Wieść szybko rozeszła się po szkole. Zrozpaczone dzieci dopytywały rodziców, którzy nie kryją oburzenia zachowaniem nauczycieli. To bardzo niefortunne. To bardzo smutne. To jest straszne - skarżą się.

 

Dyrekcja szkoły nie chce komentować sprawy. Mimo wszystko dzieci wciąż wierzą. Tylko poczta na Środkowym Manhattanie otrzymała 2 miliony listów adresowanych do Mikołaja na Biegun Północny.

 

Drodzy nauczyciele, walka ze św. Mikołajem jest skazana na porażkę. Bolszewicy nie zastąpili go Dziadkiem Mrozem, wam też się nie uda wmówić maluchom, że to wymyślona postać. Walkę z "zabobonami" przegracie choćby dlatego, że za egzystencję św. Mikołaja stoi wielka machina komercyjna.


Św. Mikołaj jakim go znamy - w czerwonym płaszczu i czapce – został spopularyzowany w 1930 roku przez koncern Coca-Colę dzięki reklamie napoju stworzonej przez artystę Freda Mizena. Na pewno jednak reklama ta pomogła utrwalić w powszechnej świadomości ten kostium świętego.

 

Najbardziej charakterystyczny element stroju świętego Mikołaja - czerwona czapka z białym pomponem, stała się jednym z komercyjnych symboli świąt Bożego Narodzenia.

 

Jako postać reklamowa Mikołaj jest popularny w okresie świątecznym także w krajach Azji, dokąd trafił ze Stanów. Towarzyszy kończącym rok handlowym promocjom nawet w Chinach, gdzie znają go jako Staruszka Bożonarodzeniowego.

 

6 grudnia obserwuje się nawet ożywiony ruch na parkietach na giełdach całego świata - nawet w arcybezdusznym miejscu jak Wall Street!

 

Wiara w św. Mikołaja jest szczególna w krajach, w których postać biskupa z Miry jest patronem - m.in. w Grecji. W obecnej sytuacji gospodarczej tego kraju, trudno wymagać od Greków, by przestali wierzyć w hojnego staruszka w czapce z pomponem.

 

Św. Mikołajowi nikt nie da rady.

 

Psaw/rmf.fm/wikipedia