, historyk, mediewista i miłośnik Wadowic.

 

Tomasz Wandas: Kim był biskup w średniowieczu?

Dr Tomasz Graff: Biskup w średniowieczu, zwłaszcza w ostatnich wiekach tej epoki był nie tylko wysokiej rangi hierarchą kościelnym, następcą apostołów. Był także najbliższym doradcą władcy, wytrawnym politykiem, a nierzadko mężem stanu. Dobrym przykładem takiego biskupa jest Zbigniew Oleśnicki (1389-1455), notabene pierwszy polski kardynał. Pod Grunwaldem uratował życie Władysławowi Jagielle będąc wówczas młodym pisarzem kancelarii królewskiej. Z nominacji władcy został biskupem krakowskim, ale nie zawsze zgadzał się z władcą. Niczym św. Stanisław potrafił Jagielle wytykać błędy, co wywoływało gniew króla, który nawet przez pewien czas odmawiał mu podawania prawicy.

Po śmierci Jagiełły, w okresie rządów Władysława Warneńczyka, Oleśnicki był mężem stanu, który niemal zawładnął krajową sceną polityczną. Rywalizujący wówczas ze sobą prawowity Eugeniusz IV i antypapież Feliks V zabiegali o przychylność krakowskiego hierarchy, obdarzając go kapeluszami kardynalskimi. Nominację Eugeniusza potwierdził również Mikołaj V. Ostatecznie kapelusz kardynalski wręczył biskupowi jego sekretarz, słynny historyk Jan Długosz. O potędze, tym razem finansowej pierwszego polskiego kardynała świadczy także zakup przez niego księstwa siewierskiego. Odtąd biskupi krakowscy byli udzielnymi książętami, podobnie jak biskupi wrocławscy. Średniowieczny, ale i nowożytny biskup to zatem nie tylko duszpasterz, ale również polityk, członek rady królewskiej, a później senator. Największy wpływ na politykę mieli jednak ordynariusze najbogatszych diecezji, a np. biskupi kamieniccy, miedniccy odgrywali już mniejszą rolę.

Pamiętajmy także, że średniowieczni biskupi, nie tylko w Polsce, niejednokrotnie byli wspaniałym przykładem świętości i bogobojności, jak święty Stanisław ze Szczepanowa, błogosławiony Wincenty Kadłubek, święty Tomasz Becket, św. Wojciech i wielu innych. Zdarzali się jednak tacy, o których nie można powiedzieć, że byli dobrymi pasterzami, jak np. biskup krakowski Jan Muskata, którego, ze względu na okrutne czyny, niegodne biskupa, nazywano nawet krwawym wilkiem z pastorałem.

W jaki sposób od czasów średniowiecza ewoluowała rola biskupów w państwie i Kościele?

To temat na osobną dyskusję, ale z pewnością można powiedzieć, że pewnym przełomem była zasada elekcji biskupów dokonywanej przez kapituły, która powoli ugruntowała się w Kościele  od tzw. konkordatu wormackiego w 1122 r. W Polsce ta zasada obowiązywała od początku XIII wieku, pierwsze takie elekcje dokonały się we Wrocławiu i Krakowie. Elekcja kapitulna w teorii uniezależniała biskupów od władzy świeckiej. W praktyce różnie to bywało, a bardziej przedsiębiorczy władcy jak np. Kazimierz Jagiellończyk, czy królowie francuscy, starali się zachować wpływ na obsadę stolic biskupich.

Drugim ważnym elementem, który wpłynął na ewolucję roli biskupów, zwłaszcza w Kościele, były postanowienia soboru trydenckiego (1545-1563), które nie tylko zakazywały kumulacji beneficjów, ale również nakazywały biskupom obowiązek rezydencji we własnej diecezji wraz z zaleceniem przeprowadzania systematycznych wizytacji w każdej parafii. Od tej pory biskupi byli bardziej związani nie tylko ze swoim kościołem katedralnym, ale przede wszystkim z wiernymi zamieszkującymi powierzoną im diecezję. Niektórzy jednak w czynnościach biskupich wyręczali się wikariuszami, sami zajmując się nadal życiem świeckim i polityką. Wreszcie trzecim elementem, który odcisnął piętno na biskupim urzędzie były procesy sekularyzacyjne, które z różnym nasileniem atakują Kościół od czasów rewolucji francuskiej. To wszystko w powiązaniu z przemianami politycznymi, wielkimi wojnami światowymi, bestialstwami ustrojów totalitarnych itd., sprawiło, że biskupi  wraz z papieżem musieli znaleźć odpowiedź Kościoła na współczesne wyzwania, co w dużej mierze udało się podczas trwania Vaticanum II.

