Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Minister Grzegorz Schetyna przekonuje, że zajmie się sprawą Polaków w Mariupolu. Sugeruje jednak, że tak naprawdę nie ma tu nic do roboty, bo ludzie ci są przecież bezpieczni. Zgadza się z tym pan poseł?

Jan Dziedziczak, PiS: Przede wszystkim trzeba podkreślić, że chodzi tu o 80 osób. To dwa autokary (!) ludzi mieszkających tuż przy linii frontu. Rozmawiałem z Polakami z Ukrainy. Mówili wprost: może powtórzyć się scenariusz, w którym w ciągu kilkunastu minut wkroczą â  separatyściâ   i dojdzie do tragedii i śmierci. Polaków z tamtego rejonu trzeba uratować. Dla 38-milionowego kraju nie powinno to być większym problemem. Podkreślę jeszcze raz: chodzi tylko o 80 osób! Pamiętajmy, że pomoc naszym braciom w trudnej sytuacji jest moralnym obowiązkiem, to nakaz solidarności narodowej. Pani Ewa Kopacz zaprosiła do Polski tysiące nielegalnych islamskich imigrantów powołując się na "solidarnosc europejską". Może warto zająć się solidarnością naszych rodaków? Ludzie wszystkich innych narodowości zostali ewakuowani z tych terenów. Potrafili zrobić to Grecy, potrafili zrobić to Rumuni. Pozostali tam tylko Polacy. Trzeba też zaznaczyć, że chodzi tu nie tylko o obowiązek moralny, ale rzecz leży też w interesie państwa polskiego. Jeżeli chcemy odgrywać ważną rolę na wschodzie Europy, to należy pokazać, że jesteśmy krajem poważnym, krajem, na który można liczyć. Inne państwa w tym regionie widzą, że Polska, która chciałaby być liderem, nie jest w stanie zająć się nawet garstką swoich rodaków, jak miałaby więc dotrzymywać zobowiązań sojuszniczych wobec innych krajów? Nie rozumiem działania tego rządu. Przyjmuje on tysiące islamskich imigrantów, a nie potrafi sprowadzić dwóch autokarów z terenów objętych działaniami wojennymi.

Przecież my już pomagamy. Minister Schetyna przypomniał jednak o wielkim sukcesie Polski, o, jak to ujął, modelowym sprowadzeniu rodaków z Donbasu...

To był modelowy pokaz nieporadności państwa polskiego. Pamiętajmy, że niewielką ilość naszych rodaków ewakuowaliśmy przez kilka miesięcy. Wyjazd Polaków z Donbasu był wyjazdem prawdopodobnie na zawsze. Ci ludzie sprzedawali mieszkania, zostawiali pracę, pakowali się. Tymczasem w wyniku, łagodnie mówiąc, mało profesjonalnej i mało dynamicznej akcji państwa polskiego musieli na walizkach czekać kilka miesięcy. Ośmieszyło to Polskę.

Jednak rząd chce przeznaczyć w przyszłorocznym budżecie na repatriantów już nie kilkanaście, a kilkadziesiąt, bo aż 30 milionów złotych. To krok naprzód? A może przedwyborczy pozór?

