Filip Frąckowiak, dyrektor Izby Pamięci płk. Kuklińskiego, rozmawiał z "Naszym Dziennikiem" o niebywałych atakach europejskich urzędników na Polskę. Komentując słowa przewodniczącego PE Martina Schulza o rzekomym "zamachu stanu" w Polsce powiedział:

"Słowa przewodniczącego Schulza są irracjonalne. Dziwi mnie to, że polityk z takim doświadczeniem i zajmujący tak wysokie stanowiska staje się stroną w sprawie, o której zapewne nie ma gruntownej wiedzy. Nie odbieram nikomu prawa do debaty o sytuacji w Polsce. Nie mam nic przeciwko temu, że odbywa się ona także na ulicach stolicy. Jednak źle się stało, że ta debata została przez liderów odchodzącego układu przeniesiona na arenę międzynarodową. Dla mnie jest to targowica XXI wieku".

Frąckowiak mówił też o weekendowych manifestacjach w Warszawie. Ocenił, że jedynie manifestacje patriotyczne, a nie lewicowe, mają szansę na rzeczywisty sukces i siłę.

"Tylko środowiska patriotyczne, odwołujące się do wartości niepodległościowych, są w stanie zgromadzić wielką część społeczeństwa w sposób trwały. Inne ruchy tego nie powtórzą, bo ich działaniom nie przyświetla realna idea. Platforma Obywatelska i jej różne przybudówki nigdy nie były w stanie zbudować wielkiej manifestacji, podczas której frekwencję można nazwać rekordową. Mieliśmy przecież wymuszoną manifestację różowego patriotyzmu Bronisława Komorowskiego, która zebrała głównie osoby zaproszone i była ochraniana przez BOR. Co jakiś czas pojawiają się manifestacje lewackie, lecz te nie są oddolne, a odgórne. Myślę, że przyszłość będzie taka, że dalej będziemy się spotykać na ulicach i będziemy manifestować przywiązanie do Polski" - stwierdził.

kad/Nasz Dziennik