Po błyskotliwej wypowiedzi Ewy Wójciak, która określiła papieża imieniem męskiego organu popularnym wśród koneserów najtańszych trunków przyszedł czas na kolejne autorytety, przerażone faktem, że papieżem po raz kolejny został katolik, mężczyzna a w dodatku duchowny, który w herbie ma IHS zamiast tęczowej flagi. To naprawdę musi wśród środowisk związanych z lewą stroną mocy musi budzić grozę, zwłaszcza, że tłum witający nowego „szefa wszystkich katolików” na Placu Świętego Piotra znacznie przewyższał liczebnie zgromadzonych na paradach równości zwolenników pracy tłoka w rurze wydechowej. Na wszystkich paradach równości razem wziętych.

Artur Domosławski, reporter specjalizujący się w tematyce Ameryki Łacińskiej (sam tak się przedstawia na swoim blogu na portalu Polityka) pisze wprost, że episkopat Argentyny poparł juntę i ideologię „odnowy narodowej” (którą porównuje do ideologii nazistowskiej) „w obronie przed marksizmem” a jednym z dowodów potwierdzających tę współpracę ma  być to, że kardynał Bergoglio temu zaprzeczył. Aż bije po oczach reporterskie umiłowanie faktu i rzetelność w przekazywaniu informacji. Takie potwierdzenie przez zaprzeczenie często zresztą bywa dla ludzi lewicy dowodem, Anna Grodzka na przykład też zaprzecza, jakoby była mężczyzną, co jest jedynym dowodem jej kobiecości.

Adam Szostkiewicz, kolega z łamów Domosławskiego, niby z sympatią pisze: „Coś w tym antykomunizmie nowego papieża musiało być, gdyż watykaniści uważają go za sympatyka prawicowego ruchu katolickiego >>Comunione e liberazione<<...”. Niby z sympatią, bo akapit wcześniej możemy przeczytać: „Mniej entuzjazmu wzbudza życiorys. W najbliższym czasie, i to chyba bez czekania na unaugurację pontyfikatu, Watykan musi się szykować na ciężki ostrzał ze strony obrońców praw człowieka w Argentynie i na świecie. Trzeba będzie szczegółowo i wiarygodnie wyjaśnić, jak zachowywał się Bergoglio za czasów argentyńskiej junty wojskowej”. Ciekawe, czy pan Szostkiewicz tak samo szczegółowo i wiarygodnie pragnie wyjaśniać przeszłość innego Argentyńczyka, Ernesto Guevary, zwanego pieszczotliwie „Che”.

Niestety, światowa lewica nie mówi jednym głosem, a jeden z jej prominentnych przedstawicieli, Adolfo Perez Esquivel (laureat pokojowej nagrody Nobla, którą otrzymał za zaangażowanie w obronę praw człowieka w Ameryce Łacińskiej) wprost zaprzeczył pomówieniom papieża Franciszka o współpracę z wojskowym reżimem: „Byli biskupi, którzy współpracowali z dyktaturą, ale nie kardynał Bergoglio” - powiedział w wywiadzie udzielonym stacji BBC - „On nie miał powiązań z dyktaturą. (…) Franciszek jest oskarżany o to, że nie udało mu się uzyskać od władz uwolnienia dwóch księży jezuitów, ale ja wiem, że wielu biskupów i księży starało się o uwolnienie więźniów, ale im się to nie udawało”. Czyżby pan Esquivel nie otrzymał na czas okólnika? Niedobrze to świadczy o organizacji pracy wśród działaczy lewicowych, oj niedobrze...

Jak to zatem jest z tą współpracą? Argentyńczyk zajmujący się obroną praw człowieka, który był bardzo blisko tamtych wydarzeń twierdzi, że żadnej współpracy nie było, a nasi jaśnie oświeceni dziennikarze uważają, że wręcz przeciwnie, że była. Komu wierzyć? Cóż, ja mimo wszystko oprę się na źródłach mających wiedzę bezpośrednią a znawcom wylewającym swoje żale w moim ojczystym języku powiem krótko: dowody, panowie, dowody!

 

Alexander Degrejt