Osobną rolę do odegrania mieli w tym czasie polscy biskupi. Hierarchowie wraz z całym klerem niewątpliwie stanowili zwornik ducha narodowego w dobie zaborów i kataklizmów I połowy XX wieku. Biskupi i księża cieszyli się niezachwianym autorytetem również podczas rządów komunistów (1944-1989), o czym zaświadczyli swoją postawą przymas tysiąclecia kardynał Stefan Wyszyński, czy oczywiście  Karol Wojtyła, wpierw jako arcybiskup krakowski i kardynał, a później już jako papież, święty Jan Paweł II Wielki. Szczególne świadectwo zyskaliśmy także dzięki męczeńskiej śmierci błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki, a także dzięki ofierze złożonej z własnego życia przez wielu innych duchownych.

Po upadku komunizmu biskupi w naturalny sposób musieli sprostać zadaniom nowej rzeczywistości. Jednym to się udawało lepiej, innym gorzej, tym bardziej, że media szczególnie skrupulatnie wyciągały na światło dzienne wszelkie „sensacje” godzące w hierarchów i zwykłych księży, mniej lub bardziej związane z rzeczywistością. Owe „sensacje” często dotyczyły życia prywatnego polskich duchownych, a także ich przeszłości w okresie komunistycznym.

Sprawy te budziły żywe dyskusje, nie tylko w środowiskach antyklerykalnych, ale także wśród duchownych, katolickich intelektualistów, a także zwykłych wiernych. Z kolei politycy, którzy mienili się katolikami, nie zawsze szli za głosem Episkopatu, np. w sprawie ochrony życia, czy innych fundamentalnych dla chrześcijanina kwestiach. Można powiedzieć, że taka sytuacja trwa, w zmiennym natężeniu, do dzisiaj. Na szczęście biskupi w toku tzw. dyskusji światopoglądowych nie milczeli i zawsze podkreślali, jakie jest stanowisko Kościoła.

Dzisiaj wydaje sie, że mało kto liczy się z biskupem, jest on nieustannie napiętnowany, wszyscy patrzą mu na ręce. Wiadomo, ze kiedyś był i gdzieś w świecie nadal jest gnębiony fizycznie - wielu mamy męczenników. W Polsce natomiast groźne są ataki medialne, które też w pewnym sensie mogą zabić. Czy kiedykolwiek od tej strony biskup miał tak ciężko?

Cóż, dzisiaj raczej polskich biskupów nie spotka los św. Stanisława, ani nawet więzionego przez komunistów prymasa Stefana Wyszyńskiego. Pod tym względem możemy zatem mówić o wyraźnej zmianie na „lepsze”. Natomiast mówiąc już całkiem poważnie, biskupi powinni robić swoje, na pewno nie wolno im obrażać się na świat. Wierni oczekują od nich nie tylko wierności Ewangelii w życiu osobistym, ale i mocnego głosu w sprawach fundamentalnych, kiedy atakowane są podstawy naszej wiary. I tak się na szczęście dzieje, głos Episkopatu jest donośny, co wywołuje furię mediów polskojęzycznych. Diabeł zawsze boi się jednak święconej wody... 

Jaki wizerunek biskupa wydaje sie być na dzisiejsze czasy odpowiedni? I czy w ogóle można mówić o jakimkolwiek wizerunku biskupa? Powinien być twardy, czy miękki i ciepły?

