Prezerwatywy wśród słodyczy

Korzystając z usług takich stacji paliwowych, jak PKN Orlen czy Lotos, do których zdążyła już dotrzeć „dobra zmiana”, narażamy siebie i swoje dzieci na nieprzyjemne chwile. Tuż przy kasach, w pobliżu słodyczy, w zasięgu ręki dzieci, w kolorowych, krzykliwych opakowaniach, które często do złudzenia przypominają opakowania batonów, gum czy lizaków, znajdują się bowiem pudełka z prezerwatywami. Niejednokrotnie dochodzi więc do wzięcia ich przez dzieci za słodycze. W takich chwilach nie tylko rodzice o światopoglądzie chrześcijańskim są skonsternowani i zbulwersowani zaistniałą sytuacją. Zmusza się ich bowiem do tłumaczenia swoim kilkuletnim pociechom, co właściwie wzięły do ręki.

Stacja paliwowa PKN Orlen
 

Z podobnym eksponowaniem środków antykoncepcyjnych, jak na stacjach paliwowych, spotkałem się  m.in. w Biedronce i Super-Pharmie, w której widziałem kiedyś przy kasie pudełka z prezerwatywami leżące pomiędzy Tic Tacami a wodą toaletową dla dzieci ze Świną Peppą. W Lidlu z kolei, opakowania z 12 owocowymi prezerwatywami o smaku truskawkowym, waniliowym, cytrynowym i bananowym leżały tuż nad gumą do żucia. Ten seksualny ekshibicjonizm nie tylko  łamie dziecięcą niewinność, przesuwając u dzieci granicę wstydu, ale stoi również w jawnej sprzeczności z prawem rodziców do wychowania swoich dzieci zgodnie z wyznawanym przez siebie światopoglądem. Jest to więc nic innego, jak swego rodzaju dyskryminacja rodziców o światopoglądzie chrześcijańskim.

Nachalność w eksponowaniu środków antykoncepcyjnych urąga wszelkim standardom europejskiej cywilizacji. Eksponowanie prezerwatyw tuż przy słodyczach, między Mentosami a Snikersem, jest zresztą nie tylko świadectwem odejścia od chrześcijańskich wartości w sferze publicznej, ale również świadczy o upadku dobrych obyczajów. Warto bowiem wspomnieć, że nawet w aptekach środki antykoncepcyjne nie są eksponowane tak nachalnie, jak na stacjach paliwowych czy w supermarketach. Działania farmaceutów są całkowicie zrozumiałe. Istnieją bowiem granice dobrego smaku, których nie należy przekraczać i obyczaje, których należy przestrzegać.

Decyzja o tym, co i jak jest eksponowane w danym punkcie sprzedaży zależy od polityki sprzedaży danego koncernu paliwowego. Potwierdzają to zresztą słowa redaktora naczelnego tygodnika „Newsweek Polska” Tomasza Lisa, który w lipcu 2016 roku narzekał, iż  na należących do firmy PKN Orlen stacjach paliwowych zaczęto w ostatnim czasie gorzej eksponować „Newsweeka” i „Gazetę Wyborczą”. Jednocześnie z tym, poprawiła się ekspozycja pism o profilu prawicowym. Jeżeli można stosować takie roszady w eksponowaniu gazet i czasopism, to można również usunąć opakowania z prezerwatywami z zasięgu wzroku dzieci.

Niedawno, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej Trójmiasto" Mikołaj Chrzan, bulwersował się obecnością na jednej ze stacji paliwowych Lotosu gazety „Tajne historie świata", która zawierała „czysto antysemickie treści". Dziwił się on w swoim artykule, jak w ogóle jest możliwe, że „Lotos, państwowy koncern, spółka z ambicjami międzynarodowymi (działalność m.in. w Norwegii i na Litwie) chce zarabiać na dystrybucji antysemickich materiałów? Tego nie tłumaczy nawet „dobra zmiana”, która obsadziła wszystkie państwowe spółki, także Lotos". Mikołaj Chrzan rozważał wówczas nawet bojkot stacji gdańskiej firmy. Zrezygnował z tego pomysłu, gdy na jego alarmujący artykuł natychmiast zareagował Lotos, który napisał w oświadczeniu, że „Spółka podjęła decyzję o wycofaniu tego czasopisma z dystrybucji i sprzedaży w sieci LOTOS". W przypadku eksponowania prezerwatyw w pobliżu słodyczy na stacjach tego koncernu paliwowego można zadać podobne pytanie do tego, jakie sformułował Mikołaj Chrzan w przypadku „Tajnych historii świata”, a mianowicie: „Jak Lotos, państwowy koncern, spółka z ambicjami międzynarodowymi (działalność m.in. w Norwegii i na Litwie) chce zarabiać na dystrybucji prezerwatyw znajdujących się w zasięgu dłoni dzieci?”. Zobaczymy, czy w tej sprawie Spółka zadziała równie błyskawicznie, jak w przypadku reakcji na artykuł w „Gazecie Wyborczej”.  