Chodzi tu przede wszystkim o repatriantów z Kazachstanu, których chcemy sprowadzić do naszego kraju. Kilka dni temu rząd Ewy Kopacz ogłosił, że zwiększa rezerwę budżetową, ale problem polega na czymś innym. W ostatnich latach władza, wobec fatalnych przepisów i nieudolnej administracji, nie była w stanie przeznaczyć na tę sprawę nawet 16 milionów zapisywanych dotychczas w budżecie. Wydawano jedynie około połowy tej sumy. W ciągu ośmiu lat rządów PO-PSL zwrócono do budżetu około 20 mln niewykorzystanych złotych, a przecież lista Polaków z Kazachstanu chętnych do przyjazdu do Polski jest bardzo długa. W tej chwili oczekuje na to około 2800 rodaków. Do Polski przyjechać chciałoby na pewno więcej, mają jedynie ograniczone zaufanie do szans na repatriację. W Kazachstanie jest około 35 tysięcy osób z potwierdzoną narodowością polską, a szacuje się, że może być ich nawet 100 tysięcy. Warto przyjrzeć się w tym kontekście skali repatriacji Polaków z Kazachstanu. Przykładowo w roku 2014 było to mniej niż 200 osób, podczas gdy w tym samym czasie Federacja Rosyjska sprowadziła z Kazachstanu do kraju 105 tysięcy obywateli. U nas mniej niż 200, tam 105 tysięcyâ Ś To przepaść dzieląca procesy repatriacyjne nasz i innych krajów. Pamiętajmy, że Niemcy potrafili sprowadzić do kraju około miliona obywateli. Z Kazachstanu do swoich krajów przyjechali też Grecy i Czesi. Sami sobie zostali pozostawieni tylko Polacy. Tylko Polska zapomniała o swoich rodakach. W czasie całych rządów PO-PSL do Polski ściągnięto z Kazachstanu około 1500 osób, mimo ogromnej kolejki. Tymczasem premier Ewa Kopacz jedną decyzją, powołując się na solidarność europejską, sprowadza do naszego kraju kilkukrotnie więcej nielegalnych islamskich imigrantów. Budzi to sprzeciw, budzi to naszą niezgodę. Chcemy zupełnie zmienić tę politykę.

Jest jasne, że pomoc Polakom na Wschodzie to nasz moralny obowiązek. Jego wypełnienie będzie jednak sporo kosztować. Opłaci nam się to także w wymiarze pragmatycznym, choćby z uwagi na kryzys demograficzny?

Tak, to się nam opłaca. Mamy problem z nowymi obywatelami. Dużo korzystniejsze dla Polski byłoby sprowadzenie z Kazachstanu Polaków, a więc ludzi, którzy przez całe lata czy dziesięciolecia bycia w Kazachstanie kultywowali polskość, choć to bardzo wiele kosztowało. Tamtejsi Polacy byli za to poddawani różnym represjom ze strony władzy sowieckiej, a później także wielu nieprzyjemnościom ze strony niektórych Kazachów. Polacy trwali przy polskości. Odpowiedzmy sobie teraz sami: czy ludzie, którzy chcą być Polakami, kochają Polskę i marzą o Polsce będą lepszymi obywatelami od proponowanych przez panią Kopacz nielegalnych islamskich imigrantów? Polacy przyjeżdżający z Kazachstanu odnajdują się w naszym kraju, ich dzieci są w 100 procentach zasymilowane. Nie da się zauważyć jakiejkolwiek różnicy między nimi, a dziećmi urodzonymi w Polsce. Jak jest tymczasem z islamskimi imigrantami? Na to każdy może sam sobie odpowiedzieć będąc na przedmieściach miast francuskich, niemieckich czy brytyjskich. Ludzie ci rodzą ogromne problemy, korzystają masowo z zasiłków, niemal nie wytwarzając PKB. Z uwagi na kryzys demograficzny zależy nam osobach, które będą pracować. A takie osoby to właśnie repatrianci ze Wchodu, a nie islamscy imigranci.

Zakładając, że Prawo i Sprawiedliwość obejmie rządy po wyborach, kiedy będziemy mogli spodziewać się pierwszych efektów zmiany polityki w tej dziedzinie? Innymi słowy, na jakim etapie są w PiS prace nad zmianą prawa i realizacją programu repatriacji?