Jak już powiedziałem, biskup powinien dawać świadectwo. To nie powinien być „fajny” gość, który mówi nam same przyjemne słowa. Dobry pasterz nie powinien być letni. Gdy trzeba, to niech nas nawet skarci, wskaże właściwą drogę. Ludzie oczekują, że biskup będzie blisko wiernych, że będzie można go spotkać na ulicy i porozmawiać. Doskonale rozumie to papież Franciszek, zachęcając biskupów i księży do większej otwartości na ludzi. Bardzo ważny jest także  sposób przekazu, komunikacji między biskupami, księżmi a świeckimi. Gdy czyta się niektóre listy pasterskie, to niestety, można odnieść wrażenie, że zostały napisane nie do wiernych, ale niejako ponad ich głowami.  Charakteryzują się czasem językiem zawiłym, niemal barokowym, nie zawsze zrozumiałym, zwłaszcza dla młodzieży.

Podobny problem widzę w odniesieniu do kazań, które słyszymy podczas Mszy Świętej. Pewna część księży nie przygotowuje ich samodzielnie, posiłkując się cudzą pracą „ściągniętą” z Internetu. Dobre kazanie znalezione w Internecie, czy książce, powinno być przecież tylko inspiracją do napisania i wygłoszenia własnego. Wierni powinni poczuć, że ich kapłan jest autentyczny i żarliwy, również w trakcie kazań. Tymczasem czasami widzą duchownego, który czyta z kartki nieswoje słowa, albo zwraca się do zgromadzonych w świątyni w sposób całkowicie nieprzygotowany, nierzadko też apodyktyczny. Na szczęście mamy także wielu cudownych kapłanów, którzy są także wspaniałymi kaznodziejami. Tym niemniej szeroko rozumiany obszar komunikacji między biskupami, duchownymi a wiernymi wymaga jeszcze wielu przemyśleń i usprawnień.

Jakie są duchowe korzenie Polski? Jak daleko sięgają i czy nie ma Pan wrażenia, że społeczeństwo chce sie od nich odciąć? Czym to grozi? Co byłoby najodpowiedniejsze dla wzrostu ducha Polski?

Kilka dni temu oddałem do Wydawnictwo Księży Sercanów DEHON popularnonaukową książkę, którą napisałem razem z synem Karolem. Ukaże się pod koniec roku. Jej tytuł -„Średniowieczne korzenie Polski. Historia dla każdego” - wyraźnie wskazuje, gdzie szukać owych korzeni. Właśnie w średniowieczu. A wszystko zaczęło się dokładnie w 966 r., czyli w roku chrztu Polski, kiedy nasi przodkowie podjęli najważniejszą decyzję w dziejach narodu. Wszystko inne było już tylko konsekwencją tej decyzji. I właśnie kiedy dzisiaj niektórzy Polacy zaprzeczają swojej chrześcijańskiej tożsamości i tradycji, dzieje się i będzie się źle działo. Takie antykatolickie postawy widzimy nie tylko w życiu codziennym, ale jakże często w popularnych mediach. Tzw. celebryci niejednokrotnie z dumą eksponują swój ateizm i antyklerykalizm. Ataki medialne dotyczą już nie tylko pojedynczych duchownych, ale wyśmiewa się także katolickie dogmaty i postawy religijne. Co więcej, coraz więcej osób głosi, że katolicyzm nie powinien funkcjonować w przestrzeni publicznej, ale skryć się w zaciszu domów i kościołów. Dla wielu z tzw. lemingów człowiek religijny to przedstawiciel „ciemnogrodu”. Powinniśmy więc głośno zaświadczać o naszej wierze i nie dać się zepchnąć do „kruchty”. Kto bowiem wstydzi się wiary, wyrzeka się samego Chrystusa!

Dr Tomasz Graff, ur. w 1977 r. w Wadowicach. Historyk Kościoła, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, zastępca Dyrektora Instytutu Historii Sztuki i Kultury Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, sekretarz Towarzystwa Naukowego „Societas Vistulana”, członek Komisji Środkowoeuropejskiej Polskiej Akademii Umiejętności i Polskiego Towarzystwa Historycznego. Autor książek, a także ponad setki publikacji naukowych oraz popularnonaukowych dotyczących historii Kościoła i Polski. Zajmuje się głównie kulturą religijną oraz intelektualną elit kościelnych i uniwersyteckich, jak również kulturą i życiem codziennym doby staropolskiej. Współautor komentarza do Roczników Jana Długosza, miłośnik i badacz historii rodzinnego miasta.