Warto wspomnieć, że zaraz po tym, jak w rocznicę wybuchu Powstania warszawskiego w reklamie napoju energetycznego Tiger pojawiło się hasło: „Chrzanić to, co było, ważne to, co będzie” sieci Lotos i Orlen wycofały ten napój ze sprzedaży na swoich stacjach. Jak widać, wszystko zależy od dobrej woli.  

Wyznaczony na funkcję prezesa PKN ORLEN Wojciech Jasiński powinien udowodnić, że przynależność do PZPR była w jego życiu okresem błędów i wypaczeń, i nie podąża dzisiaj drogą światopoglądową wytyczoną przez tę komunistyczną partię. Zresztą, czy w czasach słusznie minionych, w państwowych sklepach i na cepeenach prezerwatywy leżały kiedykolwiek obok Prince Polo, Polo Cockty i oranżady? Śmiem w to wątpić.

Mimo że wynalazcą prezerwatyw z lateksu był urodzony w Koninie chemik polsko-żydowskiego pochodzenia, Israel Fromm, to jednak eksponowanie prezerwatyw na stacjach paliwowych przy słodyczach raczej nie jest podyktowane patriotyzmem i dumą z pochodzącego z Polski wynalazcy, ale ma podłoże czysto finansowe. Jeżeli jednak państwowe spółki muszą już sprzedawać na swoich stacjach prezerwatywy, to powinny to chociaż robić w sposób cywilizowany, a więc z poszanowaniem prawa rodziców do wychowania swoich dzieci zgodnie z wyznawanym przez siebie światopoglądem. Od kogo, jak od kogo, ale od spółek należących do Skarbu Państwa powinno się wymagać przestrzegania oraz wyznaczania kulturowych i biznesowych standardów. 

Część większego problemu

Eksponowanie prezerwatyw w pobliżu słodyczy na wysokości wzroku dziecka, to jedynie część większego problemu  - kapitulacji państwa w wojnie z seksbiznesem. Oto garść przykładów. Otóż, w Warszawie nadal bez żadnych przeszkód wkładane są za wycieraczki samochodowe ulotki z reklamującymi agencje towarzyskie roznegliżowanymi prostytutkami. Nadal do wulkanizacji opon, skorzystania z automyjni czy  zakupu napojów energetycznych zachęcają potencjalnych klientów skąpo odziane niewiasty w bardzo jednoznacznych pozach. Wciąż na wystawach sexshopów, które w drodze do przedszkola czy szkoły mijają dzieci eksponowane są wibratory, erotyczna bielizna i pejcze. Wciąż po godz. 23 można obejrzeć w telewizji regularne porno. Nadal również można kupić w kioskach i na stacjach paliwowych pisma pornograficzne. To zresztą wielokrotnie prowadziło do brania przez ludzi spraw we własne ręce. Tak było chociażby w Stalowej Woli, Słupsku, Koszalinie i w Gdańsku, gdzie rodzice protestowali przeciwko eksponowaniu treści pornograficznych w miejscach widocznych dla dzieci. W ostatnim czasie w saloniku prasowym Ruchu w Poznaniu, pisma pornograficzne znajdowały się zaś nie tylko na wysokości wzroku dzieci, ale również nieopodal napojów Kubuś.

"Tajlandyzacja" polskich miast

W dniu 14 czerwca 2017 roku w poznańskim Sądzie Okręgowym ruszył  proces przeciwko firmom prowadzącym kluby go-go na Starym Mieście w Poznaniu. Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak uznał bowiem, że natarczywe nagabywanie mieszkańców miasta i turystów do skorzystania z oferty klubów go – go, wprawia ludzi w zakłopotanie i psuje wizerunek miasta. Władze Poznania domagają się w związku z tym zaprzestania tego typu działalności. Podobne sprawy toczyły się już m.in. we Wrocławiu i Gdańsku, ale powództwa w tym zakresie były, niestety, oddalane. Jak widać, państwo polskie przegrywa z „tajlandyzacją” centrów polskich miast, w których to hostessy z parasolkami w ręku bez przeszkód nagabują mężczyzn na skorzystanie z usług pań z klubów ze striptizem. W tej materii państwo polskie wciąż więc działa tylko w teorii.

