Natura, biologia w tym kontekście staje się niczym innym jak tylko nikłą formą. Foremką różniącą się jedynie wyglądem. Tak jak niema znaczenia czy ciasto wlejemy do foremki prostokątnej czy okrągłej, dla genderystów niema znaczenia czy ktoś się rodzi w „formie” kobiety czy mężczyzny. Nic z tego nie wynika. Wyzuwa więc z tożsamości naturę i biologię kobiety. Jej siłę sprawczą, jej dumę przyrodzoną. Bo przecież nie forma mówi o tożsamości ale treść. To że w tym „cieście” są inne składniki, często, i mówię to jako mężczyzna, o wiele lepsze składniki. Właśnie ta przyrodzona godność te inne składniki, nadają kobiecie tożsamość. Instynkt macierzyński, który nie jest kulturowo wypracowany, a jedynie przez kulturę wzmocniony jest tego dobitnym przykładem. Przyjmując punkt widzenia nawet skrajnie darwinowski, że człowiek jest niczym innym jak zwierzęciem, lepiej wyewoluowanym, to instynkt macierzyński, rodzenie potomstwa, jest sprawą jak najbardziej biologiczną dającą szansę na przedłużenie gatunków. „Samica homo sapiens” (przepraszam za użycie takich słów, ale nie zapominajmy że w tej chwili idziemy tokiem rozumowania skrajnych darwinistów, ludzi dla których człowiek jest niczym więcej jak dobrze rozwiniętym zwierzęciem) z uwagi na to iż jej młode, których jest karmicielką, są nieporadne i przez wiele lat zależne od matki implikuje to wytworzeniem się społecznej roli matki, czy tego chce czy nie. Dlatego, że samica homo sapiens staje się zajęta ochroną i pielęgnacją młodych, stado staje się (głównie samce w tym przypadku) jej podporą i ochroną. A człowiek jako istota z natury monogamiczna, łączączy się w pary tak więc naturalną osłoną dla matki staje się samiec homo sapiens. Pomijając że biologia wyposażyła samca w większą siłę i agresywność potrzebną do obrony i polowania.

Wróćmy jednak teraz do normalnego postrzegania człowieka jako istoty wyższej, uduchowionej. W filozofii gender staje się ona nie tylko wyzuta z naturalnych biologicznych tożsamości. Głownie mam na myśli kobiety które najwięcej tracą z wyzucia ich tożsamości biologicznej, z ich cząstki „elementarnej”. Jednak sfera kultury (którą, myśliciele genderowi chcą odrzucić i zbudować nową ten osławiony „Nowy „Wspaniały” Świat”) jest również istotą tożsamości. Zbudowaną nie tylko na latach doświadczeń, pokoleniach innych „twórców” i „użytkowników” kultury. Nie jest jedynie wypracowywanym dziedzictwem. Jest kodem w obrębie jakiego porusza się nasza biologia nasza natura. Wyzucie z kultury jest niczym innym jak wyrzuceniem z obrębu tożsamości. A człowiek bez tożsamości kulturowej bez kodu, gubi się w odczytywaniu siebie i świata. Do tego jak dołożymy wyzucie z fizyczności daje to zagrożenie, nie tylko duchowe ale fizyczne. Bez tożsamości biologicznej i kulturowej człowiek staje się naprawdę niczym więcej niż hodowlane zwierze, hodowane dla korzyści albo uciechy hodowców. Staje się przedmiotem. Właśnie to filozofia gender wyjaławiając z biologiczności i kultury przedstawia kobiety jako nic innego ale przedmiot. Kobiecość staje się figurą skrajnie retoryczną, a nie rzeczywistą. Jest przedmiotem, tak jak sukienka którą można wyrzucić. Nikt tak nie traktuje przedmiotowo kobiet jak genderyści i wspierające je środowiska. Stają się one niczym więcej jak zabawką „widzi mi się”, niewolnicami zachcianek.

Należy zrobić wszystko ażeby bronić kobiety, stać na straży ich czci i godności. Nie można pozwolić na uprzedmiotowienie ich. Gender jest kłamstwem ubranym w zbroję prawdy. Jest podstępem ubranym w płaszcz szczerości. Jest złem ubranym w tunikę dobra. Jest jak wilk w owczej skórze, jak lekarstwo które zabija. Musimy powiedzieć temu szaleństwu spętanych umysłów stanowcze NIE!

Tomasz Pysiak