"Nie da się ustawą ani rozporządzeniem sprawić, że wszyscy ludzie zaakceptują formy "gościni" czy "adiunktka". Język jest procesem" - przekonuje na Twitterze dziennikarka Agnieszka Gozydra, odnosząc się do pomysłów kobiet z Lewicy, które domagają się, by tytułować piastowane przez nie funkcje żeńskimi końcówkami - np. marszałkini, ministerka, posłanka, redaktorka, gościni.

W piątek 20 posłanek Lewicy napisało list do szefowej Kancelarii Sejmu, w którym domagają się "uwzględnienia ich płci" w nazewnictwie dokumentów będących w obiegu Sejmu RP, ale także we wszelkiego rodzaju przedmiotach przeznaczonych do użytku parlamentarzystów. Kolejny przykład promowania przez ludzi z Lewicy swoistej feministycznej "nowomowy" miał miejsce w poniedziałek, gdy Magdalena Biejat z Lewicy stwierdziła, że będzie "gościnią" w programie „Minęła 20”.

W debacie publicznej rozgorzała na ten temat dyskusja, w której głos zabrały także kobiety, a wśród nich dziennikarka Polsatu prowadząca program "Polityka na ostro" Agnieszka Gozdyra.

"Nie da się ustawą ani rozporządzeniem sprawić, że wszyscy ludzie zaakceptują formy "gościni" czy "adiunktka". Język jest procesem. "Pani poseł" nie jest formą mniej godną od "posłanka". Osobiście wolę być "panią redaktor" niż "redaktorką". Więcej rozsądku. No i hierarchia spraw."-pisze Agnieszka Gozdyra.

"W tym przypadku "prawo do wyboru formy" oznacza próbę narzucenia innym, by mówili do pani, która tego wymaga "marszałkini" lub "gościni". Tymczasem ten ktoś może tego nie chcieć. Każda z pań może mówić o sobie, jak uważa, ale nie powinna wymagać tego od innych"-dodaje dziennikarka w kolejnym tweecie.

yenn/Tysol.pl