Porno-reklamy w przestrzeni publicznej

Według szacunków Megapanel PBI/Gemius, tylko we wrześniu 2013 roku, kiedy była prowadzona kampania strony z obsceniczną i wulgarną pornografią showup.tv, weszło na nią ponad 140 000 dzieci w wieku od 7 do 14 lat. Niedawno showup.tv ponowił podobną akcję reklamową na ulicach polskich miast. Reklamy pojawiły się w Warszawie na niektórych autobusach oraz taksówkach. Jak informowało Stowarzyszenie Twoja Sprawa, które wzywało Polaków do protestu przeciwko porno-reklamom, kampania showup.tv jest dla dzieci niebezpieczna i ogromnie szkodliwa. Sprawy tej nie należy bagatelizować, gdyż w świetle obowiązującego w Polsce prawa, dzieci mogą dzisiaj wchodzić na strony pornograficzne za pomocą swoich smartfonów bez żadnych ograniczeń. Mogą zresztą natknąć się na treści pornograficzne nie tylko na stronach stricte oferujących filmy pornograficzne, ale również nawet na Twitterze. Jak widać, w kwestii dostępności pornografii w polskim Internecie mamy dzisiaj do czynienia z wolną amerykanką.

Porno w telefonie dziecka

Jak podawało w 2016 roku Stowarzyszenie Twoja Sprawa:

 „Po wpisaniu w przeglądarkę słowa „sex” na dzieci czeka wyłącznie: „najostrzejsze porno”, „porno orgie”, „sex oralny”, „sex analny”, „sex gry”, „sex galerie”, „chętne nastolatki”, „gotowe mamuśki” itd. Powyższe przykłady nie należą do najbardziej drastycznych. Według badań ponad połowa polskich gimnazjalistów przyznaje, że z treściami pornograficznymi zetknęła się po raz pierwszy w wieku 11 lat lub wcześniej. Prawie połowa polskich chłopców w wieku gimnazjalnym przyznaje się do regularnego kontaktu z pornografią, co siódmy ogląda ją codziennie. Dorasta w Polsce pokolenie chłopców, którzy seksualności i stosunku do kobiet uczą się z obrazów, gdzie przedmiotowe traktowanie, wyzwiska i upadlanie kobiety są na porządku dziennym.

Specjaliści przyznają, że w naszym kraju z uzależnienia od pornografii leczone są już ośmiolatki. Tak właśnie wygląda dziś polska internetowa rzeczywistość. Ostra pornografia w zasięgu ręki na telefonie, tablecie, w telewizorze, w konsoli do gier, nowoczesnym zegarku. Dostępna 24 godziny na  dobę, dla każdego, bez żadnych ograniczeń. Seks pełen przemocy, wulgarny, zwierzęcy, odrealniony, nie mający już żadnego związku z miłością, bliskością, intymnością”.

Według zleconego przez brytyjski urząd ubiegłorocznego raportu, aż 53% chłopców od 11-tego do 16-tego roku życia uważa, że pornografia pokazuje seks w sposób prawdziwy. Pornografia kształtuje więc wśród młodych ludzi fałszywe wyobrażenia na temat współżycia seksualnego oraz buduje u nich wypaczony obraz kobiety. Ofiarami pornografii stają się przez to nie tylko mężczyźni, ale również same kobiety. Według brytyjskich naukowców związki chłopców regularnie oglądających pornografię są bowiem nie tylko o wiele mniej stabilne i bardziej narażone na rozpad, ale również mają oni w dorosłym życiu problemy z erekcją oraz traktują kobiety w sposób przedmiotowy - jako seksualne zabawki, mające zaspokoić ich najbardziej perwersyjne fantazje. Takie osoby częściej także upokarzają kobiety i stosują wobec nich przemoc, a także częściej wykorzystują seksualnie dzieci.

