W ostatnich tygodniach przynajmniej trochę można było sobie wmawiać, że sytuacja na wschodniej Ukrainie już jakoś się uspokoi. Obecni tamobserwatorzy OBWE praktycznie codziennie informowali stamtąd o starciach - czytamy na "Deutsche Welle".

Teraz zakończył się ten iluzoryczny spokój. Wspierani przez Rosję separatyści z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej rozpoczęli ofensywę wzdłuż ważnej drogi dojazdowej na zachód. Może to być przygotowaniemdo nowej dużej ofensywy.

Mówi się o porażce

Jeszcze nikt nie chce mówić o fiasku rozejmu z Mińska, który cztery miesiące temu wynegocjowano w stolicy Białorusi. Mówi się o porażce i naruszeniu porozumień. Zachodni politycy wyrażają zaniepokojenie i ostrzegają przed nową spiralą przemocy.

Postępują właściwie tak od samego początku konfliktu. I wydaje się, że ciągle zamykają oczy na rzeczywistość. Czy ustalenia z Mińska można w ogóle wdrożyć? Czy ten plan pokojowy nie jest tylko skrawkiem papieru w sytuacji, kiedy obie strony konfliktu nie okazują żadnego zainteresowania poczynionymi ustaleniami?

Bardzo wąskie pole działania

Kruchy rozejm i częściowe wycofanie ciężkiego sprzętu są jedynymi ustaleniami z Mińska, których strony konfliktu trzymały się w ubiegłych miesiącach do pewnego stopnia. Lecz dotychczas ani separatyści, ani też Kijów nie podjęli poważnej próby nawiązania dialogu. Ukraiński rząd nie chce uznać samozwańczych „Republik Ludowych” za partnerów do rozmów.

Tylko dzięki przemocy oraz politycznemu i militarnemu wsparciu Rosji ludziom tym udało się przejąć władzę. Separatyści żądają „Noworosji” i to na ukraińskim terytorium. Jak można w tej sytuacji dojść do porozumienia, zważywszy na to, że porozumienia z Mińska przewidują zachowanie integralności terytorialnej przez Ukrainę.

Utajona wojna

Rosja do dzisiaj przeczy, że jest stroną konfliktu w wojnie. Ale przecież na Ukrainie mamy de facto do czynienia z rosyjską inwazją. Rosyjscy żołnierze wzięci zostali tam do niewoli, wielu z nich zginęło na ukraińskim terytorium.

Temat ten jest tak kontrowersyjny, że niedawno uchwalono w Rosji nową ustawę. Zakazuje ona publicznego informowania o okolicznościach śmierci żołnierzy rosyjskich sił zbrojnych. Są to środki powzięte w celu zapewnienia poufności informacji – jakby Rosja faktycznie znajdowała się w stanie wojny. A przecież tak jest. Jeszcze niedawno oglądaliśmy długie konwoje rosyjskich czołgów, kierujących się w stronę Ukrainy. Zostały sfotografowane przez dziennikarzy.

Konieczne kolejne sankcje

Wiele okoliczności wskazuje na przygotowywania na wschodniej Ukrainie wielkiej ofensywy. Gdyby do niej doszło, porozumienie z Mińska stałoby się makulaturą. Zamykanie oczu w takiej sytuacji nie jest konstruktywne. Nic nie wskazuje na to, że będzie można odwieść Moskwę i prorosyjskich separatystów od planów wojennych. W takiej sytuacji nie uda się przywrócić pokoju. Ukraińcom nie pozostaje nic innego jak artykułować ostrzeżenia i zbroić się w sytuacji tego „kolosalnego zagrożenia”, jak sformułował to prezydent Petro Poroszenko w swoim płomiennym przemówieniu w Kijowie na forum parlamentu.

W związku z kryzysem na Ukrainie uwaga wszystkich skierowana jest na szczyt państw grupy G7 w Niemczech. Czy to niedobrze, że nie będzie Rosji na tym spotkaniu? Także kilku niemieckich polityków wyraziło podobną opinię. Ale w tej sprawie nie mają racji. Nie można ponad głowami Ukraińców rozmawiać w bawarskim zamku Elmau z przywódcą Kremla Władimirem Putinem. G7 nie jest po prostu adekwatnym formatem do poszukiwania rozwiązania tego konfliktu.

Dialog bez alternatywy

Spotkanie na zamku Elmau może jednak posłużyć do ustalenia strategii dalszego postępowania Zachodu wobec Rosji. Słuszne jest utrzymywanie z Kremlem dyplomatycznego dialogu. Także w sprawie kontynuowania procesu z Mińska. Chociaż trudno mówić o jego realizacji. Nie ma bowiem do niego żadnej alternatywy - poza wojną.

Rosji trzema jednocześnie uświadomić, że konsekwencją każdej kolejnej eskalacji konfliktu będzie niechybnie drastyczne zaostrzenie sankcji. Nie pomoże zamykanie oczu na to, co się dzieje.

Bernd Johann - Deutsche Welle