W rozmowie z Ryszardem Gromadzkim w Telewizji Republika działacz Solidarności Walczącej, a obecnie- koła Wolni i Solidarni, Andrzej Kołodziej komentował decyzję Jarosława Kaczyńskiego o wystąpieniu na drogę sądową przeciwko byłemu prezydentowi Lechowi Wałęsie.

Prezes PiS poinformował, że złoży pozew przeciw Wałęsie za naruszenie dobrego imienia i godności osobistej. Były lider Solidarności oskarża Kaczyńskiego m.in. o doprowadzenie do śmierci brata, prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozostałych 95 osób, jak również zarzuca prezesowi PiS chorobę psychiczną.

Kołodziej używa wobec Wałęsy ostrych słów:

"Wałęsa to pospolity cham. Widać jakich argumentów używa. To jest jego sposób na zaistnienie. Odpowiedź na to może być tylko jedna."- ocenia. Jak twierdzi opozycjonista czasów PRL, dla byłego prezydenta nie liczą się żadne wartości, poza jedną...

"Na Wałęsę działa tylko jedno: kara i to kara finansowa. Jedyna wartość, jaką on wyznaje to jest wartość materialna. Gdyby zapytać o inne wartości, to on tego nie rozumie, nie wie co to jest".- powiedział Andrzej Kołodziej. Zdaniem działacza Solidarności Walczącej, Lech Wałęsa boi się ludzi, nie potrafi wyjść bezpośrednio do tłumu. Jak twierdzi Kołodziej, były lider Solidarności musi mieć najwidoczniej wiele na sumieniu...

"Kiedy podejdzie się pod jego dom, widać że to jest warownia. Wysoki, dwumetrowy płot stalowy zwieńczony drutem kolczastym. Jaruzelski nie miał takich zabezpieczeń wokół swojego domu. Wałęsa panicznie boi się ludzi"- mówił gość Ryszarda Gromadzkiego. Jak dodał, były prezydent chodzi na manifestacje wyłącznie w obstawie zaufanych ludzi. Po zapowiedzi Karola Guzikiewicza, że nie policja, ale stoczniowcy usuną Wałęsę z trasy manifestacji, były lider Solidarności nagle wycofał się z udziału. 

"Kiedy poznałem historię jego współpracy z bezpieką, zrozumiałem, że Wałęsie Służba Bezpieczeństwa była potrzebna, bo bał się panicznie innych działaczy. To był jego wentyl bezpieczeństwa i bezpośrednia ochrona"- powiedział Andrzej Kołodziej, dodając, że gdy Lech Wałęsa zostawał sam, zawsze tchórzył i uciekał. 

Działacz ugrupowania Kornela Morawieckiego podkreśla, że wiedział, kim był Lech Wałęsa i pewnego dnia podczas "męskiej rozmowy" powiedział mu, że ma szansę powiedzieć prawdę o sobie. Wówczas, ze względu na bohaterskie działania, ludzie mogliby mu wybaczyć wszystko.

"Nie zrobił tego, bo stchórzył. Zaczął od zera i skończy jako zero, historia zatoczyła koło"- podkreślił Kołodziej. Gość Telewizji Republika wskazał, że były trzy ośrodki, które szantażowały byłego lidera Solidarności tymi samymi dokumentami.

"Doradcy wiedzieli o tych dokumentach. Andrzej Celiński w 1981 roku prosił mnie, żebym nie mówił publicznie o agenturalności Wałęsy, bo dzięki tej wiedzy on robi to, co oni chcą. Trzymają go za gardło. Oprócz Kiszczaka, władz komunistycznych, trzecim ośrodkiem była agenturalna część Episkopatu"- podkreślił opozycjonista czasów PRL.

Lech Wałęsa nie widzi nic złego w swoich wypowiedziach, za które Jarosław Kaczyński pozywa go do sądu. 

JJ/Telewizja Republika, Fronda.pl