Anis Amri, domniemany sprawca zamachu w Berlinie z 19 grudnia, cztery dni później we Włoszech miał ze sobą ten sam pistolet, z którego zastrzelono Łukasza Urbana, polskiego kierowcę.

Ustalili to prowadzący śledztwo w sprawie wymiany ognia pod Mediolanem, w której zginął Amri.

Do wymiany ognia doszło około drugiej w nocy 23 grudnia przed budynkiem dworca kolejowego w miejscowości Sesto San Giovanni pod Mediolanem.

Poproszony o przedstawienie dokumentów mężczyzna, wyjął pistolet i oddał kilka strzałów do członków policyjnego patrolu, raniąc jednego z funkcjonariuszy. Sam zginął w czasie krótkiej wymiany ognia.

Prowadzący dochodzenie w sprawie incydentu ustalili, że 24-letni Tunezyjczyk miał ze sobą tę samą broń, z której strzelano do Łukasza Urbana. Zamachowiec strzelił do Polaka, żeby ukraść jego ciężarówkę i wykorzystać ją do zamachu na świąteczny jarmark w Berlinie.

Niemiecka prokuratura potwierdziła, że Amri oddał strzał do Urbana gdy ten czekał na rozładunek swojej ciężarówki w przemysłowej dzielnicy miasta. Strzał został oddany z tej samej broni, którą później znaleziono przy zamachowcu.

Niemiecka prokuratura federalna podała, że w momencie ataku polski kierowca siedział na fotelu pasażera. W kabinie ciężarówki odkryto też łuskę, która pasuje do pistoletu znalezionego przy Tunezyjczyku.

Śledczy podali ponadto, że tuż po zamachu Amri został nagrany przez kamerę monitoringu zainstalowaną na położonej nieopodal stacji kolejowej. Mężczyzna miał nawet celowo spojrzeć w obiektyw i pokazać gest charakterystyczny dla zwolenników Państwa Islamskiego.

W ataku zginęło 12 osób, w tym polski kierowca, który został zastrzelony przez zamachowca, a około 50 zostało rannych. Zdaniem niemieckich śledczych ciężarówką kierował Tunezyjczyk Anis Amri. 24-latek został zastrzelony przez policjantów pod Mediolanem.

Do zamachu przyznało się Państwo Islamskie, któremu Amri przysiągł wierność na nagraniu opublikowanym przez propagandową agencję dżihadystów Amak.

JJ/IAR