Kulisy śmierci „Lalka” opisał Tadeusz Płużański w książce pt „Oprawcy, zbrodnie bez kary”. Publikujemy jej fragmenty (śródtytuły pochodzą od redakcji Frondy.pl):

UB miał utrudnione zadanie w ściganiu Franczaka, bo ludzie, mimo ciągłych aresztowań, nie chcieli go wydać. Podczas przesłuchań twierdzili, że w ogóle o nim nie słyszeli; jeśli go znali, to nie widzieli go od kilku lat; obciążali siebie; potem informowali o wszystkim "Lalka". Jego konspiracyjnemu koledze Janowi Lipie z Kozic Dolnych, który przez dwa lata był wzywany do UB w Piaskach, oferowano 30 tys. złotych za wydanie Franczaka.

Za 5 tys. zł wydał „Lalka” stryjeczny brat jego narzeczonej

lata utrzymywała się wersja, że Franczaka go sąsiad - Wacław Beć, u którego ukrywał się feralnego dnia. Tak myślała rodzina i okoliczna ludność. To oskarżenie powtórzył i utrwalił na kolejne kilka lat Henryk Pająk, m.in. w książce "Uskok kontra UB". Tymczasem obciążony został niewinny człowiek. Jak wynika z akt znajdujących się w IPN SB wydał Franczaka TW "Michał". Nie był to jednak Wacław Beć, ale Stanisław Mazur - stryjeczny brat Danuty Mazur (narzeczonej "Lalka" i matki jego syna). Pozostawał poza podejrzeniami właśnie dzięki opinii mieszkańców podlubelskich miejscowości, dla których zdrajcą był Wacław Beć. Nie zmienił tego fakt, że 12 czerwca 1964 r. Sąd Wojewódzki w Lublinie skazał Becia na 5 lat więzienia za współpracę z "Lalkiem".

Z bezpieką Stanisław Mazur współpracował jeszcze długo po śmierci "Lalka". Trwała ona od przełomu 1962/63 r. do 11 maja 1967 r. TW "Michał" przekazywał m.in. informacje o nastrojach ludności wsi, w których wcześniej ukrywał się Franczak i rozpracowywał jego najbliższych współpracowników. To prawdopodobnie na podstawie donosów Mazura aresztowano i osądzono Wacława Becia. Za kapowanie dostał w sumie 12.050 zł, z tego prawie połowę - ok. 5000 zł za ustalenie miejsca pobytu "Lalka". (…)

Obława

Ostatnie chwile "Lalka" według UB: "Okrążenia zabudowań B [Becia - TMP] Wacława s. Jana dokonano z podjazdu przez grupę operacyjną ZOMO składającą się z 35 funkcjonariuszy doprowadzonych do meliny przez dwóch oficerów Służby Bezpieczeństwa. Z chwilą okrążenia zabudowań b. [bandyta - TMP] Franczak wyszedł ze stodoły, pozorując gospodarza rozważał możliwość wyjścia z obstawy, a gdy został wezwany do (nieczytelne) chwycił za broń - pistolet, z którego oddał kilka strzałów. W tej sytuacji grupa likwidacyjna ZOMO przystąpiła do likwidacji. Franczak mimo wzywania go do zdania się podjął obronę i wykorzystując słabe punkty obstawy pod osłoną zabudowań wycofał się około 300 m. od meliny, gdzie podczas wymiany strzałów został śmiertelnie ranny i po kilku minutach zmarł".

- Kiedy usłyszałam strzały, wyjrzałam przez okno - opowiada Helena Misiura, sąsiadka. - Bałam się o wnuki, które bawiły się przed domem. Zobaczyłam Józka, jak biegł przy naszym płocie. W jednej ręce miał teczkę, w drugiej pistolet. Nagle zachwiał się, złapał pod bok i wyciągnął koszulę ze spodni. Przeskoczył jeszcze przez żywopłot i zaległa cisza. Śmiertelny strzał musiał paść zza lipy. Za chwilę podniosły się krzyki: "Jest, jest". Ze wszystkich stron, od drogi, z lasu wylegli ludzie. Jedni byli w mundurach i płaszczach, drudzy w kufajkach i po cywilnemu. Potem podjechały trzy samochody i karetka. Myśleliśmy, że to po Józka, ale zabrali jakiegoś zabitego milicjanta.

- Józek upadł pod naszym domem. Jakiś człowiek podbiegł do niego i darł się, żeby rzucił broń, a on już nie żył - mówi Michalina Misiura, ciotka Heleny. - Potem pilnował go jakiś milicjant. Niektórzy ludzie, którzy przychodzili obejrzeć Józka, kopali go i dowcipkowali: może chcesz jabłko albo papierosa?

Ciało bez głowy

W sekcji zwłok przeprowadzonej przez biegłego lekarza czytamy: "Rany postrzałowe klatki piersiowej i jamy brzusznej, z następnym uszkodzeniem serca, wylewem krwawym do jamy opłucnej, uszkodzeniem wątroby, przepony i płuca lewego. Biorąc pod uwagę wyniki sekcji zwłok należy przyjąć, że przyczyną zgonu denata była rana postrzałowa serca".

Czesława Kasprzak, siostra „Lalka”: - Po pół godzinie przyjechał prokurator [Antoni Maślanko, wiceprokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Lublinie - TMP]. Milicjanci podświetlili latarkami ciało.

Prokurator spytał, czy to "Lalek". "Przecież wiecie, kogo zamordowaliście" - odpowiedziałam. Maślanko zapewniał, że wyda nam ciało Józka.

O godz. 21. martwego "Lalka" przewieziono do Akademii Medycznej w Lublinie. Został pochowany potajemnie, tak jak jego koledzy z partyzantki, na cmentarzu przy Unickiej. Po czterech dniach, w nocy, rodzina wykopała ciało.

- Widok był straszny. Józek leżał nagi, bez głowy - opowiada Czesława Kasprzak. "Powołując się na pismo prokuratury z dnia 24 października 1963 roku i na ustną rozmowę z dr. Iwaszkiewiczem proszę o zdjęcie głowy ze zwłok Józefa Franczaka". Podpisał podprokurator powiatowy (…) – pisze Tadeusz Płużański.

Fot. Archiwum IPN Lublin

JW