Pornografia jak narkotyk

Według neurobiologa dr Donalda Hiltona, regularne oglądanie pornografii zmienia funkcjonowanie mózgu. Na zmianę narażeni są w szczególności ludzie młodzi, którzy nie mają w pełni ukształtowanego systemu nerwowego. Pornografia działa bowiem na mózg jak narkotyk, domagając się od uzależnionych od niej osób coraz silniejszych bodźców oraz przekraczania kolejnych granic. W Polsce, z roku na rok coraz więcej rodziców szuka pomocy terapeutycznej dla uzależnionych od pornografii dzieci. Z powstałymi na bazie uzależnienia od pornografii licznymi dewiacjami seksualnymi muszą sobie później radzić już nie tylko ich partnerzy, rodziny, psychologowie, seksuologowie czy psychiatrzy, ale również wymiar sprawiedliwości. Według Ministra Sprawiedliwości Wielkiej Brytanii, twarda pornografia wpłynęła na liczbę nieletnich oskarżonych o gwałty. W ostatnich czterech latach, liczba takich gwałtów miała się podwoić.

W Polsce z pornografii korzysta miesięcznie co najmniej 8,5 mln osób. Oznacza to, że w miesiącu filmy pornograficzne ogląda aż 36 proc. polskich internautów. Z badań naukowych wynika, że ok. 75 proc. mężczyzn w wieku od 18 do 30 lat przynajmniej raz w tygodniu ogląda pornografię. Wśród nich 8 proc. doświadcza poczucia utraty kontroli nad częstotliwością i miejscem korzystania z pornografii. Jak podkreśla dr hab. n. med. Michał Lew-Starowicz „nałogowe korzystanie z pornografii przypomina pod wieloma względami uzależnienie od hazardu”. Pornografia działa bowiem na człowieka niczym narkotyk, silnie go od siebie uzależniając. O ile jednak państwo polskie walczy z handlem narkotykami, to jednak cały czas toleruje równie destrukcyjny narkotyk, który zniszczył życie wielu ludziom i ich rodzinom - pornografię, pozostawiając ich na pastwę zniewalającego ludzkie umysły i dusze pornobiznesu.

 Polski rząd, który obiecał sanację i powrót do chrześcijańskich wartości w życiu publicznym, wciąż pozostaje bierny i nie przeciwstawia się seksualizacji oraz deprawacji dzieci i młodzieży. Jest to tym bardziej zaskakujące, iż ma on w swoim ręku wszelkie narzędzia potrzebne do tego, aby ograniczyć dostęp do pornografii. Może na przykład za pomocą odpowiednich regulacji prawnych zobowiązać dostawców usług internetowych oraz sieci komórkowe do zablokowania dostępu do stron internetowych z treściami pornograficznymi, z ewentualną możliwością ich odblokowania po złożeniu przez osoby pełnoletnie wniosku w tym zakresie. Takie rozwiązania obowiązują już w Wielkiej Brytanii. Nie powinno się w tej kwestii zwlekać, gdyż po pornografię sięgają coraz młodsze dzieci. Według danych opublikowanych przez Stowarzyszenie Twoja sprawa aż  93 proc. dziewcząt i 80 proc. chłopców uważa, że dostęp do tych treści jest w internecie zbyt łatwy. Jeżeli uważają tak same dzieci, to dlaczego dorośli ludzie, którzy są odpowiedzialni za rozwój młodego pokolenia nic z tym faktem nie robią? Albo państwo, a więc rządzący nami ludzie wspierają pornobiznes i aprobują demoralizację dzieci albo się temu przeciwstawia. Nie ma opcji pomiędzy. Albo jest się za ochroną dzieci albo przyzwala się na patologię i niszczenie polskich rodzin.

Jeżeli nie przejdziemy wreszcie do moralnej i duchowej kontrrewolucji oznaczającej sanację życia publicznego, to już niedługo nikogo nie będzie bulwersował wibrator z pojemnikiem na prochy po zmarłej osobie, który według holenderskiej reklamy pozwala „wdowom na powrót do intymnych wspomnień związanych z ukochanym”. Ta obrzydliwa, urągająca ludzkiej godności forma nekrofilii oraz inne dewiacje, które stają się powoli normą, przestają już kogokolwiek szokować, stając się jedynie kolejnymi niegroźnymi ciekawostkami. Ludzka wrażliwość jest w ten sposób permanentnie stępiana, a granice moralne wciąż są przesuwane. Świadczy o tym zalegalizowanie przez Niemców „małżeństw” osób tej samej płci oraz debata w tym państwie nad legalizacją związków kazirodczych, czy też niedawne umorzenie przez holenderską prokuraturę postępowania w sprawie osób, które nagrały scenę seksu do filmu pornograficznego w konfesjonale w kościele św. Józefa w Tilburgu.