Prace są bardzo zaawansowane. Pan prezes Jarosław Kaczyński mówił niedawno o bardzo konkretnych rozwiązaniach, które chcemy wprowadzać. Pamiętajmy, że osiem lat temu mieliśmy większość parlamentarną jedynie przez 16 miesięcy. Mimo tego potrafiliśmy uchwalić choćby Kartę Polaka, ustawę niezwykle pomocną dla naszych rodaków na Wschodzie, ustawę, o której mówiło się przez 18 lat, ale trzeba było dopiero Prawa i Sprawiedliwości, by ją wprowadzić. W kolejnej kadencji przeprowadzimy repatriację. Koszty to tak naprawdę tylko kilka razy więcej od kosztów referendum, które zarządził nam pan prezydent Bronisław Komorowski. Sprawa repatriacji będzie zamknięta szczęśliwie.

Ilu ludzi Prawo i Sprawiedliwość może sprowadzić do kraju? Jakie są szacunki?

Szacunki są bardzo różne. W kolejce, jak wspominałem, zapisanych jest 2800 osób. 35 tysięcy ludzi z Kazachstanu przynależy bez żadnej wątpliwości do narodu polskiego. Kolejne 300 tysięcy w tym kraju to rzymscy katolicy. Przypuszczamy, że około połowa z tych osób może być Polakami. Oczywiście, wielu Polaków zdążyło już wyjechać do innych krajów. Głęboko zawstydzające dla państwa polskiego jest to, że wielu Polaków, zawiedzionych tym, że drzwi do naszego kraju są dla nich zamknięte, wyjechało, aby być bliżej ojczyzny, do Federacji Rosyjskiej. Tam Władimir Putin stworzył im dość komfortowe, jak na ten kraj, warunki. Co więcej, może to zaszokuje naszych czytelników, ale wielu Polaków po latach czekania i braku jakiegokolwiek światełka nadziei wyjechało także na Białoruś! Aleksander Łukaszenko dał im całkiem dobre warunki przesiedlenia. A wydaje mi się, że Białoruś nie jest od Polski krajem bogatszym, a o wiele biedniejszym... Mimo tego Mińsk, mając na względzie swoją sytuację demograficzną, chętnie przyjmuje Polaków. O Polakach zapomniała tylko Polska. Tylko Polska zamyka przed nimi drzwi. Działania premier Ewy Kopacz, która w ostatnich dniach, dopiero w czasie kampanii wyborczej, uruchamia dodatkowe środki na repatriantów, wiedząc, że wszystkie inny nie zostały nigdy wykorzystane, są skrajnym cynizmem i populizmem. Gdyby pani Ewa Kopacz, a wcześniej pan Donald Tusk, chcieli przeprowadzić repatriację, to po prostu by to zrobili. Mieli 8 lat, pełnię władzy w parlamencie, prezydenta, który podpisywał praktycznie wszystko, co było mu przekazywane przez koalicję PO-PSL. Można było to zrobić. Dlaczego mówi się o tym dopiero w ostatnich tygodniach? Łatwo możemy sobie odpowiedzieć. Pamiętajmy też, że w 2010 roku złożono obywatelski projekt â  Powrótâ   ułatwiający Polakom ze Wschodu przyjazd do kraju. Decyzją Platformy i PSL projekt został w Sejmie w praktyce zamrożony czyli skierowany do podkomisji, która po prostu nie zbierała się mimo próśb posłów Prawa i Sprawiedliwości.

Z czego zdaniem pana posła wynika ta inercja rządu? To przejaw obserwowalnego też w innych dziedzinach, jak choćby polityka historyczna, wykorzenienia środowiska Platformy Obywatelskiej z polskości?

Myślę, że wiele mówią słynne słowa Donalda Tuska: "Polskość to nienormalność". Jeśli nie ma się pewnej wrażliwości, nie odczuwa się wspólnoty narodowej, to trudno mówić o jakiejś chęci do pomocy naszym rodakom na Wschodzie. Pani Ewa Kopacz ożywiała się tylko wtedy, gdy zapraszając nielegalnych islamskich imigrantów powoływała się na solidarność europejską. Tego ożywienia nie widziałem nigdy u pani premier, gdy mówiła o repatriantach, może poza jej wystąpieniem sprzed kilku dni, w trakcie kampanii wyborczej.

Dziekuję za rozmowę.