Ostatnia seria porażek (Rybnik, Podkarpacie, a teraz Elbląg) pokazała, że jednak ma, w dodatku na jej pogromcę wyrosła partia już dawno przez ogromną część autorytetów medialnych i wsłuchanej w nie opinii publicznej spisana na straty. W tej chwili najważniejszą sprawą jest utrzymać tę tendencję, co może się okazać bardzo trudne, zwłaszcza w sytuacji, kiedy przyboczni prezesa Kaczyńskiego najpierw mówią, a dopiero potem (jeśli w ogóle) myślą...

Konkretnie to rozchodzi mi się o słowa Adama Hofmana wygłoszone na antenie radia TOK FM: „Przekonać wyborców może być coraz trudniej, bo widać, że po Elblągu apetyt PiS na władzę rośnie. Pamiętam Donalda Tuska, jak z prezesem Kaczyńskim po raz pierwszy pojechaliśmy do Elbląga. Jarosław Kaczyński powiedział o tym marzeniu – czwartym porcie. Że do tego trzeba wrócić. Pamiętam, jak Donald Tusk powiedział, że powinniśmy ochłonąć, wykąpać się w Zalewie Wiślanym. Odpowiem Donaldowi Tuskowi, żeby się po tych wyborach wykąpał w Wiśle, bo idziemy po Hannę Gronkiewicz-Waltz”. Niby nic takiego, słowa dumnego zwycięzcy zapowiadające dalsze lanie drużynie przeciwnika. Problem w tym, że zwycięstwo w samorządowych wyborach na prowincji (bardzo przepraszam, jeżeli uraziłem Elblążan, ale w porównaniu z tym, jak wyborcy i politycy postrzegają Warszawę każde miasto prócz niej jest prowincją) to ani nokaut, ani chwilowe zamroczenie przeciwnika. To tylko kilka punktujących ciosów, po których zmobilizuje on siły by podjąć dalszą walkę – dodatkowe rozjuszanie go buńczucznymi słowami naprawdę nie ma żadnego sensu, wręcz przeciwnie, działa odwrotnie od zamierzeń.

Elbląskie wybory udowodniły, że straszenie powrotem mrocznych czasów premiera Kaczyńskiego nie przynosi już tego efektu co dawniej. Część wyborców zapomniała już o słynnych konferencjach ministra Ziobry, część przekonała się, że zamordyzm jaki panował wtedy był sielanką w porównaniu do tego, co dzieje się dziś, a jeszcze inni mają to głęboko gdzieś – interesuje ich tylko i wyłącznie odsunięcie od władzy nieudaczników pod wodzą Słońca Peru. Została jednak spora liczba takich, dla których Prawo i Sprawiedliwość to synonim wszelkiego zła a Jarosław Kaczyński to szatan we własnej osobie – oni po słowach Hofmana „idziemy po Hannę Gronkiewicz-Waltz” i platformianej klęsce w Elblągu zmobilizują się co może (zwłaszcza jeżeli twardy elektorat PiS w stolicy spocznie na laurach) doprowadzić do referendalnej klapy.

Jerzy Wilk, a wraz z nim cały PiS, ma jeszcze jeden kłopot, który co prawda na warszawskim referendum się nie odbije, ale może znacznie zmniejszyć szanse partii Jarosława Kaczyńskiego w najbliższych wyborach samorządowych i parlamentarnych – obietnice, które przed wyborami złożyli Elblążanom. Przekopanie Mierzei Wiślanej i całkowite zlikwidowanie bezrobocia w mieście to nie jakieś tam, nic nie znaczące gadanie, ale konkrety, których zrealizować – moim skromnym zdaniem – w najbliższej przyszłości się zwyczajnie nie da. A właśnie z tego będzie PiS, pod naciskiem (słusznym) mediów, rozliczany. Szczęśliwym trafem (wbrew pozorom) nie udało się zdobyć większości w radzie miasta, dzięki czemu prezydent Wilk i jego partyjni koledzy będą mogli ze stoickim spokojem rozłożyć ręce twierdząc, że oni chcieli, starali się, ale radni Platformy i SLD rzucali im pod nogi kłody. Jeżeli zostanie to dobrze rozegrane, to brak realizacji obietnic i bezradność może zadziałać na korzyść PiS w kolejnych wyborach – ale to już temat na zupełnie inną opowieść, raczej z gatunku Science Fiction... Chociaż? Kto wie, są przecież na niebie i ziemi rzeczy, które nie śniły się filozofom. Mądry, myślący elektorat nie dający się wodzić za nos mediom też może przecież gdzieś istnieć...

P.S.: Tak na marginesie – przyszło mi do głowy, że za tzw. taśmami prawdy, które wypłynęły w Elblągu wcale nie musi stać nikt z PO, wręcz przeciwnie, przecież one zadziałały właśnie na korzyść Prawa i Sprawiedliwości: raz, że pokazały jakich to nikczemnych sposobów chwyta się Platforma by osłabić notowania przeciwników, a dwa, że storpedowały możliwą koalicję PiS – SLD. Jeżeli stał za nimi, co podejrzewam cicho, ktoś z PiSowskiej centrali to czapka z głowy – Machiavelli mógłby mu czyścić buty...

Alexander Degrejt