Nie lękajcie się!

W przemówieniu wygłoszonym przez Jana Pawła II w czasie jego pielgrzymki do Argentyny, papież wzywał młodzież do wyrzeczenia się „bożka seksu, przyjemności, który hamuje pragnienie podążania za Chrystusem drogą krzyżową prowadzącą do życia. Bożka, który może zniszczyć naszą miłość”. To wezwanie jest wciąż aktualne. Ma ono bowiem wymiar ponadczasowy i jest powszechne - skierowane do wszystkich ludzi,  a więc także do tych, którzy obecnie rządzą Polską i  w swoich wystąpieniach publicznych często odwołują się do postaci Jana Pawła II, który doczekał się w całej Polsce setek, jeśli nawet nie tysięcy pomników. Warto w tym kontekście podkreślić, że najpiękniejszy  i najwartościowszy pomnik, jaki można w ogóle postawić papieżowi z Polski, nie będzie wykonany z brązu czy kamienia, ale z wcielenia jego nauk w życie. Niestety, wiele osób próbuje dzisiaj oddzielać osobę Jana Pawła II od jego nauczania, sprowadzając go do postaci dobrego dziadka od kremówek. Uczestniczy w tym również wielu księży, którzy w swoich homiliach nie tylko nie przypominają wiernym o podstawowych założeniach stworzonej przez papieża teologii ciała, ale również nie głoszą, że stosowanie antykoncepcji i współżycie przed ślubem jest grzechem.

Niestety, wielu polityków i dziennikarzy reprezentuje dzisiaj postawę, którą można określić mianem konserwatyzmu powyżej pasa czy też katolicyzmu na pół etatu. Swoim życiem nie odzwierciedlają bowiem tego, co z poczuciem moralnej wyższości często głoszą w środkach masowego przekazu. Niestety, pokłady obłudy i hipokryzji wśród wielu członków ekipy rządzącej i dziennikarzy spod znaku „dobrej zmiany” są spore. Może o tym chociażby świadczyć liczba osób z tego środowiska, które żyją w związkach niesakramentalnych lub też porzuciły męża albo żonę z dziećmi w pogoni za „drugą młodością”. Widać to także po zmianie w ich podejściu - po wygranych wyborach - do kwestii zakazu aborcji. Mimo to, wciąż jednak jest nadzieja, że „dobra zmiana” nie ograniczy się jedynie do zmiany personalnej, ale stanie się zmianą strukturalną i jakościową. Zmianą cywilizacyjną i moralną. Oby ekipa „dobrej zmiany” nie zaprzepaściła tej wielkiej szansy na zmianę Polski. Nie wiadomo bowiem, czy okazja ku temu kiedykolwiek się jeszcze powtórzy.

Tylko od nas zależy czy nasza cywilizacja pogrąży się w upadku i zgniliźnie moralnej czy też wreszcie zdołamy odbić się od dna. Jeżeli „dobra zmiana” rzeczywiście ma być dla Polski i Polaków dobra, to polskie państwo musi wreszcie podjąć walkę z naruszającym ludzką godność seksbiznesem. Każdy dzień zwłoki uderza bowiem w polskie rodziny i najmłodszych, którzy są przyszłością naszego narodu. Rządzący, odwagi!

Gabriel Kayzer

W tekście zostały wykorzystane informacje opublikowane m.in. przez Stowarzyszenie Twoja Sprawa.

Ps. Na wysłane pytania dotyczące tego, czy nowy Zarząd Spółki Lotos aprobuje politykę sprzedaży poprzedniego Zarządu, polegającą na umieszczaniu w należących do niej stacjach paliwowych prezerwatyw tuż przy kasach w pobliżu słodyczy oraz czy zamierza przesunąć prezerwatywy w inne miejsce, tzn. z dala od słodyczy i wzroku dzieci, Spółka Lotos odpowiedziała:

„Spółka LOTOS Paliwa działa odpowiedzialne w ramach przyjętych w kraju norm etycznych oraz słucha opinii swoich klientów i interesariuszy, jednak nie ma w zwyczaju komentowania szczegółów swojej polityki sprzedaży pozapaliwowej”. Spółka PKN ORLEN w ogóle nie ustosunkowała się do zadanych jej pytań.

Tekst ukazał się pierwotnie w sierpniu 2017 roku na portalu Lux24.pl