W Gdańsku z budynku komunalnego, w którym mieszkało 40 rodzin, uczyniono muzeum Güntera Grassa. Polacy musieli wynosić się ze swoich mieszkań, aby zrobić miejsce dla upamiętnienia Niemca - członka Waffen SS, fakt, że noblisty.

Günter Grass urodził się i wychowywał w Gdańsku. Uczynił miasto istotą kilku swoich powieści, tak zwanej Trylogii gdańskiej, ze słynnym Blaszanym bębenkiem na czele. Jako Gdańszczanin jest Grass w Gdańsku chętnie upamiętniany. Wspomina go pomnik, skwer. Teraz z budynku zamieszkałego przez 40 rodzin uczyniono muzeum pisarza. Rodziny otrzymały inne lokale.

Sprawą zajął się polityk PiS Kacper Płażyński. Skomentował między innymi fakt wysiedlenia 70-letniej Marii Wuckiej, której ojciec odbudowywał Gdańsk po II wojnie światowej. Wucka mieszkała od urodzenia w XVII-wiecznym dawnym Domu Dobroczynności i Sierot na gdańskim Osieku, obok Starego Miasta. Zabytkowy budynek został w ostatnich latach zaadaptowany na miejską placówkę kulturalną – Dom Daniela Chodowieckiego i Güntera Grassa. Z byłego sierocińca wykwaterowano około 40 rodzin, którym miasto dało im inne lokale mieszkalne.

Problem w tym, że Grass został w 1944 roku powołany do Waffen-SS. Jak sam później mówił, nie szedł do tej formacji dobrowolnie. Walczył i został w kwietniu 1945 ranny, potem trafił do niewoli. Jedynie wcześniej, w roku 1942, zgłosił się dobrowolnie do Wehrmachtu; nie został wprawdzie przyjęty, a to ze względu na zbyt młody wiek. Jak później tłumaczył, chciał, aby wojsko uwolniło go od wpływów rodzinnych.

Obrońcy Grassa przekonują, że pisarz wystarczająco rozliczył się ze swoją przeszłością,potępiając wielokrotnie nazistowską dyktaturę. Ich zdaniem jego obecność w niemieckiej armii w wieku 17 i 18 lat nie może przekreślać wielkiego dorobku pisarskiego noblisty i rodzonego Gdańszczanina.

Wysiedlanie z budynku polskich rodzin na cele muzeum dla Grassa budzi jednak wyjątkowy niesmak. To kolejna hańba dla gdańskich władz. 

bsw