Dzisiaj Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim ogłosi wyrok w sprawie byłego dziennikarza Kamila Durczoka, który w 2019 r., prowadząc samochód pod wpływem alkoholu, spowodował kolizję drogową. Prokuratura żąda wymierzenia Durczokowi kary 2,5 roku pozbawienia wolności.
Durczok (który zgodził się na podawanie nazwiska) przyznał się w procesie do prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu. Nie przyznał się jednak do sprowadzenia swoim zachowaniem bezpośredniego zagrożenia katastrofą w ruchu lądowym.
Durczok w śledztwie tłumaczył, że w 2019 roku przeżywał trudny okres w życiu zawodowym i osobistym. Wyjechał na Hel, aby odpocząć. W trakcie pobytu na Helu, jak sam wyjaśnił, spożywał dużo alkoholu.
Podczas wieczoru i w noc poprzedzającą powrót pił białe wino, piwo i whisky. Przed powrotem wypił jeszcze jedno duże piwo i pół drugiego.
Następnie w towarzystwie kobiety wyruszył jako kierowca w drogę do Katowic. W jego krwi wykryto 2,9 promila alkoholu oraz ślady substancji będących składnikami leków o działaniu przeciwlękowym i uspokajającym.
Zgodnie z wersją ustaloną przez prokuraturę, Durczok przejechał 370 kilemetrów autostradą z prędkością 140 km/h. Następnie utracił panowanie nad samochodem i uderzył w pachołki, jadąc z prędkością 96 km/h przy obowiązującym ograniczeniu do 70 km/h.
- Dziś z całą ostrością i wyrazistością dociera do mnie fakt, jak bardzo niewytłumaczalne i nie do usprawiedliwienia było to zdarzenie. To się zwyczajnie nie miało prawa zdarzyć, ale się jednak zdarzyło. Staję przed wysokim sądem z pełną świadomością tego, że za to, co zrobiłem, muszę ponieść karę, powinienem ją ponieść i tę karę poniosę - mówił w sądzie Durczok.
W trakcie spowodowanej przez byłego dziennikarza kolizji nikt nie ucierpiał.
Obrońca Durczoka, wskazując na opinie biegłych, podważał zarzut dotyczący zagrożenia powstania katastrofy w ruchu lądowym. Nie negował jednak przyznania się dziennikarza do prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu.
jkg/pap